Oczyma wyobraźni widziałem wczoraj apokalipsę. Nie chodziło o najazd Państwa Islamskiego, wybuch kilku reaktorów jądrowych, uderzenie komety czy trzęs...
Koniec świata! Nie działają Facebook, Skype i YouTube!
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Oczyma wyobraźni widziałem wczoraj apokalipsę. Nie chodziło o najazd Państwa Islamskiego, wybuch kilku reaktorów jądrowych, uderzenie komety czy trzęsienie ziemi i będące jego następstwem wielkie tsunami. Ludzie wpadali w panikę i wzywali niebiosa, bo przestał działać Internet. A przynajmniej strony i aplikacje, z których korzystają każdego dnia. Gdyby św. Jan dzisiaj przenosił na papier swoje Objawienie, musiałby wspomnieć o awarii Facebooka.
Alarm! Skype nie odpowiada
Część z Was zapewne zauważyła wczoraj, że awarii uległ popularny komunikator Skype. Media od rana informowały o tym zdarzeniu. I nie dotyczy to wyłącznie branżowych serwisów - temat był popularny w całej Sieci. Wątek śledziłem na stronach amerykańskich, Polacy też zastanawiali się kiedy ruszy usługa, Rosjanie już tworzyli memy na ten temat. Globalny problem. Dla wielu problem przez duże "P".
Nie mam nic przeciwko informowaniu o awarii. Krótki komunikat: Skype nie działa. To nawet wskazane, bo człowiek przestaje się zastanawiać, czy tylko on ma kłopot z odpaleniem komunikatora. Dowiedziałem się, że wina leży po stronie dostawcy usługi, więc cierpliwie czekam aż problem zostanie usunięty. Tyle. Tymczasem widzę, że dla niektórych informacja o awarii jest prawie tak przerażająca (a może bardziej), jak doniesienia o wystrzeleniu rakiet z silosów atomowych. Użytkownicy wpadają w histerię, serwisy w tytułach dotyczących usterki wstawiają kilka wykrzykników. Koniec świata.
Skype jest tu tylko przykładem, podobnie sprawa wygląda, gdy nagle przestaje działać Facebook, YouTube albo inny popularny serwis. Nagle okazuje się, że ludzie nie mogą obejrzeć ulubionych filmów, nie są w stanie zmienić statusu i dać komuś lajka. Zaczyna się nerwowe odświeżanie strony i sprawdzanie w internetach, czy problem sięga dalej. Jeśli tak, to można poczuć ulgę. Bo to nie u mnie. Ale szybko zamienia się ona w szereg pytań: Jak to nie działa? Ile to potrwa? Kiedy strona zadziała? Kiedy będę mógł obejrzeć/pogadać/zalajkować? Oby jak najszybciej!
Jeżeli chodzi o narzędzie do pracy...
Rozumiem jeszcze zdenerwowanie ludzi, którzy używają wspomnianych serwisów w pracy. Dla nich to nie jest zabawka czy komunikator do pogaduszek, ale narzędzie, dzięki któremu zarabia się na życie. Ok, sam się denerwuję, gdy internety rzucają kłody pod nogi w pracy i sprawy nie idą normalnym trybem. Ale nawet wtedy nie przebieram nerwowo nogami. Trudno, nie działa. W końcu musi wrócić do normy. Dziwię się, że inni rwą w takich sytuacjach włosy z głów. Przecież Skype czy Facebook nie znikają na zawsze, przerwa w pracy nie potrwa nawet kilka dni. To zazwyczaj kwestia godzin. Jeśli to aż tak ważne, to może po pierwszej większej awarii trzeba się zastanowić nad jakąś alternatywą, zapasowym rozwiązaniem na czas awarii. Z klientem chyba można się inaczej skontaktować...
Reszty nie rozumiem
Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, jak można się denerwować z powodu awarii Skype'a, gdy nie używa się tego komunikatora w ważnych, np. pracowniczych celach. Jak w ogóle można się przejmować takimi awariami. Naprawdę trudno bez tych usług żyć? Brak wody przez tydzień to problem. Brak energii elektrycznej też. Ale Skype? I nie chodzi wcale o to, że w Polsce serwis jest mniej popularny niż w innych krajach. Jeżeli takie informacje będą wywoływać popłoch, to trudno sobie wyobrazić, jak ludzie zareagują na naprawdę złe wieści. Chyba, że to najgorsze, co może się dzisiaj przytrafić człowiekowi...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu