Internet

Wywołał atak epilepsji u dziennikarza przez Twittera. Ustalono tożsamość dowcipnisia

Jakub Szczęsny
Wywołał atak epilepsji u dziennikarza przez Twittera. Ustalono tożsamość dowcipnisia
Reklama

Pamiętacie przypadek dziennikarza, który dostał ataku epilepsji po otrzymaniu wiadomości od swojego "hejtera"? Na Antywebie pisaliśmy dla Was wcześniej o całkiem pomysłowym ataku żartownisia, który wiedząc o tym, że znienawidzony przez niego twórca treści choruje na padaczkę, wysłał do niego animowanego GIF-a, który spowodował niebezpieczny atak. Okazuje się, że kreatywny skądinąd dowcipniś już został złapany.

Kurt Eichenwald z Vanity Fair wsławił się bardzo krytycznymi wypowiedziami pod adresem obecnego prezydenta USA, Donalda Trumpa. W odpowiedzi na niepochlebne artykuły dziennikarza, jeden z użytkowników Twittera mając wiedzę o przypadłości autora postanowił zrobić mu "psikusa" polegającego na wysłaniu migoczącej grafiki w wiadomości. Dowcip "udał się" i krótko po tym, żona dziennikarza poinformowała o ataki epilepsji, który rzekomo został wywołany przez otrzymanego GIF-a.

Reklama

Krótko po wysłaniu do autora nienawistnego pliku GIF, jego żona poinformowała na Twitterze, że mąż doznał ataku padaczkowego. Po tym, sam Eichenwald zawiadomił swoich obserwujących o tym, że robi sobie krótką przerwę od tego serwisu społecznościowego i skontaktuje się w tym czasie z prawnikami. Zapowiedział on tym samym, że osobę, która wysłała mu tę wiadomość mogą czekać przykre konsekwencje prawne.

Jak Eichenwald zapowiedział, tak zrobił. Zaufana Trzecia Strona zdradza szersze szczegóły dotarcia do żartownisia - najpierw w danych jego konta odnaleziono numer telefonu, który następnie powiązano z kontem iCloud. Na podstawie zdjęć znalezionych w usłudze potwierdzono tożsamość dowcipnisia - ten może mieć teraz spore kłopoty z wymiarem sprawiedliwości - z tego, co wiadomo, poszkodowany dziennikarz nie odpuści osobie, która naraziła go na utratę zdrowia i życia.

Za każdym razem, gdy widzę takie przypadki - cieszę się w duchu

Zbesztać człowieka w sieci jest bardzo prosto. Wspomniany wyżej dowcipniś posunął się ciut dalej - naraził człowieka na utratę zdrowia i życia tylko z powodu poglądów, które eksponował w medium. Z mojego punktu widzenia nie było to warte tak bezczelnej i jak się okazało - niemal tragicznej w skutkach akcji. To również dowód na to, że w internecie anonimowy nie jest nikt i przy odrobinie samozaparcia można dotrzeć do dosłownie każdego. Udowadniali to nawet polscy youtuberzy, którzy konfrontowali się ze swoimi "internetowymi oprawcami".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama