„Ta aplikacja wyciąga dane ze smartfona, nie będę z niej korzystał”, „przesyłacie zdjęcia do Prismy, a oni je gromadzą!” - ciągle czytam tego typu komentarze, a potem patrzę jak ludzie sami, zupełnie świadomie, dzielą się w sieci własnymi danymi.
Podobno w sieci nic nie ginie - sporo w tym prawdy. Przekonali się o tym chociażby celebryci podpinający pod iCloud swoje iPhony, gdzie na rolkach aparatów leżały nagie zdjęcia. Pech, w końcu teoretycznie fotki w pamięci telefonu powinny być bezpieczne. Morał? Nie synchronizować rolek i galerii z sieciowymi usługami, szczególnie jeśli chcecie coś ukryć.
Znajomi wielokrotnie pytali mnie, czy naprawdę nie wiem, że facebookowe aplikacje porównujące moje zdjęcia ze sławnymi aktorami czy pokazujące do którego bohatera Gwiezdnych Wojen jestem podobny, uzyskują dostęp do moich danych na Facebooku? Wiem o tym doskonale, dlatego postuję w serwisie tylko to, co uważam za słuszne. Może jest tego za dużo, ale staram się trzymać nad tym całym facebookowym życiem kontrolę. Raz się udaje, raz nie - konto mam publicznie zamknięte.
Często widzę jednak, że to nie złośliwe oprogramowanie, czy wyciągające nasze dane aplikacje są największym problemem - mam wrażenie, że sami robimy to w pełni świadomie i nie ma sensu obwiniać Prismy o zbieranie na serwerze naszych zdjęć. Dlaczego? Doskonały przykładem jest nowa na polskim Facebooku moda na hasztag myfist7jobs. Nie do końca rozumiem jej sens, od udostępniania takich danych są przecież odpowiednie serwisy, którymi interesują się potencjalni pracodawcy. Niby ludzie chcą pokazać swoją karierę od pucybuta do milionera niczym 50 Cent? No, ale jest moda, to wpisujemy - choć przecież te same osoby gardziły wszelkiej maści łańcuszkami. Bo niby czymże jest takie wypisywanie swoich pierwszych 7 prac, jeśli nie kolejnym facebookowym (i twitterowym, tam bowiem widziałem po raz pierwszy tę akcję) łańcuszkiem?
#myfirst7jobs na szczęście nie wyciąga (dobre sobie) wrażliwych danych na nasz temat, choć oczywiście jestem sobie w stanie wyobrazić, że gdzieś na końcu świata ktoś siedzi i takie dane zbiera, a następnie sprzedaje je komuś lub robi zestawienia do badań rynku pracy. No bo skoro sami oddajemy takie informacje, to czemu ktoś nie miałby zrobić z nich użytku, a ostatecznie na tym zarobić?
Są w sieci dwa obozy - jeden klepie w serwisach wszystko, pokazując jednocześnie swój status majątkowy, drugi boi się o swoje dane tak bardzo, żę pilnuje ich jak szalony. Pamiętajcie jednak, że jeśli nie jesteście kimś „naprawdę ważnym”, Wasze dane nie są wiele warte. Jeśli jakaś aplikacja faktycznie wyciągnie Was z serwisu społecznościowego, nikt nie zapłaci za Was pokaźnej sumki. Nie chcę napisać nieprawdy, ale ile warta jest jedna taka jednostka - złotówkę? Złoty siedemdziesiąt? Nie obraźcie się, ale nie jesteście (podobnie jak ja) Markiem Zuckerbergiem i nie widzę najmniejszego sensu w zaklejaniu kamery i wejścia słuchawkowego swojego laptopa.
Największym problemem - przynajmniej dla mnie - są męczące telefony, w których jakaś niezbyt miła pani zaprasza mnie na warsztaty kulinarne do miasta, w którym nie mieszkam od ponad 10 lat. Tylko dlatego, że akurat na studiach byłem tam zameldowany i w którymś z abonamentów telefonicznych podałem tamten adres. Oczywiście na pytanie „skąd ma pani moje dane” nigdy nie uzyskałem satysfakcjonującej odpowiedzi. „Numer został wygenerowany przez system” brzmi jak brzydko pachnące kłamstewko, szczególnie, że dzwoniący doskonale wiedział do jakiego miasta mnie zaprosić. To znaczy ostatecznie nie wiedział, bo kupił nieaktualne dane.
grafika: 1 - Personal Information - Folder Register via Shutterstock, 2 - Sneaking a look at personal information via Shutterstock
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu