Jak zmarnować kilkadziesiąt minut życia? Można obejrzeć kiepski film. Jeśli ktoś postanowi zrealizować ten plan, mogę podrzucić kilka tytułów, jednym z nich będzie z pewnością Mroczna wieża. Adaptacja sagi Stephena Kinga mogłaby być czymś naprawdę dobrym, dziełem, do którego wracalibyśmy po latach. Ba, otwarciem dla kolejnych filmów - niczym cykl Star Wars czy Star Trek. Niestety, wyszedł gniot. Obrazu nie uratowały znane nazwiska, w miarę wysoki budżet czy możliwość nawiązywania do dzieł kultury masowej...
Mroczna wieża to ponoć jedno z największych dokonań amerykańskiego pisarza - nie czytałem, więc nie będę się na ten temat wypowiadał. Ale jeśli sam darzy je wielkim sentymentem, jeżeli pracował nad tym kilka dekad, jeżeli saga ma rzeszę oddanych fanów na całym świecie, to coś musi być na rzeczy. Po prostu nie uwierzę w to, że książki z tego cyklu są bardzo słabe, więc film oddał ten poziom. Zresztą, w Sieci znalazłem potwierdzenie: czytelnicy są zdruzgotani tym, co zobaczyli na dużym ekranie.
Na pytanie, co właściwie się nie udało, musiałbym odpowiedzieć: wszystko. Serio. Nie ma tym filmie elementu, który mógłby jakoś ratować całość. Są świetni aktorzy, w szranki stają tu Matthew McConaughey i Idris Elba, ale przy kiepskim scenariuszu ich gra aktorska nie ma większego znaczenia. W efekcie można oglądać scenę, w której McConaughey wcielający się w rolę złego maga miota w czarnoskórego rewolwerowca raz już wystrzelonymi pociskami - komiczny obraz. To zresztą można napisać o wszystkich spotkaniach obu panów - mają one budować napięcie i przekonać nas, że ta dwójka naprawdę się nie lubi, lecz nie wychodzi z tego starcie na miarę Azoga i Thorina. Pojedynek finałowy tej ostatniej dwójki trwa dłużej niż cała Mroczna wieża. Serio.
Największym problemem jest właśnie czas trwania filmu. To raptem 1,5 h - zbyt mało, by przedstawić tę historię, zbudować świat, wprowadzić nas do niego, przedstawić bohaterów, ich cele i życiorysy. Akcja rozkręca się przez kilka kwadransów i nagle... musi dojść do jej rozwiązania. Film od połowy jest jednym wielkim pościgiem - byle tylko zdążyć zamknąć temat w te 95 minut. Pewnie w wielu głowach pojawi się myśl, że Mroczna wieża to świetny materiał na serial, długą opowieść, która mogłaby się ciągnąć przez kilka sezonów. Niczym Gra o tron. Krótkiego Hobbita rozciągnięto na trzy długie filmy (co też było przesadą), rozbudowany świat stworzony przez Kinga ktoś chciał ludziom na szybko przedstawić w kilka kwadransów. To nie mogło się udać.
Wybitne dzieło nie powstało, ale mogła z tego przynajmniej wyjść lekka rozrywka na letnie popołudnie. Tyle, że w ostatnich miesiącach widziałem filmy, które znacznie lepiej spełniły tę rolę. Mroczna wieża to film, po którym nie zostanie nic prócz chęci podrapania się w głowę. Naprawdę marnie wydane kilkadziesiąt milionów dolarów. W ten sposób zamknięto drogę do budowy filmowego cyklu - nikt przy zdrowych zmysłach nie pójdzie do kina na ewentualną drugą część. A filmowcy mając to na uwadze pewnie nie będą ryzykowali kasy, by owe części tworzyć. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś temat podejmie Netflix czy HBO i faktycznie zrobi z tego serial.
Zdaję sobie sprawę z tego, że film jest w kinach od kilku tygodni, niebawem z nich zniknie. Ale poszedłem na ostatnią chwilę z nadzieją, że powtórzy się historia z The Circle - mimo kiepskich recenzji wybrałem się do kina i film przypadł mi do gustu. Liczyłem na to, że tym razem będzie podobnie, a ja zachęcę innych do seansu: idźcie póki jest grany! Ale nie, nie idźcie, już lepiej popatrzeć w ścianę przez te 95 minut. Nie będziecie się później musieli zastanawiać, czy da się to odzobaczyć...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu