Część z Was pewnie znalazła się kiedyś w takiej sytuacji: szukacie w mediach społecznościowych człowieka, znacie imię i nazwisko, ale nie wiecie, jak ...
Część z Was pewnie znalazła się kiedyś w takiej sytuacji: szukacie w mediach społecznościowych człowieka, znacie imię i nazwisko, ale nie wiecie, jak wygląda, ewentualnie awatar nie pomaga. Tymczasem tak samo nazywa się grupa ludzi i nie wiadomo, kto jest tym poszukiwanym. Odzywacie się do kilku osób albo nawet zapraszacie ich do grona znajomych. Pomylić się nie jest tak trudno. Gorzej, gdy wpadkę zaliczy ktoś znany - wtedy robi się o sprawie głośno.
Nazwisko "Sikorski" nie jest w naszym kraju jakimś ewenementem, używa go wiele osób. Kombinacja "Maciej Sikorski" może być chyba uznana za popularną. Przez to przytrafiały mi się już sytuacje, gdy ktoś szukał innego Maciej Sikorskiego, a trafiał do mnie. To nie dziwi, gdy ktoś nie wie, jak wygląda poszukiwana osoba albo gdy widział ją ostatni raz dawno temu. Zastanawiać mogą jednak wpadki, w których nawiązuje się kontakt z kimś, kto z całą pewnością nie jest poszukiwaną osobą, a o pomyłkę naprawdę trudno. Tak było w przypadku dwóch znanych polityków: Baracka Obamy oraz Davida Camerona. Na pierwszy rzut oka śmieszna historia, ale dla premiera Wielkiej Brytanii mógł to być wizerunkowy cios. Niezamierzony, ale bolesny.
Ktoś postanowił sprawdzić, czy przywołani przywódcy śledzą się na Twitterze. Jest do tego specjalne narzędzie, szybko można uzyskać potrzebne dane. Okazało się, że David Cameron obserwuje Obamę, ale w drugą stronę już to nie działa. Teraz jednak najciekawsza informacja: Obama obserwuje Davida Camerona, lecz... nie tego, którego powinien. Śledzony Cameron mieszka w Oregonie, lubi Star Treka, chwali się, że nie jest premierem Wielkiej Brytanii, a z jego wpisów można szybko wywnioskować, że to rzeczywiście inny człowiek. Koniec historii? Nie do końca.
Uhg. Someone cook me foooood.
— DavidCameron (@davidcameron) styczeń 9, 2015
Przy takich motywach pojawiają się pytania i spostrzeżenia, którym warto poświecić uwagę. Zastanawia np., jaki wpływ na profil ma osoba, którą reprezentuje. Czy Obama rzeczywiście coś tam pisze, choćby sporadycznie, czy też wszystkim zajmuje się sztab specjalistów? A jeśli pisze, to czy podlega to cenzurze doradców? Widzi się także, jak różne mogą być profile przywódców. David Cameron obserwuje na Twitterze zaledwie 382 osoby. Napisałem "zaledwie", ponieważ Obama śledzi 645 tys. kont. Staje się jasne, że to już skala przemysłowa i zarządza tym pewnie sporo ludzi. Cameron lub jego doradcy pewnie szybko zauważyliby, że podążają za niewłaściwym Obamą, gdyby ten nagle zaczął pisać o codziennym życiu w Teksasie, kupnie nowego Forda i imprezie z rodziną z Oklahomy. W drugą stronę nie zadziałało, bo w takiej masówce mogą się pojawić przeróżni użytkownicy.
What if Obama isn't following the PM on purpose? pic.twitter.com/B4OMjjUHXS
— DavidCameron (@davidcameron) styczeń 23, 2015
Widać jednak wyraźnie, że dla speców od Twittera pracujących dla Białego Domu Cameron nie jest postacią pierwszoplanową. Inaczej chyba zauważyliby problem. Nawet w tak rozbudowanej grupie. Wyłapał to ktoś z zewnątrz i nagłośnił, zaczęto pytać, czy panowie faktycznie są w tak dobrych stosunkach, o jakich można było przeczytać stosunkowo niedawno (padło np. zdanie: He’s one of my closest and most trusted partners in the world - tak o Cameronie mówił Obama). Szybko robi się mniej przyjemnie i przyjaźnie. Niby drobnostka, ale niektórych bohaterów niniejszej historii może doprowadzić do zgrzytania zębami.
Podsumowując: zwracajcie uwagę na to, kogo obserwujecie/zapraszacie do grona znajomych/umieszczacie w kręgach, ale też sprawdzajcie dla kogo staliście się obiektem zainteresowania. A nuż człowiek z pierwszych stron gazet postanowi nawiązać kontakt w social media...;)
Źródło grafiki: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu