Polska

Twórcy aplikacji Kwarantanna domowa zabierają głos: odpowiadają na zarzuty i pytania użytkowników

Kamil Świtalski
Twórcy aplikacji Kwarantanna domowa zabierają głos: odpowiadają na zarzuty i pytania użytkowników

Aplikacja Kwarantanna Domowa od dnia premiery budzi sporo kontrowersji. Przede wszystkim ze względu na jej skuteczność i błędy, które napotykają użytkownicy. Od jej premiery minęło już kilka tygodni — w tym czasie odpowiedzialna za nią ekipa zdążyła co nieco połatać, emocje opadły, a odpowiedzialna za jej stworzenie firma TakeTask zabiera głos. I odpowiada na pytania, które od początku nurtują użytkowników.

300 tysięcy zarejestrowanych użytkowników i wiele przygód. Niemalże od samego początku objęci kwarantanną użytkownicy próbowali obejść tamtejsze zabezpieczenia:

Do naruszeń dochodzi niemal każdego dnia. Setki osób próbują pobierać aplikacje typu „fake GPS”, ale jest to przez nas skutecznie blokowany proceder. Część z tych działań zapewne było realizowanych ze strony blogerów IT i dziennikarzy branżowych, którzy chcieli wykazać, że aplikację można łatwo oszukać. Jednak nie jest to takie proste. Przeciętny użytkownik nie jest w stanie takich zabezpieczeń ominąć – komentuje Sebastian Starzyński, założyciel i prezes zarządu TakeTask S.A.

Na tym jednak jeszcze nie koniec, bo próba podszywania się też nie jest tam niczym nowym. Tutaj w weryfikacji pomaga sztuczna inteligencja:

Zdjęcia są przetwarzane przez algorytmy sztucznej inteligencji i na bieżąco przekazywane Policji. Nie wiemy, jak szybko reagują służby. Jest to poza naszą wiedzą. Nie możemy jednak publicznie ujawniać sposobów przesyłania danych, ale zapewniamy, że jest to wykonywane w sposób najbardziej bezpieczny jak to tylko możliwe. Liczba użytkowników oczywiście ma wpływ na tempo pracy systemu, ale jesteśmy daleko od skali, która mogłaby nas spowolnić. Grupa osób objętych kwarantanną musiałaby wzrosnąć dwudziestokrotnie, a i tak mielibyśmy możliwość dalszego skalowania aplikacji – podkreśla Starzyński

Ludzie objęci kwarantanną kombinują, a błędy w aplikacji Kwarantanna domowa się zdarzają (zdarzały?). Mimo wszystko osoby odpowiedzialne za jej przygotowanie łatają je regularnie. I, jak twierdzą, mają wszystkie błędy pod kontrolą:

Do użytkowników trafiają zadania i SMS-y powiadamiające o nich. Generowane są raporty o naruszeniach oraz zgłoszeniach w zakresie potrzeb. Czasami dane są wykorzystywane do identyfikacji błędów. Gdy mamy wiadomość od konkretnej osoby i jej numer telefonu, to sprawdzamy w bazie danych i logach aplikacji, co mogło spowodować, że pojawiły się problemy – mówi Marek Mróz (...)

Inny typ zgłoszeń to szeroko rozumiane problemy technologiczne. Aplikacja się zawiesza lub nie uruchamia, ktoś nie widzi zadań, a przecież otrzymał SMS-a. Przyczyny tego mogą być różne. Ktoś ma np. wiele otartych aplikacji, mało pamięci czy starszą wersję Androida. Jednak to nie są kłopoty masowe. Skala zgłoszeń jest na poziomie błędu statystycznego – informuje współzałożyciel i CTO TakeTask

Marek Mróz dodaje też, że aplikacja działa poprawnie w większości przypadków:

Dziennie zadania wykonują dziesiątki tysięcy osób. W systemie utworzono już ponad 300 tys. kont użytkowników. Pojedyncze problemy, mimo że bardzo głośne medialnie, nie są zwykle po stronie systemu, tylko poza nim.

Cóż — regularnie też pada pytanie, jak to się stało że za aplikację Kwarantanna domowa odpowiada ta, a nie inna firma. Odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać: TakeTask było firmą, która oferowała uruchomienie stabilnej wersji aplikacji w trzy dni robocze. Jeden dzień analizowano zakres funkcjonalności — a 48 trwało uruchamianie i wdrażanie aplikacji.

Dodatkowym atutem była wysoka dbałość o bezpieczeństwo danych, które są przetwarzane w bezpiecznym środowisku chmury obliczeniowej Microsoft Azure, należącej do Ministerstwa Cyfryzacji. To wszystko spełnia wymagania RODO. Ponadto resort, w ramach Government Security Program, dysponuje pełnym dostępem do informacji dotyczących bezpieczeństwa środowiska i usług Microsoft Azure. System przeszedł też gruntowne testy służb specjalnych – zaznacza Marek Mróz.

Po starcie niemal natychmiast pojawiły się też pytania o dostępy aplikacji — pojawiły się głosy, jakoby miała ona dostęp do wszystkich danych zapisanych w pamięci urządzenia czy dostęp do nagrywania i podsłuchiwania użytkowników i wykorzystywać je w sposób, jakiego użytkownicy się nie spodziewają. I zbędny do obsługi samej aplikacji. Co do powiedzenia na ten temat mają twórcy aplikacji?

Wi-Fi i dane operatorów komórkowych mogą zostać wykorzystane do weryfikacji lokalizacji. Pamięć urządzenia musi być zawsze dostępna, żeby skorzystać z obsługi aparatu telefonu. Wykonane zdjęcie trzeba bowiem zapisać lokalnie nawet na czas transmisji do serwera – odpowiada na to prezes Starzyński (...)

Z kolei Marek Mróz dodaje, że spółka nie odczytuje żadnych danych o połączeniach. Sprawdzane są ID urządzenia oraz inne aplikacje w zakresie wykrywania czegoś na wzór „fake GPS-ów.” Jeśli one zostaną wykryte, to pojawi się żądanie ich usunięcia. Jeżeli jest to normalna aplikacja, jak np. Facebook, to takie polecenie nie zostanie wysłane. I jak ekspert dodaje, gdyby aplikacja chciała wykorzystać dostęp do mikrofonu, użytkownik musiałby wyrazić na to dodatkową zgodę.

Czy te informacje uspokoją wszystkich podchodzących do tej aplikacji z nieufnością? Szczerze wątpię — ale z pewnością cieszy zabranie głosu twórców i przedstawienie ich oficjalnego stanowiska w sprawie tak ważnego produktu.

Źródło: informacja prasowa

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu