Technologie

Kopie zapasowe tylko lokalnie. Nie ufam chmurze i szybko (nigdy?) się to nie zmieni

Kamil Świtalski
Kopie zapasowe tylko lokalnie. Nie ufam chmurze i szybko (nigdy?) się to nie zmieni

Kopia plików w chmurze: dostęp gdziekolwiek jesteśmy, z każdego urządzenia, wygodnie i bez problemu. Tak to wygląda na plakatach i, zakładając że mamy dostęp do szybkiego internetu, faktycznie. Przynajmniej póki wszystko działa. Acz wielokrotnie już byliśmy świadkami tego, że bywa z tym różnie. Dlatego też nie wyobrażam sobie stuprocentowego zaufania w kierunku chmury. Nie ważne jak droga i prestiżowa.

Wpadka goni wpadkę, chmury z plikami regularnie zaliczają mniejsze lub większe problemy

Regularnie słyszymy o wyciekach danych. To hasła z menadżerów do ich zarządzania, to znowu zdjęcia z iCloud, a to Google prywatne materiały zapisywało w katalogach Zdjęć Google innych użytkowników. Dzieje się sporo, a wraz ze wzrostem popularności takich usług: lepiej nie będzie, a wręcz przeciwnie. Podobnych spraw będzie jeszcze więcej, chociażby dlatego, że zadziała tutaj efekt skali. Ale wycieki to jeszcze nie wszystko: jak wszystko, chmury także bywają... najzwyczajniej w świecie awaryjne, o czym przekonali się boleśnie użytkownicy aparatów Canona i tamtejszej usługi image.canon, z której nowe sprzęty automatycznie wysyłają multimedia i przetrzymują je tam przez kilkadziesiąt dni za darmo. Jeżeli chcemy ten czas wydłużyć: przenosimy pliki na wydzieloną przestrzeń (ograniczoną do 10 GB) gdzie mogą być składowane bez limitu. O ile działają jak należy — bo kilka dni temu firma zaliczyła wpadkę i nie dość, że usługa była niedostępna — to jeszcze część plików użytkowników najzwyczajniej w świecie wyparowała. A pewnie wielu z Was pamięta też wielką aferę z Megaupload, na którym to część osób z kontami premium przechowywała swoje osobiste pliki, a nie pirackie treści, które często były rozpowszechniane za pośrednictwem platformy. Z dnia na dzień dostęp do nich został im odebrany. I tak długo jak nie mieli lokalnej kopii zapasowej, mogli o nich zapomnieć.

Lokalnie — najlepiej w kilku miejscach

Od lat przyglądam się wpadkom z chmurami i nieustannie zastanawiam się: dlaczego dla niektórych wciąż są one zaskoczeniem? Sam na co dzień korzystam z iCloud (darmowego wariantu), ale — dosłownie — każdy plik który tam mam, mam zapisany w co najmniej dwóch innych miejscach. Tutaj — kwestia wygody i wspominanej już dostępności, ale też dochodzi do tego aspekt plików które nawet gdyby wyciekły, no to cóż, ups, trudno. To żadne super tajne, wrażliwe dane. Nie ma tam także żadnych służbowych plików, wiecie, tak istotnych jak zdjęcia ze zleceń dla fotografów. Ot, wygodny dodatek. A na co dzień stawiam na klasykę. Dla własnej wygody: domowy NAS, a oprócz niego kilka twardych dysków o dużych pojemnościach. Najważniejsze dokumenty mam zapisane na nich wszystkich. Podłączanie ich i regularne robienie kopii zapasowych może i nie należy do najwygodniejszych, ale za każdym razem stojąc przed rozterką: kolejne dyski czy chmura, wybieram to pierwsze. Pomijając już wygodę i pewność, decyduje także cena. Zdjęcia nie ważą mało — więc interesowałby mnie wyłącznie pakiet 2 TB. Te w chmurze są dość kosztowne — dla iCloud byłoby to 39,99 zł / miesięcznie (479,88 / rocznie), a dla Google Drive  46.99 zł / miesięcznie (469,99 zł / rocznie). Ceny dysków talerzowych 2 TB zaczynają się od niespełna 300 zł. Rachunek jest prosty. Tym bardziej, że to są moje kopie zapasowe, a nie treści po które sięgam na co dzień. W sumie to mam cichą nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego robić.


Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu