Internet

Wywołał atak epilepsji u dziennikarza przez Twittera. Ustalono tożsamość dowcipnisia

Jakub Szczęsny
Wywołał atak epilepsji u dziennikarza przez Twittera. Ustalono tożsamość dowcipnisia
36

Pamiętacie przypadek dziennikarza, który dostał ataku epilepsji po otrzymaniu wiadomości od swojego "hejtera"? Na Antywebie pisaliśmy dla Was wcześniej o całkiem pomysłowym ataku żartownisia, który wiedząc o tym, że znienawidzony przez niego twórca treści choruje na padaczkę, wysłał do niego animowanego GIF-a, który spowodował niebezpieczny atak. Okazuje się, że kreatywny skądinąd dowcipniś już został złapany.

Kurt Eichenwald z Vanity Fair wsławił się bardzo krytycznymi wypowiedziami pod adresem obecnego prezydenta USA, Donalda Trumpa. W odpowiedzi na niepochlebne artykuły dziennikarza, jeden z użytkowników Twittera mając wiedzę o przypadłości autora postanowił zrobić mu "psikusa" polegającego na wysłaniu migoczącej grafiki w wiadomości. Dowcip "udał się" i krótko po tym, żona dziennikarza poinformowała o ataki epilepsji, który rzekomo został wywołany przez otrzymanego GIF-a.

Krótko po wysłaniu do autora nienawistnego pliku GIF, jego żona poinformowała na Twitterze, że mąż doznał ataku padaczkowego. Po tym, sam Eichenwald zawiadomił swoich obserwujących o tym, że robi sobie krótką przerwę od tego serwisu społecznościowego i skontaktuje się w tym czasie z prawnikami. Zapowiedział on tym samym, że osobę, która wysłała mu tę wiadomość mogą czekać przykre konsekwencje prawne.

Vanity Fair, Epilepsja, Kurt Eichenwald

Jak Eichenwald zapowiedział, tak zrobił. Zaufana Trzecia Strona zdradza szersze szczegóły dotarcia do żartownisia - najpierw w danych jego konta odnaleziono numer telefonu, który następnie powiązano z kontem iCloud. Na podstawie zdjęć znalezionych w usłudze potwierdzono tożsamość dowcipnisia - ten może mieć teraz spore kłopoty z wymiarem sprawiedliwości - z tego, co wiadomo, poszkodowany dziennikarz nie odpuści osobie, która naraziła go na utratę zdrowia i życia.

Za każdym razem, gdy widzę takie przypadki - cieszę się w duchu

Zbesztać człowieka w sieci jest bardzo prosto. Wspomniany wyżej dowcipniś posunął się ciut dalej - naraził człowieka na utratę zdrowia i życia tylko z powodu poglądów, które eksponował w medium. Z mojego punktu widzenia nie było to warte tak bezczelnej i jak się okazało - niemal tragicznej w skutkach akcji. To również dowód na to, że w internecie anonimowy nie jest nikt i przy odrobinie samozaparcia można dotrzeć do dosłownie każdego. Udowadniali to nawet polscy youtuberzy, którzy konfrontowali się ze swoimi "internetowymi oprawcami".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Twitterdziennikarz