Nauka

Skoro Mars tego nie ma, to... zróbmy tak, żeby miał. Być może wtedy obudzimy na nim życie

Jakub Szczęsny
Skoro Mars tego nie ma, to... zróbmy tak, żeby miał. Być może wtedy obudzimy na nim życie

Czyżby w NASA coś drgnęło? Niesamowicie zainteresował mnie jedna z idei, która zrodziła się wśród naukowców agencji. Pomysł polega na stworzeniu sztucznej "tarczy magnetycznej", która mogłaby chronić atmosferę Czerwonej Planety przed destrukcyjnym działaniem wiatru słonecznego. Wystąpienie dra Jima Greena, dyrektora NASA Planetary Science Division, na konferencji Planetary Science Vision 2050 Workshop wskazało jasno: jest projekt, który mógłby przyczynić się do odtworzenia atmosfery Marsa.

Wiemy, że Mars — podobnie jak Ziemia — miał kiedyś własne pole magnetyczne. Około 4,2 miliarda lat temu jednak zniknęło, co doprowadziło do stopniowej utraty atmosfery. Skutkiem tego była powolna zamiana z wilgotnego i cieplejszego Marsa w zimną, nieprzyjazną pustynię. Orbitalne misje badawcze: Mars Express i MAVEN, potwierdziły, że głównym winowajcą utraty atmosfery był wiatr słoneczny, który nadal powoli „wykrada” gaz z atmosfery Marsa.

Propozycja Greena zakłada umieszczenie magnetycznej tarczy dipolowej w punkcie Lagrange’a (L1) Marsa, czyli takim miejscu, gdzie siły grawitacyjne Marsa i Słońca równoważą się. Tak stworzona sztuczna magnetosfera mogłaby skutecznie chronić planetę przed promieniowaniem i dalszą utratą atmosfery. Brzmi to jak kompletne science fiction, ale — co ciekawe — ma podstawy w badaniach nad miniaturowymi magnetosferami, które są już testowane w laboratoriach na Ziemi.

Symulacje przeprowadzone przez naukowców wykazały, że takie pole magnetyczne mogłoby przeciwdziałać wiatrowi słonecznemu, pozwalając atmosferze Marsa na osiągnięcie stanu stabilnego. Taka ochrona miałaby kluczowe znaczenie dla przyszłych misji załogowych, które NASA planuje zrealizować do lat trzydziestych XXI wieku. Bez takiej osłony przyszli astronauci będą mieć... przekichane. Promieniowanie, ziąb, niemal zerowa wilgotność... to nie są przyjazne warunki. Z pewnością nie takie, w których człowiek może żyć i będzie to trudne nawet wraz z wszelkimi środkami ochrony.

System tego typu mógłby doprowadzić do zauważalnych zmian klimatycznych na Marsie. Dzięki ochronie przed wiatrem słonecznym atmosfera planety mogłaby stopniowo się zagęścić, co skutkowałoby wzrostem temperatury o około 4 stopnie Celsjusza. To wystarczyłoby, by stopić pokłady dwutlenku węgla zgromadzone na biegunach Marsa, co z kolei wywołałoby efekt cieplarniany. Stopiłby się także i lód, a na planecie zrobiłoby się wilgotno.

Być może w ten sposób odzyskalibyśmy marsjańskie oceany, które miliardy lat temu pokrywały powierzchnię Czerwonej Planety. Terraformacja Marsa wydaje się dla nas czymś mocno karkołomnym, ale istnieje grupa wśród naukowców, która wierzy w powodzenie takiej misji. Silniejsza atmosfera nie tylko chroniłaby przed promieniowaniem, ale również ułatwiałaby dostawy sprzęt i — być może — wspierałaby rozwój "szklarniowego" rolnictwa. By marsjańska baza utrzymała się w tych warunkach, ludzie w niej muszą być samowystarczalni.

Jeśli uda się to osiągnąć w nadchodzących dekadach, stworzy to zupełnie nowe możliwości dla przyszłych pokoleń odkrywców kosmosu, którzy marzą o kolonizacji Marsa. W obecnych warunkach jest to niesamowicie trudne zadanie. Pytanie tylko, czy dobrze rozumiemy konsekwencje takiego działania — czy rzeczywiście osiągnęlibyśmy dokładnie to, o czym mówią naukowcy? Tego w stu procentach nie wie nikt.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu