Przemysł gier komputerowych jest takim, który bardzo ściśle rozbudowuje swoją siłę, wokół postaci, na których koncentruje się rozgrywka. Pierwszym, ku...
Przemysł gier komputerowych jest takim, który bardzo ściśle rozbudowuje swoją siłę, wokół postaci, na których koncentruje się rozgrywka. Pierwszym, kultowym przedstawicielem tego nurtu był jeszcze w czasach komputera łupanego Pacman, pojawiający się po raz pierwszy na początku lat 80. Potem, wraz z nastaniem ery krzemu gładzonego na popularności zyskała Lara Croft, wprowadzając w nowe milenium pierwiastek kobiecy.
Obecnie praktycznie jednym tchem wymieniać moglibyśmy kultowe postaci z gier, które z racji na wyrazistość swojego charakteru, zostają nam w pamięci jeszcze długo po wyświetleniu napisów końcowych. Ghost z CoD, Mario, Nathan Drake z Uncharted czy Elizabeth z Bioshocka. Jednak w mojej opinii żadne z zestawień najgenialniej przedstawionych osobistości obecnej generacji konsol nie może obyć się bez komandora Sheparda z trylogii Mass Effect. A teraz Bioware chce się go dokumentnie pozbyć.
Mass Effect bez Sheparda
Skąd te informacje? Ano z wywiadu, jakiego serwisowi Complex udzielił Mac Walters, główny scenarzysta „czwórki”, odpowiedzialny także za poprzednie odsłony.
Nie będę się zbytnio rozdrabniał, ale postanowiliśmy przedstawić historię, która nie będzie odnosić się do wydarzeń związanych Shepardem. Nosiliśmy się z tym od jakiegoś czasu. Koniec końców, jednym z kluczowych aspektów jest fakt, że to nadal ma być Mass Effect. Nie jakiś tam spin-off. Musi wyglądać jak Mass Effect, ale bez Sheparda lub jego towarzyszy.
Czytaj dalej poniżej
Ogarnął Was na te wieści smutek? Bo mnie trochę tak. Choć już od dawna pojawiały się pogłoski, jakoby Mass Effect 3 był ostatnią odsłoną serii, w której zobaczymy komandora, to dopiero powyższe potwierdzenie wbiło ostateczny gwóźdź do gwiezdnej trumny pogromcy Żniwiarzy. Nie zobaczymy już też naznaczonej blizną twarzy Garrusa, podkochującej się skrycie w Shepardzie Liary, ani wzorowanej na kochance Dextera, Mirandy.
Jednak właśnie przykład tego serialu, zakończonego przed kilkoma tygodniami pokazuje, jakim niebezpieczeństwem dla dobra historii jest zbyt długie ciągnięcie tych samych wątków, z tymi samymi postaciami. Zupełne odcięcie się od zakończonej już przecież historii daje twórcom możliwość opowiedzenia jeszcze bardziej pasjonującej historii w uniwersum poznanym już przez graczy w ciągu wielu godzin od podszewki.
Pomyślmy tylko, że być może w Mass Effect 4 będziemy mogli poznać kulisy odkrycia przekaźników masy przez ludzkość, ich pierwszego kontaktu z rozumnymi cywilizacjami, o których do tej pory nie mieli pojęcia. Albo może weźmiemy udział w wojnie z kroganami, najpotężniejszym fizycznie rozumnym gatunkiem, którego poznaliśmy dobitnie dzięki niewyparzonemu językowi Wrexa. Albo staniemy z nimi ramię w ramię zwalczając plagę raknii, o których losie decydował przecież w drugiej części bezpośrednio Shepard.
Możliwości jest bez liku. Pozostaje przecież jeszcze nieodkryta przyszłość niosąca ze sobą niewiadome świata po „ostatecznej bitwie ze Żniwiarzami”. Mass Effect bez Sheparda to już nie będzie ta sama gra. Jednak Bioware ma u mnie gigantyczny kredyt zaufania, który jak przeczuwam nie zostanie zachwiany nawet przy okazji, coraz bliższego Dragon Age, będącego świetnym RPGowym przystankiem na drodze ku ponownemu ocaleniu galaktyki.
Seks w Dragon Age bardziej realistyczny
A propos Dragon Age i wczuwania się w skórę postaci to kilka dni temu bardzo ciekawego wywiadu na ten temat udzielił portalowi GamerZines, Jonathan Perry pracujący w Bioware. Wynikało z niego m.in., że sceny zbliżenia między dwoma NPC’am mają być jeszcze bardziej realistyczne.
Chcemy, aby zbliżyły one do siebie gracza i jego postać, podsumowały wspólną wędrówkę i były dojrzałe i wyskamowane
Powiedzmy sobie szczerze, mimo, że zarówno Mass Effect, jak i Dragon Age pochodzą z tego samego studia developerskiego, to jakość przedstawienia scen łóżkowych w obu grach jest diametralnie różna. Nie żeby akurat takie sceny stanowiły jakiś miarodajny aspekt oceny gry, ale zawsze są jednym z tych momentów, które najmocniej zapadają w pamięć graczy, a i znajdują swoje odbicie w recenzjach. Pochwalnych, jak w przypadku zbliżeń Geralta i Triss w „drugim” Wiedźminie, lub dość chłodnych jak to zwykle z Dragon Age bywało.
Teraz, twórcy tego ostatniego, chcą pójść w kierunku Mass Effecta i przedstawić sceny seksu z większym dopieszczeniem, aktywną pracą kamery i lepszymi modelami postaci bez zbroi. Oby tym razem, im się udało… A swoją drogą to bardzo ciekawe jest czy polskie CD Projekt RED zaserwuje nam przy okazji „trzeciego” Wiedźmina powtórkę z rozrywki.
Pierwsze GTA w 3D
Ostatnimi czasy GameInformator nie może się obyć bez jakiejś ciekawostki na temat serii Grand Theft Auto. W końcu nie ma się czemu dziwić – piąta część wparowała na rynek przed miesiącem i dosłownie rozniosła konkurencję w pył. Możliwości interakcji z otoczeniem, a także wczuwania się w klimat wirtualnego miasta jakie zaprezentowali nam twórcy z Rockstar zainspirowały wielu amatorów do stworzenia różnych wariacji na temat GTA.
Mieliśmy już np. zwiastun a la era ośmiu bitów, ale prawdziwą gratkę, zwłaszcza dla starszych graczy przygotowuje profesjonalista, Michael Dailly, który maczał swe palce w pierwszej odsłonie cyklu. Postanowił on przenieść właśnie tego protoplastę do świata 3D!
Na pierwszy rzut oka wydaje się to wręcz niemożliwe, albo przynajmniej wymagające tytanicznej pracy, bo jak do płaskiego świata dorzucić dodatkowy wymiar? Wszystkie projekty były przecież tak wykonywane, aby oglądać je tylko z lotu ptaka. W swoim „rzucaniu się z motyką na Słońce" Michael współpracuje z firmą YoYo, która udostępnia mu narzędzie GameMaker Studio.
Na razie pozwoliło mu ono opublikować pierwszego screena z produkcji. Trzeba przyznać, że przy zachowaniu dawnej kolorystyki, prezentuje się dość dobrze i przywołuje miłe chwile spędzone na przemierzeniu ulic metropolii i robieniu jak największego zamieszania. Wydaje mi się jednak, że o ile na komputerach ten projekt nie byłby raczej w stanie osiągnąć jakiego oszałamiającego sukcesu (raz można byłoby grę odpalić, aby odświeżyć wspomnienia), ale na platformach mobilnych może być nawet konkurentem wydanych już kilka miesięcy temu GTA III i Vice City.
Projekt na razie jest na bardzo wczesnej fazie produkcji i nie da się w niego grać, ale przyznam szczerze, że inicjatywa oswajania młodszych graczy z takimi klasykami jest godna pochwalenia.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu