Bezpieczeństwo w sieci

Mastercard stworzył kartę z czytnikiem linii papilarnych. Fajnie, ale po co?

Paweł Winiarski
Mastercard stworzył kartę z czytnikiem linii papilarnych. Fajnie, ale po co?
11

Płatności bezgotówkowe już dawno przestały być przyszłością, a stały się naszą codziennością. I tym bardziej fajnie, że Polska jest tak bardzo "do przodu" względem wielu większych, bogatszych - i teoretycznie lepiej rozwiniętych krajów. Chcielibyście mieć kartę z wbudowanym czytnikiem linii papilarnych? Ja nie, zaraz wyjaśnię dlaczego.

Mastercard we współpracy z firmą Idemia oraz singapurskim fintechem MatchMove stworzył kartę zawierającą czytnik biometryczny, dokładnie skaner linii papilarnych. Jak możecie się domyślić, służy on do autoryzacji transakcji - na razie jednak tylko w Azji.

Karta ma dość dziwną nazwę F.Code Easy i zamiast PIN-u czy podpisu, pozwala użytkownikowi autoryzować transakcje za pomocą odcisku palca. Ciekawy jest sposób pozyskiwania energii przez czytnik - ma on ją czerpać...z terminali płatniczych.

Czy dane z odcisku palca trafiają gdzieś do chmury? Nie, producent karty zapewnia, że są one magazynowane na chipie wewnątrz karty, co ma zwiększyć bezpieczeństwo i nie dopuścić do jakichkolwiek wycieków.

Na razie to tylko projekt, a karty z czytnikiem biometrycznym mają pojawić się jeszcze w tym kwartale - skierowane będą jednak póki co testowo dla pracowników trzech wymienionych na początku firm.

To nie jest pierwszy raz kiedy Matercard stworzył kartę z czytnikiem linii papilarnych - pierwsze próby firma podjęła już w 2017 roku wybierając sobie za poligon testowy południową Afrykę. Najwyraźniej coś poszło nie tak, bo z planowanego globalnego startu zaplanowanego na koniec 2017 roku nic nie wyszło. Podobne rozwiązanie wprowadziła natomiast firma tworząca karty SIM - Gemalto rok później, z produktu mogli skorzystać klienci Banku Cypryjskiego.

Pomysł fajny, ale po co?

Może w 2017 roku przywitałbym taką kartę z większym entuzjazmem, ale od kilku lat płacę zbliżeniowo z wykorzystaniem zewnętrznych urządzeń. Najpierw korzystając ze smartfona z Androidem i Google Pay, od roku z iPhona z Apple Pay, choć szybko przerzuciłem się na płacenie zegarkiem Apple Watch. Widzę też, jak dużą popularność zyskują tego typu płatności i doskonale rozumiem dlaczego. Po pierwsze - większość sprzętów już na takie podpięcie karty pod smartfona pozwala, po drugie - telefon lub zegarek mam zawsze ze sobą, a portfela nie. Szczególnie teraz kiedy nie muszę już na przykład wozić dowodu rejestracyjnego. Brak portfela w kieszeni, nawet jeśli był mały i zawierał tylko karty, to dla mnie ogromna wygoda, podobnie jak niewyciąganie "plastiku" podczas płacenia. Telefon czy zegarek mam zawsze ze sobą, więc to po prostu wykorzystanie czego, czego nigdy nie zapominam zabrać z domu. Do tego dochodzi bezpieczeństwo logowania do wspomnianych urządzeń, co przynamniej w mojej głowie, przekłada się również na bezpieczeństwo transakcji. I dalej uważam, że kartę, niezależnie od tego czy będzie mieć chip z czytnikiem czy nie, łatwiej zgubić niż smartfon lub zegarek. Choćby dlatego, że nie zerkamy na nią co chwilę i ładujemy gdzieś na dno kieszeni czy plecaka.

Więc tak, pomysł sam w sobie jest fajny i ciekawy (tak jak i czytnik w tak smukłym przedmiocie), to jednak w dobie płatności zbliżeniowych z wykorzystaniem smartfona lub smartwatcha kompletnie niepotrzebny. Przynajmniej takiej osobie, jak ja.

źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu