Manoj Bhargava. Rano nie znałem tego nazwiska, ale od kilku godzin poznaję postać i stwierdzam, że powinno się o niej mówić. To miliarder pochodzący z...
Bogacz kilkanaście lat spędził w pustelni, teraz chce dzielić się majątkiem. Pomysły robią wrażenie
Manoj Bhargava. Rano nie znałem tego nazwiska, ale od kilku godzin poznaję postać i stwierdzam, że powinno się o niej mówić. To miliarder pochodzący z Indii - majątek przyniósł mu przede wszystkim energy drink, a zarobione pieniądze mają być prawie w całości przeznaczone na cele charytatywne. Nie chodzi tu jednak o kupowanie zboża: kasa ma płynąc do inżynierów i naukowców tworzących rozwiązania, które mogą poprawić los miliardów ludzi na naszej planecie. Jego zdaniem, wynalazek, nowy produkt jest fajny wtedy, gdy można o nim powiedzieć "użyteczny".
Tajemniczy miliarder z Indii
Wiecie kim jest Amancio Ortega? To prawdopodobnie najbogatszy Europejczyk, jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Pieniądze przyniosła mu firma ZARA (branża odzieżowa). Nie jest tak medialną postacią, jak Bill Gates. Właściwie media piszą o nim niewiele. Albo inaczej: podają niewiele szczegółów. Zagadkowa persona chroniąca swoją prywatność. Pomyślałem o nim, gdy czytałem o bohaterze niniejszego wpisu - to też człowiek intrygujący, ale owiany tajemnicą. Przynajmniej taki obraz wyłania się, gdy zacznie się go poznawać.
Urodził się w Indiach w bogatym domu, ale majątek prysł, gdy rodzina przeniosła się do USA. Bohater miał wtedy kilkanaście lat. Rozpoczął naukę w Princeton (matematyka), lecz przerwał ją po roku. Wrócił do Indii, gdzie został... mnichem. Przez kilkanaście lat mieszkał w pustelni. Gdy skończył się ten etap życia, wyjechał do USA (lata 90. XX wieku) i przejął rodzinny biznes zajmujący się tworzywami sztucznymi. Rozwinął go, a potem sprzedał. Wystartował z firmą Living Essentials, której najbardziej znanym produktem jest 5-Hour Energy. I to przyniosło mu miliardy.
Kontrowersje wzbudza sam energy drink, sprzeczki z konkurencją - biznes nie jest pozbawiony skazy. Jednocześnie warto wspomnieć, że Manoj Bhargava ma ponoć silny wpływ na polityków, pieniądze płyną do nich szerokim strumieniem z firm bogacza, a o nim samym powiedziano political kingmaker nobody knows. Podkreślam to, bo nie chcę tworzyć postaci z kryształu. Gdybym miał się odwołać do Trylogii Sinkiewicza, to stwierdziłbym, że z pewnością bliżej mu do Kmicica niż do Wołodyjowskiego ;)
Miliardy na cele naukowe i tworzenie
Postać pewnie nie przykułaby mojej uwagi, gdyby nie jego obecna działalność. Trudno stwierdzić, ile dokładnie wynosi majątek krezusa, ale mówi się o 4 miliardach dolarów. Prawie cała suma ma być przekazana na "naprawianie świata". Manoj Bhargava ponoć szybko poinformował swojego syna, że nie odziedziczy fortuny. Ten przyjął to ze zrozumieniem. Tyle oficjalna wersja. Pieniądze przeznaczane są m.in. na funkcjonowanie szpitali w Indiach, ale najciekawszym wątkiem jest Stage2. Można to określić mianem laboratorium, poligonu doświadczalnego albo placu zabaw dla inżynierów i ludzi nauki. Hojnie dofinansowanego placu zabaw.
Prace prowadzone są w różnych kierunkach. Chodzi o technologie wykorzystywane w medycynie czy o odsalanie wody. Bardzo wydajne odsalarki miałyby pracować na morzu i dostarczać rurociągami czystą wodę do miejsc cierpiących suszę. A takich niestety przybywa. Pojawiają się też projekty z sektora energetyki - np. czerpanie z energii geotermalnej, ale przy wykorzystaniu grafenu, a nie tradycyjnych rozwiązań. Mocno podniesiona efektywność, metodą, którą można by wykorzystać w wielu miejscach na świecie.
Wiele uwagi przyciąga też... rower. Projekt nosi nazwę Free Electric i jest skierowany przede wszystkim do krajów rozwijających się, miejsc, w których problemem nie jest brak Internetu, ale niedostatek energii elektrycznej. A bez niej ciężko nie tylko o Sieć, ale też o światło. Idea jest taka, by ludzie sami produkowali elektryczność z pomocą swoich mięśni. Pedałują, generator pracuje, energia trafia do akumulatora, który może zasilać urządzenia znajdujące się w domu. Przynajmniej w podstawowym zakresie, bez szaleństw i energochłonnych instalacji.
Godzina takiego pedałowania miałaby zapewnić elektryczność na całą dobę. Sprzęt miałby być tani w produkcji i łatwy w naprawie. Tysiące takich rowerów mogą trafić do indyjskich wiosek już w najbliższym czasie. Za darmo? Tu robi się ciekawie - trzeba będzie za nie zapłacić. Niewiele, ale jednak. Twórcy wychodzą z założenia, że człowiek nie dba o coś, co dostał, za co nie zapłacił. I ja się z tym zgadzam. To wyciąganie ręki z pomocą, ale nie upośledzanie społeczności. Pojawią się jednak inne problemy.
Większość osób ma pewnie niewielkie domy, liche chałupy, w których nie ma miejsca na takie rowery albo nie będą one dostatecznie chronione. Pojawia się więc pomysł, by taka maszyna przypadała na kilka rodzin czy na jedną wieś - ludzie będą do niej przychodzić ze swoim akumulatorem, popedałują, naładują i pójdą. Przyjdzie ktoś inny. Zastanawiam się przy tym, czy niedożywieni mieszkańcy będą chętnie pedałować przez godzinę i czy po prostu... będzie im się chciało to robić. Tu mam największe wątpliwości.
Mam nadzieję, że to nie ściema
Powyżej znajdziecie trailer filmu na temat miliardera i jego działalności, jest też sam film. Lektura na weekend. Czytam teksty na jego temat, oglądam materiały wideo i zastanawiam się, czy bogaczowi uda się zrealizować te plany i czy rzeczywiście wyda kasę na badania oraz tworzenie nowych rozwiązań. Chcę wierzyć, że tak się stanie i przynajmniej część jego pomysłów trafi do masowego odbiorcy. To faktycznie zmieniłoby los rzeszy ludzi. Jeśli zatem nie mamy do czynienia z działaniami z działki PR, a intencje są szczere, to kibicuję. Nawet bardzo. I częściej chciałbym czytać o takich mnichach-biznesmenach...
Grafika tytułowa: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu