Chciałbym napisać, że tak. Że mobilny Ubuntu ma ogromny potencjał, by zagrozić duopolowi Android - iOS, a jego premiera wiele zmieni na rynku mobilnym...
Chciałbym napisać, że tak. Że mobilny Ubuntu ma ogromny potencjał, by zagrozić duopolowi Android - iOS, a jego premiera wiele zmieni na rynku mobilnym i zapewni nam zupełnie nowe doświadczenia. Niestety nie zanosi się na to, przynajmniej na razie. Dlaczego?
Nie tak dawno byliśmy świadkami śmierci pomysłu na Ubuntu Edge, czyli high-endowego smartfona, który może równie dobrze pełnić rolę miniaturowego desktopa po podłączeniu odpowiednich akcesoriów. Mimo jednak, że nie udało się uzbierać oczekiwanych 32 mln dolarów, akcja na Indiegogo była najbardziej spektakularną w całej historii crowdfundingu, a licznik dobił do rekordkowych 12,8 mln dolarów. Czy to znaczy, że użytkownicy tak bardzo pragną nowego systemu na rynku? Najwyraźniej, co jednak wcale nie wróży sukcesu mobilnemu Ubuntu.
Na blogu Canonical ogłoszono, że wydanie stabilnej wersji systemu jest planowane na 17 października, a więc tego samego dnia, którego planowo ma pojawić się też desktopowy Ubuntu 13.10 oraz... Windows 8.1 (kolejny PR-owy strzał w stopę - premiera systemu Canonical zostanie całkowicie przyćmiona). Wówczas zostanie on jednak wydany tylko na wspierane urządzenia, a tych jest niewiele (Nexus 10, Nexus 7, Nexus 4 i Galaxy Nexus). Mimo popularności Nexusów, wątpię by twórcom udało się skłonić użytkowników do instalacji w innym celu niż tylko testy/eksperymenty. I taki stan rzeczy pewnie się utrzyma przynajmniej do czasu, kiedy zadebiutują pierwsze urządzenia z Ubuntu OS. Ich premierę Canonical zapowiedziało na przyszły rok. Czy plan uda się zrealizować? Szczegółów nie znamy.
Najbardziej boli to, że Canonical skutecznie pozwala nam zapomnieć o tym systemie. Zapowiedzi w styczniu br. były bardzo głośne i ambitne. Udostępnione SDK miało pozwalać programistom tworzenie aplikacji działających jednocześnie na desktopach i urządzeniach mobilnych. Miały one mieć możliwość integrowania z powłoką systemową, jak w wersji tradycyjnej systemu Ubuntu. Apetyt budził też sam interfejs, który szybko skopiowano w postaci pasków z aplikacjami dla Androida. Ubuntu OS w momencie zapowiedzi miał wszystko, by skutecznie zachęcić użytkowników (oraz co ważniejsze programistów) do zwrócenia na niego uwagi.
Ale mamy już wrzesień, a premierę zapowiedziany na przyszły miesiąc. Twórcy nie starali się nawet podgrzewać atmosfery, prezentując nam kolejne "niesamowite funkcje". Odnoszę wrażenie, że marketingowy potencjał Ubuntu został tym samym zmarnowany. Czy premiera cokolwiek zmieni? Wątpię, ale ciągle tli się u mnie iskierka nadziei, że będzie to coś więcej niż tylko niszowa platforma dla maniaków, pasjonatów i testerów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu