Felietony

Kto tu jest Antyweb? Diss na Facebokka ficzeryzm dworski.

Grzegorz Marczak
Kto tu jest Antyweb? Diss na Facebokka ficzeryzm dworski.

Autorem poniższego wpisu jest Radosław „Riu” Muszyński, jest to reakcja na tekst Piotra "Facebooka ficzeryzm dworski", który wczoraj pojawił się na An...

Autorem poniższego wpisu jest Radosław „Riu” Muszyński, jest to reakcja na tekst Piotra "Facebooka ficzeryzm dworski", który wczoraj pojawił się na Antyweb.

Na G+ Panowie umówili się na "ustny pojedynek", oto i jest więc jego początek (bo Piotr zapowiedział, że odpowie). Swoją drogą pierwszy raz chyba publikuję "Diss" na tekst z Antyweb - ale zdrowa krytyka jeszcze nikomu nie zaszkodzi. Zapraszam więc do tekstu Radka, z którym osobiście się w wielu punktach nie zgadzam:

Czytając po raz kolejny na Antyweb.pl trochę ironiczną krytykę poczynań Marka Zuckerberga i jego ekipy postanowiłem napisać kilka słów na ten temat i być trochę „antyweb”. Spodziewam się, że mój diss na tekst „Facebooka ficzeryzm dworski” może zostać uznany za gorzką krytykę krytykujących i komentujących na łamach Antyweb.pl, a co niektórzy wpakują mnie do szufladki z napisem „FB fanboy” i ostemplują na czerwono - przypadek nieuleczalny. Mimo to uważam, że czas najwyższy przywrócić równowagę mocy, albo przynajmniej pokazać, że nie do końca wiadomo kto jest po jasnej, a kto po ciemnej stronie.

Na początek prowokująca teza – większość osób krytykujących obecnie Facebooka i wznoszących peany na cześć nowej zabawki od wujka G to osoby, które idealnie wpasowały by się w motyw „jaskini Platona”. Bo skoro już Sęp Szerzyński się pojawił to czemu wątku cieni dalej nie kontynuować?

Niczym skrępowani i skazani na mocno ograniczone postrzeganie komentują zmiany, deklarują swoje uczucia do jednych i drugich, ale absolutnie nie zadają sobie żadnych ważnych pytań. Bo po co pytać o coś więcej, niż tylko o to co widzimy? Po prostu przyjmują, że teraz „next big thing” to Google+, a więc trzeba zachować się modnie i napisać tu i ówdzie, że teraz coś kreujemy, wskazujemy drogę rozwoju jedyną i słuszną ponieważ „my – brażna” wiemy co jest passe, a co jest jazzy (wybaczcie jeśli pisanie, że coś jest jazzy jest już passe) i jest to Google+. Ilość zachwytów nad jednymi jest wprost proporcjonalna do krytyki tych, od których uciekają, kasują konto, odkrywają, że „stary serwis” jest już nudny bo już nic mu nie rośnie... Uff! To proces śmieszny, powtarzalny, przewidywalny.

I ten bunt – zjawisko charakterystyczne dla społeczności: „protestujemy przeciwko zmianom wyglądu”, „stara funkcjonalność była lepsza”, „usuwam konto, bo przegięli ze zmianami”. Czy naprawdę nie ma podobieństwa między powyższym stadnym zachowaniem, z którym swego czasu mieliśmy do czynienia na NK, a sytuacją dzisiejszą kiedy na Antyweb.pl możemy przeczytać o Facebooku, że „serwis zgubił gdzieś swój kształt”? A już stwierdzenie, że Facebook idzie w szranki z … . Gdzie? Jak? Zaraz – przecież to Google postanowiło gonić Facebooka w kwestii tworzenia portalu społecznościowego (niedobrze mi od tego słowa).

No dobrze, ale zostawmy zachowania stadne i przejdźmy do konkretów z lekka podnosząc ciśnienie - merytorycznie dokopmy Google+ pokazując siłę FB. Uczciwie – bo się należy.

Ambitni programiści Facebooka ścigają się ze wszystkimi możliwymi serwisami społecznościowymi o ilość dostępnych funkcjonalności.

Kto oglądał konferencje f8? Łapka w górę! Oj dlaczego autor dissowanego wpisu nie podnosi łapki? Aaa... to dlatego nie wie, że programiści Facebooka nie muszą się ścigać tylko integrują z Facebookiem inne serwisy. Tegoroczne f8 było rewolucyjne, o czym za moment, ale za przełomową należy uznać zeszłoroczną konferencję na której zostało przedstawione Graph API Facebooka. Wcześniej, bo już w styczniu 2008 roku Google wydało Social Graph API. Żeby zrozumieć i wyjaśnić dlaczego to takie ważne musiałbym popełnić spory artykuł na Antywebie czym zanudziłbym kompletnie, więc w skrócie – Google przegapiło w 2008 roku moment w którym powinno wprowadzić standardy sieci semantycznej (web 3.0) i promować ideę połączonych danych (linked data). Tymczasem Mark i spółka wymyślili sobie, że idea budowania sieci relacji jest fajna, bo gdyby tak gromadzić relacje użytkowników do zasobóww sieci (czytaj: emocje) to można określić czego użytkownik potrzebuje. To idealna sieć sprzedaży oparta na poznaniu emocji, miejsc, znajomych, zainteresować, gier, czasu wykonywania określonych czynności. Google oczywiście też śledziło, analizowało, przetwarzało informacje, ale to ludzie z Facebooka wymyślili jak to praktycznie wykorzystać – jak zrobić z tego produkt.

Kiedy pojawiło się „Lubię to” - narzędzie bezpośredniego wskazywania relacji użytkownika do zasobu w sieci (produktu do sprzedania) okazało się, że całe to śledzenie analytic'sami, page ranki, alexy i inne kompletnie nieznane przeciętnemu Kowalskiemu narzędzia, które miały określać co jest w sieci wartościowe, a co nie.... są kolokwialnie mówiąc do bani. Co więcej – relacje między ludźmi, które stanowiły o popularności i potędze rozwoju Facbooka i które funkcjonowały w semantyce(nawet w wordpressie jest przykład - określamy stopień pokrewieństwa), przez Google zostały wdrożone bez określania zaawansowania znajomości.

Kręgi mają wartość praktyczną gdy przeglądamy stream informacji, ale ich wartość do analizy
danego użytkownika jest raczej niewielka. Timeline nie jest pogubieniem idei, a rozwinięciem jej i rozszerzeniem zbierania danych (wiem, że taki Orwell – to jest dopiero podstawa do krzyku w komentarzach, że trzeba się z fb wypisywać). Twórcy aplikacji mogą sami określać typ relacji – to już nie musi być „lubię to”. Badając nasze czynności życiowe (strasznie to brzmi), dokładając nasze relacje, emocję, intensywność zachowań Facebook staję się inteligentnym (po)tworem, który prowadzi nas do końcowego „kup to”!.

W praktyce – większa skuteczność reklam i działań promocyjnych firm na Facebooku i obniżenie budżetów na reklamę w Google. Dlatego tegoroczne f8 utwierdziło mnie we wniosku – Google zaspało. Facebook gromadzi dziś skuteczniej informacje i na tym polega dramat Google – że mimo całej swej innowacyjności, wkładu w rozwój sieci, niestety z tą jedną rzeczą obudziło się z ręką w nocniku. Można rozpisywać się nad tym jakim fajnym bajerem są kręgi, video rozmowy i minimalizm designu Google+. Dla mnie to też jest fajne, tylko że to timeline i całe rozszerzone api FB wydaję się być czymś fascynującym i odkrywczym, ale przede wszystkim - skutecznym. Za czystą ignorancje, lub czysty populizm uważam twierdzenia typu „to co oni zrobili to chaos”, albo „pogubili się”. Po pierwsze nikt przed nimi tego nie zrobił. Głosy o tym, że wygląda to jak wygląda – wspomniałem już co mi to przypomina na początku wpisu. Po drugie, chyba ważniejsze, nikt nie zwraca uwagi na model biznesowy, którego efektem jest zwiększenie ilości danych, które możemy przetwarzać dzięki api – na podstawie zebranych informacji skuteczniej sprzedawać. „Kasa misiu, kasa” - to proste podejście będzie pchać do Facebooka, a nie do Google+. Wystarczy popatrzeń ilu partnerów ma FB.

Oczywiście zaraz pojawią się głosy o etyce, prywatności, o granicy przetwarzania informacji o naszym życiu przez systemy komputerowe, ale prawda jest taka, że Facebook działa i zbiera informacje, a Google zastanawia się co ma z tym fantem zrobić. Jeśli już jesteśmy przy etyce to warto powiedzieć - informacje zostawiamy w facebookowym grafie świadomie. Zgadzamy się na to. Tymczasem podejście google – zapisać naszą historię klikania, przeczytać naszą pocztę. Kto jest po ciemnej stronie mocy? Twórcy Facebooka wydają mi się nierozsądni i nienasyceni własnym rozwojem. Celowo użyłem dwóch słów, które część z Was od razu skojarzy z osobą Jobsa, bo chce podkreślić – ekipa Marka robi coś innowacyjnego, niesamowitego w samym podejściu i wartego uwagi.

Moim zdaniem Google+ jest ładnie wykonaną zabawką, ale jeśli nie pójdzie drogą Facebooka to będzie porażką panów od wyszukiwarki. Nie daje bowiem niczego co wiązało by mnie mocno, a właściwie – co dawało by korzyści większe niż dotychczasowe pomysły i serwisy. Mówię to jako web developer, programista, ale przede wszystkim jako sprzedawca, dla
którego liczy się to co jest skuteczne, a nie to co jest tylko i wyłącznie ładnie opakowane (chodź i do tego mam spore wątpliwości).

Dlatego nie mówię, że Google+ jest złe, tylko pokazuje, że póki co Facebook jest o wiele lepszy i daleki jestem od wpadania w stadne zachowania - krytykę dla samej krytyki starej zabawki, bo mam już nową.

Na koniec chciałbym napisać, że zwłaszcza na rodzimym podwórku widzimy, że żyjemy w dobie klonów i idiotyzacji społeczeństwa. Robi się serwisy niepotrzebne, nieprzemyślane i co najważniejsze – nie wnoszące nic nowego do rozwoju internetu. Podejście do tworzenia serwisów w Polsce przypomina grę polskiej reprezentacji w piłkę nożną. Swego czasu jak już udało się strzelić jedną bramkę to następowało przejście do defensywny i czekanie na końcowy gwizdek. Taka drużyna nigdy nie zdobędzie żadnego mistrzostwa. W czasie gdy słowo „innowacja” kojarzy się nam z łatwą kasą z UE, a w Stanach ktoś wymyśla następny rozdział internetu, my bez głębszej analizy prześcigamy się w durnych porównaniach tego co widzimy i krytyce. To jako Polacy potrafimy doskonale, ale dlaczego tak bogaci w wiedzę jeszcze nie pokusiliśmy się o zrobienie lepszego klona Facebooka w Polsce? Ten kto by spróbował miałby na Antyweb.pl wielu doradców co i jak zrobić, oraz co istotne - czego nie robić.

A może ktoś, kto jest „anty” dla takich komentujących jak ja, się jednak znajdzie – przyjdzie, zrobi i pozamiata? Tego sobie, jak i Wam, serdecznie życzę.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu