Coraz większy nacisk kładzie się na mobilność. Doceniamy to, że możemy wciąż dany sprzęt ze sobą wszędzie i korzystać z oferowanych przez niego możliwości. Flagowym przykładem pozostają smartfony. Jednak nie tylko one doskonale odzwierciedlają tą filozofię – również wydajne laptopy mające zastępować mocne „blaszaki” wpisują się w te wymagania. Dlaczego tak bardzo je doceniam?
Kluczowa wydajność
Jeżeli mówimy o sprzęcie do pracy i chodzi mi tu o coś więcej niż działanie w pakiecie biurowym czy przeglądarce, ważne, aby oferowały wystarczającą moc obliczeniową. W tym temacie zwykłe PC oferują po prostu więcej. Trzeba jednak przyznać, że najnowsze laptopy gamingowe są wyposażone w tak dobre podzespoły, że nie widzę szczególnego powodu, aby pozostawać przy stacjonarnych rozwiązaniach.
Niestety za to przyjdzie nam zapłacić naprawdę sporo. Z jednej strony należy docenić, że wydajność zapewnia nam przenośny sprzęt, niestety czasami ważący nawet kilka kilogarmów, ale z drugiej różnica w cenie dla wielu może być trudna do przełknięcia – do tego problemu jeszcze wrócimy. Prawdziwy przełom przyniosły tak naprawdę dopiero tegoroczne premiery Nvidii GeForce serii GT1000 oraz nowych AMD Vega. Pokazują one doskonale, że dysproporcje w samej mocy obliczeniowej maleją. Kiedyś aby zagrać na ustawieniach wysokich w natywnej rozdzielczości na laptopie potrzebowaliśmy modelu za kilkanaście tysięcy złotych. Teraz nawet urządzenia za około 4 tysiące pozwalają już na komfortową rozgrywkę w Full HD. Nie sposób jednak nie zauważyć, że równocześnie tempo rozwoju klasycznych rozwiązań spadło.
Tutaj mogą podnieść się głosy, że w końcu za kwotę x, jestem w stanie zbudować lepszego peceta niż kupić laptopa. Owszem, ale wyrosłem już z pogoni za kolejnymi fps-ami w najnowszych tytułach i oczekuję przede wszystkim stabilności oraz wystarczającej szybkości (wiem, bardzo subiektywny wskaźnik, ale ważny).
Kocham wolność
Wiele osób nie było w stanie zrozumieć, dlaczego pozbyłem się swojego wspaniałego komputera na rzecz laptopa. Dokonałem takiej zamiany, ponieważ po prostu uwielbiam brać ze sobą sprzęt do pracy zawsze i wszędzie. W dodatku mogę wziąć go na wyjazdy. Możliwość pisania z sali, w której właśnie odbywa się konferencja, jest wręcz wymagana i z mojego punktu widzenia trudno sobie wyobrazić, aby wyglądało to inaczej.
W dodatku można z nich korzystać bez potrzeby ciągłego przywiązania do gniazdka. Lubię mieć opcję szybkiego przeniesienia komputera nawet z jednego pokoju do drugiego czy też jego odporności na zmienne warunki pogodowe, które mogą spowodować przerwę w dostawie energii. Bez niej niestety zwykły pecet po prostu mówił papa i wyłączał się w stan wszechobecnych niebieskich ekranów.
Jak to z tymi modernizacjami
Mimo wszystko wciąż część mojego serca została przy #PCMasterRace. Mają one jedną zaletę. Mianowicie możemy bezproblemowo wymienić w nich każdy, pojedynczy element i nie wiążę się to z operacją tak wymagającą, że najmniejszy błąd równoznaczny jest z zakończeniem całej operacji klęską. Tak to wygląda w przypadku ultrabooków – cienkich, eleganckich, ale i bardzo czułych. Na szczęście większość dostępnych modeli pozwala na ingerencję w zamontowany dysk lub dołożenie następnego, a także w pamięć operacyjną.
W przypadku stacjonarnego da się go rozwijać bez końca, choć naturalnie w pewnym momencie niewiele zostanie już z pierwowzoru. Jednak frajda z tego płynąca jest naprawdę trudna do opisania. Mając laptopa, kiedy procesor czy grafika przestaną być wystarczające, zostaje nam jedynie rozglądanie się za jego następcą.
Pokłosie mobilnej rewolucji
Producenci zdecydowanie zapatrzyli się w możliwości miniaturyzacji i dostosowanie produktów pod kątem ciągłego życia w biegu. Przy okazji musimy zadbać o nasz odpowiedni image, którego nieodłącznym elementem stała się obecnie elektronika. Sami lubimy kupować to, co ładne. Nie bez powodu firmy decydują się na stosowanie błyszczących materiałów, którym daleko do praktycznych, ale od razu przekładają się na zwiększenie podświadomego zainteresowania danym produktem. Taka sztuczna psychologiczna.
W przypadku laptopów wiele modeli stanowi sztukę dla sztukę. Ani nie są wydajne, trudno nazwać je okazjami cenowymi, a wiele osób kupuje je, bo usłyszeli od miłego sprzedawcy w sklepie, że to prawdziwy bestseller. Mimo wszystko to kategoria sprzętu, bez której nie wyobrażam sobie świata. Trudno znaleźć, za wyjątkiem portali aukcyjnych, cały zestaw komputerowy nie będzie odczuwalnie tańszy od porównywalnego notebooka. Ważne jedynie, aby wybrać odpowiedni wariant. SSD to już podstawa.
PC powoli będą musiały cofać się do swoich bastionów. Pierwszy to zagorzali gracze, w przypadku których rzeczywiście ma to sens, ponieważ mogą do woli podkręcać swoją maszynę. Kolejną są zawodowcy. Urządzenie do pracy może być stacjonarne, a przy tym maksymalnie wydajne - laptopy nie mają wtedy najmniejszych szans. Jestem jednak ciekaw, jak to będzie wyglądać za kilkanaście lat. Czy jeszcze będziemy używać modeli podobnych do tych dzisiaj używanych?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu