Felietony

Kuriozalna ignorancja czyli kampania Warszawskiej Szkoły Reklamy

Grzegorz Marczak
Kuriozalna ignorancja czyli kampania Warszawskiej Szkoły Reklamy
Reklama

Oczy dalej przecieram ze zdziwienia, patrząc na kampanię Warszawskiej Szkoły Reklamy. Branżowa szkoła reklamy wymyśliła sobie bowiem, że w serii kreacji pokaże te gorsze, gorzej płatne, wręcz uwłaczające zawody i w kontrze do tej mizeroty zawodowej zaproponuje edukację w swoim wydaniu.

Irytuje mnie taka ignorancja, szczególnie dlatego, że deprecjonuje się w niej ciężko pracujących ludzi. Zarówno ten wyśmiewany budowlaniec jak i strażnik miejski czy pani z obsługi klienta, to wszystko są zawody potrzebne i śmiem twierdzić, że tworzące realną wartość dla społeczeństwa.

Reklama

Warszawska Szkoła Reklamy pokazuje je jednak jako coś gorszego. Budowlańca opisuje hasłem "Ciężka praca zawsze popłaca? Bzdura" a strażnika miejskiego "Każda praca uszlachetnia? Bzdura" itp. Abstrahując już od faktu, że zapewne budowlaniec w dzisiejszych czasach jest w stanie wyciągnąć kilka razy więcej, niż nie jeden account w "agencji reklamowej", to cała ta kampania to moim zdaniem jakiś wielki dramat. Akcja pokazująca jak bardzo oderwani od rzeczywistości są ludzie z tej szkoły.

Budowanie podziałów i wskazywanie kto jest lepszy, a kto jest gorszy to chyba ostatnia cecha jaką chciałaby się pochwalić jakakolwiek szkoła. Oczywiście stawiają pewnie na kontrowersję - w końcu będzie się o nich mówiło. Jedna tylko biznesowi Janusze od PR i marketingu wierzą w slogany w stylu "Nie ważne, co mówią, ważne aby nazwiska nie przekręcili". W dzisiejszych realiach coraz bardziej liczy się opinia, wiarygodność i poziom jaki się prezentuje. Dziwne, że twórcy tej wybitnej kampanii tego nie rozumieją. Dziwne, że nie rozumieją, iż tworzenie podziałów na lepszych i gorszych to czyste zło. Nie mówiąc już o wyśmiewaniu ludzi ciężko pracujących, bo tak odbieram ich kreacje reklamowe.

No ale praca w reklamie jest super, prawda? Możemy zostać copywriterem i wymyślać kolejny tekst dla spotu z pralką lub dla proszków do prania. Możemy cały dzień siedzieć na spotkaniach i spełniać się zawodowo, rozmawiając o kolorze czerwieni płaszcza pani, która reklamuje proszki na ból głowy. Możemy też wreszcie zarobić jako junior w agencji 2300 PLN netto, wprawdzie nie wystarczy nam na wymarzonego macbooka, ale już na latte z mlekiem sojowym tak. To nic, że zanim się dorobimy, będziemy do 30-tki mieszkać z rodzicami - ważne, że jesteśmy "elytom", bo pracujemy w jakże cenionej branży reklamowej. Nie martwcie się jednak, po 20 latach w branży i całkowitym psychicznym i fizycznym wyczerpaniu zawodowym dojdziecie do wniosku, że jednak ten wyśmiewany strażnik miejski ma lepiej, bo żyje normalnym życiem, w którym odróżnia się życie od pracy.

Powyższy opis jest oczywiście specjalnie "przerysowany", ale chyba właśnie taki poziom dialogu uprawia ta branżowa szkoła.

ps. Nauczono mnie aby szanować każdego cieżko pracującego człowieka i oceniać go przez pryzmat obowiązków jakie wykonuje w pracy. Takie podejście sugeruję każdemu kto będzie chciał się porównywać do innych.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama