Dla mnie jako badacza społecznego to niezwykle ciekawe zjawisko. W momencie, gdy nie można narzekać na pracę samą w sobie, bo z całą pewnością w Microsofcie warunki zatrudnienia są świetne (zarówno pod kątem zarobków jak i benefitów oraz sposobu realizowania zadań), ogólne konflikty mogą dotyczyć kwestii ideowych. I tak właśnie dzieje się obecnie w Redmond.
Premiera gogli HoloLens 2 spotkała się z... cóż. Średnim zainteresowaniem ze strony mediów technologicznych. To niestety nie jest już "świeża" premiera w wykonaniu Microsoftu. Pierwsza odsłona akcesorium skierowanego głównie do biznesu była w swoim czasie innowacyjna, obiecująca - powiedziałbym, że "wręcz pociągająca". W trakcie jej obecności na rynku okazało się, że sprzęt uzyskał mnóstwo ciekawych zastosowań - zainteresowali się nim lekarze, architekci, inżynierowie... długo by wymieniać. Wśród nich znalazło się jednak również wojsko i już w tych czasach budziło to niemałe kontrowersje.
HoloLens odżyły jednak dzięki "aferze" związanej z wojskiem
To, że Microsoft lubi współpracować z amerykańskim rządem, wojskiem wiadomo od dawna. Nie jest tajemnicą, że kontrakty zawiązywane z takim partnerem są zazwyczaj niesamowicie lukratywne i dodatkowo - są gwarancją zastrzyku tak potrzebnej gotówki. Rząd USA, US Army nie mają jednak zbyt dobrych notować nie tylko na świecie, ale i "u siebie" i wśród specjalistów IT pracujących nie tylko w Microsofcie nie jest w dobrym smaku współpraca z takimi podmiotami. Nie przeszkodziło to Microsoftowi w podpisaniu kontraktu na 479 mln dolarów w 2018 roku, na mocy którego gigant przekaże wojskowym egzemplarze gogli HoloLens.
Stawka? Stworzenie żołnierza "ubogaconego" - takiego, który na polu walki widzi (i wie) znacznie więcej niż przeciwnik. Skupiony jest na zadaniach do wykonania oraz dysponuje świeżymi mapami zwiadowczymi. Co więcej, w trakcie treningów jest w stanie doskonalić swoje umiejętności wykorzystując rzeczywistość rozszerzoną. Coś jak "gra", tyle że późniejsza stawka to wcale nie napisy końcowe lecz ostatecznie zakrzewienie "demokracji".
Niezadowoleni z obrotu spraw pracownicy Microsoftu wystosowali list otwarty do Brada Smitha oraz CEO Microsoftu, w którym proszą o zakończenie kontraktu:
On behalf of workers at Microsoft, we're releasing an open letter to Brad Smith and Satya Nadella, demanding for the cancelation of the IVAS contract with a call for stricter ethical guidelines.
If you're a Microsoft employee you can sign at: https://t.co/958AhvIHO5 pic.twitter.com/uUZ5P4FJ7XCzytaj dalej poniżej— Microsoft Workers 4 Good (@MsWorkers4) February 22, 2019
Co więcej, list otwarty do głównych menedżerów Microsoftu podpisało w krótkim czasie 100 osób. Zainteresowanie sprawą okazało się tak duże, że... szybko podchwyciły to media i nakręciły własną "aferę".
Microsoft: pracownicy protestują, Nadella kontraktu broni
Co bardzo istotne - w trakcie MWC 2019 w Barcelonie, dla CNN Business Satya Nadella jednoznacznie bronił tego kontraktu:
We made a principled decision that we're not going to withhold technology from institutions that we have elected in democracies to protect the freedoms we enjoy
Odpowiedź nieagresywna, stonowana i PR-owo rozsądna. Microsoft próbuje stawiać amerykański rząd oraz armię Stanów Zjednoczonych w roli rozjemcy, któremu przede wszystkim zależy na utrzymywaniu pokoju na świecie. Cóż, po dosyć mocnej pod tym względem polityce George'a Busha trudno jest światu powiedzieć o tym, że Amerykanie całkowicie bezinteresownie wkraczają do różnych krajów na świecie i chcą tam krzewić pokój. O ile w Stanach Zjednoczonych takie coś "może przejść", poza tym krajem będzie trudno.
Jednocześnie, Satya Nadella zapewnił widzów o tym, że firma będzie kontynuowała dialog z pracownikami. Nie oznacza to jednak, że gigant zrezygnuje z bardzo istotnego dla niego kontraktu - najprawdopodobniej sprawa "rozejdzie się po kościach".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu