E-commerce

Kupowanie online w Chinach to spore ryzyko. Chyba, że ktoś nie boi się podróbek

Maciej Sikorski
Kupowanie online w Chinach to spore ryzyko. Chyba, że ktoś nie boi się podróbek
43

Chiny nie od dzisiaj kojarzone są z podrabianymi produktami, z tandetą sprzedawaną w bardzo atrakcyjnej cenie, z wielkimi fabrykami i manufakturami produkującymi wszystko i dla wszystkich, niekoniecznie z poszanowaniem prawa. Na tym zbili majątek, m.in. w oparciu o te praktyki przez długi czas budow...

Chiny nie od dzisiaj kojarzone są z podrabianymi produktami, z tandetą sprzedawaną w bardzo atrakcyjnej cenie, z wielkimi fabrykami i manufakturami produkującymi wszystko i dla wszystkich, niekoniecznie z poszanowaniem prawa. Na tym zbili majątek, m.in. w oparciu o te praktyki przez długi czas budowali swoją gospodarczą potęgę. I robią to nadal, na co wskazują dane przywoływane teraz w mediach. Sęk w tym, że problem mają z tym nawet sami Chińczycy, którzy nie chcą być kojarzeni z oszustwem. Ale czy rzeczywiście wszyscy potępiają proceder?

W Chinach sprzedaje się chłam i podróbki

Wspomniany komunikat powtarzany w mediach brzmi następująco: ponad 40% towarów sprzedanych w Chinach w internecie w ubiegłym roku to produkty podrobione lub bardzo słabej jakości. Ktoś stwierdzi: żadna nowość, przecież tak jest od lat. To prawda, ale jeszcze kilka lat temu chińskim firmom nie zależało tak bardzo na tym, by podbić globalny rynek, by konkurować z zachodnimi graczami nie tylko ceną, ale też np. jakością i marką. Jeśli chce się być gwiazdą o międzynarodowym zasięgu, trzeba grać wedle pewnych reguł i z tym Chiny mają obecnie problem. Te dane po prostu robią im kiepską reklamę.

Dobrym przykładem gigant Alibaba. Pojawiły się doniesienia o skali problemu w chińskim e-handlu i zaraz w tym samym kontekście przywołano Alibabę. Korporacja Jacka Ma zmaga się z kwestią podróbek, to pewne, ale nie wiadomo, czy ponad 40% ich obrotów przypada na towar tego typu. Tymczasem taki obraz budowany jest w mediach. Odpowiedzialność zbiorowa. Nie dziwię się założycielowi tego giganta e-commerce, że uznał podróbki za zagrożenie dla swojego biznesu, ma rację pisząc, że źle wpływają one na jego interesy, bo biznes ciągle będzie funkcjonować z łatką oszustwa.

To jedna strona medalu. Druga jest taka, że chińskie władze i chińscy biznesmeni (mniejsi i więksi) mówią o walce z podróbkami, o swoich stratach, o zmaganiu się z wielkim zagrożeniem, a jednocześnie czerpią z tego pełnymi garściami. To umiejętne lawirowanie na rynku, próba maksymalizacji korzyści w sposób nie tylko nieetyczny, ale przy tym nieuczciwy. Czy Alibaba faktycznie robi wszystko, by usunąć ze swoich platform handlowych podróbki i tandetę? Czy jest gotowa na radykalne kroki, by poprawić swą reputację w oczach odbiorców? I najważniejsze: czy odbiorcom szczególnie na tym zależy?

Klient często doskonale wie, co kupuje

Zastanawiając się nad tym tematem, przypominałem sobie o tekście, w którym pytałem Czytelników AW o AliExpress. Spore zainteresowanie tematem, dużo odpowiedzi, przekonałem się, że wielu z Was kupuje w Chinach. To było potwierdzenie wcześniejszych informacji, z których wynikało, że Polacy bardzo polubili zakupy online w Państwie Środka. Jeśli zestawimy ze sobą tę wiedzę i dane dotyczące podróbek, należy stwierdzić, że do Polski trafia sporo towarów podrobionych lub bardzo kiepskiej jakości. Mimo to klienci są bardzo zadowoleni.

Nie wiedzą, że kupują podróbki, a niska jakość im nie przeszkadza? A może po prostu akceptują obie rzeczy, bo wiedzą, jaka jest cena? Ludzie nie spodziewają się doskonałej jakości po czymś, za co zapłacili kilka złotych. Nie wierzą też w to, że oryginalne towary są sprzedawane z tak dużymi upustami. Albo inaczej: część pewnie w to wierzy, ale spora grupa podchodzi do sprawy na zasadzie "albo niska cena, albo oryginał". W takim ujęciu można stwierdzić, że proceder pasuje obu stronom i polityka Alibaby czy innych graczy nie dyskwalifikuje ich w oczach klientów. Prawdopodobnie nie dotyczy to wyłącznie polskiego rynku.

Trudno uwierzyć mi w to, że problem nagle zniknie. Trudno uwierzyć mi w to, że będzie on systematycznie i zaciekle zwalczany. Dopóki obie strony będą odnosić korzyści, dopóty piractwo będzie hulać. Nie zmieni tego ani restrykcyjne chińskie prawo, ani starania zachodnich firm. Proceder mogliby unicestwić klienci, ale po wielu z nich nie spodziewam się radykalnych kroków i walki ze zjawiskiem. Chiński e-commerce powinien rosnąć w siłę nawet z łatką oszusta...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu