Felietony

Microsoft vs tablety. Podejście numer 6

Jarosław Tomanik
Microsoft vs tablety. Podejście numer 6
25

Kolejny reboot tabletów Microsoftu nadchodzi. Czy tym razem uda się wykroić choć kawałek rynkowego tortu, czy będzie jak zawsze? Trudno oczekiwać tu przełomu, ale odnoszę nieodparte wrażenie, że tą przedziwną metodą prób i błędów firma z Redmond w końcu wykonała ruch w odpowiednim kierunku.

To co robił dotychczas Microsoft z tabletami stanowi symptomatyczny obraz skrajnego braku konsekwencji, jaki cechuje ten koncern ostatnimi laty. Windows, OneDrive, Xbox, Windows Phone, nie są jedynymi przykładami hołdu, składanego koncepcji, okupionej stosami trupów, krwawej rewolucji. Rewolucji, która niezmiennie głębokim cieniem kładzie się na udziałach rynkowych i sympatii fanów.

Ale po kolei. Tablety z Windowsem pojawiły się na długo przed iPadem. Co prawda większość na rynku stanowiły hybrydy z obrotowym ekranem (slate pc), sam jednak mam gdzieś działające, klasyczne urządzenie wyposażone w pisadło i pracujące pod specjalną wersją Windows XP Tablet PC Edition. Nie muszę dodawać, że jakoś nikt nie dostrzegł potencjału i tablety te znikły z rynku na długo przed iPadem.

iPad zmienił wszystko. To pod jego wpływem, Microsoft postanowił opracować od zera system przystosowany w 100% pod tablety. Tak powstał Windows RT. Był to rewolucyjny system na procesory mobilne, z szeregiem rozwiązań, które biły iOS na głowę. Co z tego, skoro nikt o tym się nigdy nie dowiedział, bo do klientów trafiły śladowe ilości urządzeń. Przyczyn porażki było kilka, największą jednak okazało się wprowadzenie dostosowanego do dotyku dużego Windowsa z numerem 8 pracującego na tabletach z Atomem 386.

Urządzenia z "dużym" Windowsem na Atomie były niewiele droższe, oferując dramatycznie większe możliwości niż dysponujący tylko podstawowym zestawem aplikacji Windows RT. Świadectwem na wzajemną kanibalizację oferty Microsoftu jest także Samsung - mimo słabej wydajności procesora, tablet tej marki służył mi dobrze i bez kompleksów zastąpił iPada.

To nie wszystko. Odpowiednie dostosowanie Windowsa 8 do pracy niemal 100% w chmurze, połączone z absurdalnym obniżeniem wymagań sprzętowych, pozwoliło na powstanie osobnej podgrupy tabletów 7-8 calowych. Tablety te potrafiły pracować na 1 GB ramu, a dzięki sprytnemu zabiegowi (vide WIMBoot), pracujący system można było zmieścić na 16 GB SSD z partycją recovery włącznie. Te bardzo tanie tablety okazały się fajną alternatywą dla tabletów z Androidem. Niestety zanim zdobyły większą popularność, Microsoft po raz kolejny wylał dziecko z kąpielą.

Nowy Windows 10 był zwrotem o 180 stopni i przysłowiowymi dwoma krokami w tył. Rezygnował z niemal wszystkich rozwiązań "tabletowych" ósemki. Nie tylko obsługa dotykiem nie dorastała do pięt starszej wersji systemu, na tańszych tabletach po prostu nie dało się go zainstalować. Paradoksalnie, kolejny reboot Microsoftu doprowadził do umiarkowanego sukcesu urządzeń hybrydowych. O ile przy W8 klawiatura stanowiła zwykłe uzupełnienie tabletu, tak W10 stał się bez klawiatury niemal nieużywalny.

Tak oto kończy się mały rys historyczny. Windows 10 fajnie się rozwija, a obecne w nim elementy tabletowe stają się coraz lepsze (mini klawiatura, obsługa pisadła itp.). Ciągle jednak jest tak źle, że żaden normalny producent nie decyduje się na wyprodukowanie zwykłego tabletu i rynek całkowicie zdominowały hybrydy.

Najlepszym przykładem jest referencyjna linia tabletów Microsoftu czyli Surface. Możliwość mobilnej pracy na dużych, profesjonalnych programach okazuje się tak ważna dla klientów, że ci są gotowi pogodzić się z aktywnym chłodzeniem (linia Pro) i wysoką ceną. Świetnie, że śmiga AutoCad, Photo Shop czy nawet After Effects. Nawet jednak pobieżne porównanie z iPadem pokazuje wyraźnie, że czegoś tutaj ciągle brakuje.

Tablety z Windowsem są większe. Nawet konstrukcje chłodzone pasywnie z procesorami serii M okazują się większe niż iPady. Znacząco krócej pracują na baterii. Nie tylko mają dwu-, lub nawet trzykrotnie krótszy SOT (Screen On Time). Czas czuwania potrafi być nawet dziesięciokrotnie mniejszy.

To pokłosie wyboru platformy 386 (system i procesor). Podczas gdy procesory mobilne od dawna potrafią wykonywać szereg czynności za pomocą oszczędnych energetycznie, dodatkowych rdzeni, na wyłączonym niemal całkowicie urządzeniu, ich większe odpowiedniki zupełnie sobie z tym nie radzą.

Tak przechodzimy do niedawnych premier czyli Windowsa na Snapdragonie 835. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w końcu Microsoft, metodą prób i błędów odnalazł złoty środek i umożliwił powstanie tabletów takich, do jakich przyzwyczaiły nas iPady.

Bateria starczająca na ponad 20 godzin pracy, 30-dniowy czas czuwania, wbudowany modem w standardzie. Jeśli uda się pokonać parę problemów technicznych i zaoferować sprzęt w rozsądnej cenie, być może w końcu powstanie fajne urządzenie na Windowsie do konsumowania treści.

Problemy są tutaj dwojakiego rodzaju

Po pierwsze wydajność. Pełen Windows znalazł się tutaj na razie tylko teoretycznie. Podczas gdy system, aplikacje systemowe oraz UWP z marketu działają na ARM-ie całkiem sprawnie, starsze aplikacje pracują tylko w trybie 32-bitowym i poprzez emulację.

Nietrudno się domyślić, że właśnie ta emulacja jest piętą achillesową całego rozwiązania i jej wydajność pozostawia sporo do życzenia. Jej dopracowanie jest teraz najpilniejszym wyzwaniem dla programistów - to jak sobie z tym poradzą (i jak szybko) będzie decydującym czynnikiem dla sukcesu platformy.

Głęboko współczuję każdemu, kto zainwestuje swoje pieniądze w  cierpiące na masę chorób wieku dziecięcego konstrukcje na Snapie 835. Klienci tacy będą zmuszeni pracować na sprzęcie o wydajności podobnej do netbooków z 2014 r., podczas gdy wstrzymanie się do połowy roku (lipiec 2018 r.) pozwoli kupić znacznie wydajniejszą konstrukcję na odpowiednio przerobionym,  Snapdragonie 845.

Druga kwestia to cena. iPady tanieją. W bezprecedensowym ruchu, Apple obniża ceny tabletów (vide iPad Air 2 vs iPad '17) i zapowiada budżetowe konstrukcje, przyznając się do niemocy i braku pomysłu na tą kategorię urządzeń.

Co prawda obie pokazane konstrukcje (od Asusa i HP) należą do segmentu premium, jednak przy tak bezkompromisowym wykonaniu cena na poziomie 2500 zł wydaje się dość niska. Kiedy do gry włączą się chińscy producenci, cena tabletów z tańszym Windowsem S powinna być znacznie atrakcyjniejsza dla przeciętnego nabywcy.

Jeśli ceny zejdą do 1500 zł (w optymistycznym wariancie), nadal będzie to poziom iPada i wyraźnie więcej niż tańsze alternatywy na Androidzie. Równocześnie będzie to dramatycznie mniej niż Surface (od 5000 zł za wersję Pro z aktywnym chłodzeniem, od 4000 zł za pasywnego Core M3) czy iPad Pro (od 3200 zł). Dużo mniej także niż dowolny ultrabook, od którego tablety na ARM będą dużo mobilniejsze….

Trudno ekscytować się szóstym już podejściem Microsoftu do tabletów. Szczególnie, że także ta próba nie jest wynikiem jakiejś długofalowej strategii, ale dość przypadkowego ruchu jakim była próba skompilowania Windowsa na procesory ARM. Być może tym razem się uda i popadający w stagnację rynek tabletów w końcu się ożywi. Z pewnością jednak nie będzie to zasługa żadnej długofalowej strategii, niezmiennie torpedującego własne poczynania Microsoftu.

Źródła: amazon.com, www.jaoyeh.co.uk, microsoft.com, apple.com, www.theverge.com,

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu