Internet

"LiveLeak is dead". To tam wielu obejrzało egzekucję Husseina

Jakub Szczęsny
"LiveLeak is dead". To tam wielu obejrzało egzekucję Husseina
6

LiveLeak założony w 2006 od początku szokował. Zresztą jego rodowód jasno wskazywał na tego typu działalność: za jego stworzeniem stała drużyna z serwisu Ogrish, który wśród użytkowników Internetu non stop wywoływał mdłości i palpitacje serca. Serwis, który właśnie odszedł niebyt udostępniał internautom działającym w konwencjonalnej sieci to, czego YouTube trzymać u siebie nie chciał. Wszystko ze względu na bardzo kontrowersyjny charakter materiałów.

Czy serwis LiveLeak był "dobry"? Trudno mi o tym mówić, rzadko trafiałem na materiały z tego serwisu - nigdy też ich tam specjalnie nie szukałem. Był to twór obliczony na kontrowersje i to te najwyższego kalibru. LiveLeak był jedną ze stron, które jako pierwsze otwarcie hostowały takie materiały jak egzekucja Saddama Husseina czy morderstwo dziennikarza Jamesa Foleya: ten został ścięty przez islamistów. LiveLeak był z całą pewnością pewnym zjawiskiem, dostarczał niektórym Internautom to, czego oczekują: niepokojących, brutalnych, okrutnych treści. Coś w podobnym stylu jak Hard w serwisie Sadistic. Co więcej, LiveLeak był również mniej wybredny co do materiałów ideologicznych. W YouTube nikt nie ma prawa krytykować mniejszości, religii (i niestety, giganci technologiczni bywają w tym bardzo stronniczy). Na LiveLeak można było znaleźć również takie treści, które udowadniały że Koran popycha wyznawców do atakowania osób niebędących Muzułmanami.

Sprawdź również: Uwaga, bo to jest dobre – Google ratuje tablety z Androidem. Nie zgadniecie jak

Ciekawi na LiveLeak mogli zobaczyć skutki wypadków samochodowych, osobliwe przypadki medyczne, skomplikowane złamania: także te otwarte, cierpiących ludzi, brutalne bójki. W kręgu krajów cywilizowanych, gdzie nie ma przyzwolenia na przemoc takie materiały są nieakceptowane przez ogół. Przynajmniej otwarcie. Ludzi natomiast interesują tematy "po bandzie". Gdyby było tak, że chcemy otrzymywać jedynie przyjemne, miłe informacje - w mediach nie byłoby takiego nacisku na dramaty, sensacje, morderstwa i wynaturzenia. Jest jednak pewna granica, której media głównego nurtu nie przekraczają: ze względu na ogólną etykę, prawo, moralność dziennikarzy.

Tania sensacja versus kultura wysoka

Brukowce, docierając do ogółu, muszą stosować się do psychologii tego ogółu. W tym nie ma nic dziwnego. Stąd prasa brukowa będzie pierwsza w publikowaniu materiałów "po bandzie". Super Express w 2012 roku "wsławił się" zdjęciem płk Mikołaja Przybyła w kałuży krwi po próbie samobójczej - na okładce. Rada Etyki Mediów uznała, że ten tytuł przekroczył normy etyczne obowiązujące dziennikarzy - zwłaszcza zasadę poszanowania ludzkiej godności. Taka okładka wzbudza określone emocje, ciekawość. Odbiorcy tytułu mogli uznać, że w środku znajdzie się więcej takich materiałów: mocnych, niepokojących i przez to po prostu atrakcyjnych. Gdyby na okładce znajdowało się coś przyjemnego, co wskazywałoby na użycie czegokolwiek z kręgu kultury wysokiej - na pewno nie osiągnięto by takiego efektu.

LiveLeak bazował na podobnym mechanizmie. Nie bawił się w poprawność polityczną, nie uznawał czegoś takiego po prostu. Działalność serwisu obliczono na zainteresowanie uzyskiwane pozornie tylko niewielkim kosztem. Najistotniejszym z nich była godność ludzi, których przedstawiano w materiałach wideo. Mogę sobie wyobrażać tylko, co czuła rodzina zdekapitowanego dziennikarza Jamesa Foleya, gdy odkryła że materiał z egzekucji jest tak popularny na LiveLeak.

Nie będę natomiast udowadniał, że LiveLeak poczynił jakieś szkody wśród osób oglądających takie materiały. To nie jest takie proste - pewien konsensus pozwala stwierdzić, że wśród osób wykazujących pewne aspołeczne zachowania tego typu treści mogą pogłębić istniejące zaburzenia. Psychologia udowodniła istnienie takiego mechanizmu jak habituacja, na mocy którego ludzie dostosowują się do bodźców. Oglądanie brutalnych treści może zwyczajnie osłabić wrażliwość jednostek.

Co teraz z LiveLeak?

LiveLeak is dead. Cóż za ironia, prawda? Serwis, który prezentował materiały przedstawiające nierzadko śmierć i cierpienie - sam jest obecnie martwy. Dlaczego tak się stało? Być może jest to efekt coraz mocniejszej cenzury treści w Internecie w ogóle. Obecnie, główna strona LiveLeaka wskazuje na ItemFix, nową platformę contentową, która ma znacznie bardziej restrykcyjny regulamin. Warto jednak zauważyć, że bezpośrednie odnośniki do niektórych materiałów wideo dalej działają pod domeną LiveLeak.

Świat bardzo się zmienił w ciągu ostatnich kilku lat, Internet wraz z nim, a także my jako ludzie.

Współzałożyciel LiveLeak - Hayden Hewitt w oświadczeniu

Coś się kończy, coś się zaczyna. Niekoniecznie mnie rusza koniec LiveLeaka, bo po prostu nie był to serwis dla mnie. Samo zjawisko natomiast jest warte odnotowania dlatego, że historia Internetu w ogóle to również serwis LiveLeak i podobne twory. W 2012 serwis Rotten.com przestał funkcjonować i przez długi czas był najważniejszym miejscem z materiałami "po bandzie". Wcześniej, do 2006 roku jednym z istotniejszych miejsc tego typu był Ogrish, którego założyciele - jak wspomniałem wyżej - założyli właśnie LiveLeak.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu