Ciekawostki technologiczne

Młodzież w szoku na widok encyklopedii. Powód do wstydu? Niekoniecznie

Maciej Sikorski
Młodzież w szoku na widok encyklopedii. Powód do wstydu? Niekoniecznie
Reklama

Pewnie większość z Was posiada w domu encyklopedię. Papierową, grubą księgę z tysiącami haseł. A jeśli nie grubą, to tylko dlatego, że jest w wielu to...

Pewnie większość z Was posiada w domu encyklopedię. Papierową, grubą księgę z tysiącami haseł. A jeśli nie grubą, to tylko dlatego, że jest w wielu tomach. Pisząc to patrzę na opasłą encyklopedię o sporej wadze stojącą na mojej półce. Ma już kilka dekad i pewnie w wielu miejscach stała się nieaktualna. Myślę o niej i o dzieciakach, którym pokazano podobne książki. Sfilmowano to i wrzucono do Sieci. Po obejrzeniu uczucia są mieszane.

Reklama

Trafiłem dzisiaj na film, w którym pokazano pewną grupę nastolatków. Nie kojarzyłem wcześniej kanału z YT, nie znam innych ich filmów, ale po krótkim rekonesansie dochodzę do wniosku, że są do siebie podobne, format wygląda tak, że ludziom coś się pokazuje, nagrywa ich reakcje, zadaje pytania, prosi o komentarz. Proste. Zresztą, zobaczcie sami:

Mamy zatem nastolatków, którym pokazano encyklopedię. W wielu tomach, solidną. Reakcje? Część bohaterów nie wie, co to jest, nie potrafi skorzystać z tego narzędzia, nie miało z tym kontaktu lub używało encyklopedii lata temu. Patrzę na to i kręcę głową z niedowierzaniem, na usta cisną się słowa krytyki, obelgi. Jak ci ludzie mogą nie wiedzieć, co przed nimi położono? Jak to możliwe, że trochę czasu im schodzi na to, by rozgryźć system i zrozumieć, że hasła ułożone są alfabetycznie? Powtarzam sobie, że w strasznych czasach żyję, nadchodzi koniec cywilizacji i nie ma już ratunku. Skoro młodsze pokolenie ma takie braki, to nic dobrego z tego nie będzie.

To nie były moje ostateczne wnioski. Im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej zastanawiałem się, po co właściwie tym ludziom encyklopedia w formie, jaką im zaserwowano? Nadal uważam, że powinni umieć z niej korzystać, że szkoła czy rodzice powinni pokazać, że coś takiego istnieje, wytłumaczyć, że kiedyś było bardzo popularne. Dla ich bezpieczeństwa, poszerzania wiedzy o przeszłości, pobudzania ciekawości, trzeba zaprezentować encyklopedię, atlas (papierowy), globus, liczydło. Wypada, by wiedziały co to jest, do czego służy i jak się tym posługiwać. Ale trzeba postawić sprawę jasno: to raczej ciekawostki niż realna pomoc w dzisiejszym życiu.


Chociaż patrzę na encyklopedię, to nie wiem, kiedy ostatni raz jej używałem. Lata temu. Globus? Tylko w domu rodzinnym, lubiłem się nim bawić w dzieciństwie, ale dzisiaj jest dość nieaktualny - jako pomoc naukowa mało atrakcyjny. Do czego miałbym używać liczydła? Może to fajne ćwiczenie umysłowe, ale na tym chyba kończą się jego zalety. Z gęsiego pióra też nie korzystam. Ba, coraz rzadziej długopis ruszam i pewnie nie jestem wyjątkiem. Wymieniam te rzeczy i zastanawiam się, czy faktycznie trzeba kręcić głową nad wspomnianą grupą nastolatków - przecież sam też korzystam z Internetu i Google. Bo są wygodne i po prostu atrakcyjne. Lepsze.

Te narzędzia nie są idealne, nie można im wierzyć w 100%, lecz poważnie ułatwiają życie, stanowią postęp, a z tym nie należy walczyć. Nasi dziadowie pewnie też mieliby niezły ubaw, gdyby dali nam do rąk niektóre swoje gadżety. Tylko czy byłoby tu nad czym załamywać ręce?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama