Po wejściu w życie dwa lata temu nowelizacji ustawy o transporcie drogowym, a odnoszącej się do przewozu osób taksówkami, wydawać by się mogło, że rynek transportu osób w Polsce w końcu się ustabilizował. Okazuje się jednak, że są jeszcze miejsca w naszym kraju, gdzie taksówkarze nie do końca rozumieją jak działa wolny rynek.
Taksówkarze to stan umysłu. Domagają się likwidacji komunikacji miejskiej w Karpaczu
Kilka dni temu Radio Wrocław opublikowało relację z protestów taksówkarzy w Karpaczu, którzy domagają się likwidacji prywatnej komunikacji miejskiej.
Taksówkarze zarzucają prywatnemu przedsiębiorcy nielegalną działalność w zakresie przewozu osób i brak zezwoleń na zatrzymywanie się na przystankach. Temat zainteresował mnie też osobiście, bo kiedyś przez kilka lat pracowałem w sprywatyzowanym PKS-ie, który musiał konkurować na popularnych liniach z tzw. „busiarzami”.
Doskonale wiem jak to działa, nie da się ot tak wejść sobie na ten rynek. Przy tworzeniu linii na każdej trasie wymagane są zezwolenia, które uzyskuje się w urzędach, składając w nich wnioski z listą przystanków, rozkładami jazdy (nowe linie nie mogły odjeżdżać z danego przystanku w godzinach zbliżonych do już istniejących), badaniami technicznymi i numery rejestracyjnymi pojazdów, które będą wykonywały na takich liniach przewozy osób.
Kierowcy później na taki kurs muszą zabierać ze sobą takie zezwolenia i okazywać na przykład podczas kontroli ITD - brak jednego papierka to kary finansowe. Taksówkarze w Karpaczu prawdopodobnie wyczerpali tę drogę, stąd protesty przed Urzędem Miasta w Karpaczu.
Radio Wrocław:
Przewoźnik, który zorganizował komunikację miejską w Karpaczu był kontrolowany przez różne instytucje, które jednak nie stwierdziły nieprawidłowości.
Sytuacja rysuje się o tyle dziwnie i niezrozumiale, że system ten doskonale działa w innej turystycznej miejscowości, jaką jest Zakopane. Co więcej, w tym mieście jest kilku przewoźników autobusowych i nikt nikogo nie oprotestowuje. Turyści, którzy chcą przejechać kilka kilometrów za 100 zł wsiadają w taksówkę, ci co wolą dojechać za 7 zł, wsiadają w autobus na dworcu PKP.
Karpacz z kolei to wprawdzie mniejsze miasto, ale do zeszłego roku nie było w nim w ogóle komunikacji miejskiej, więc 5 tysięcy mieszkańców + 150 tysięcy turystów rocznie, skazanych było tylko na taksówki, których w tym mieście jest około setka.
Tak więc prywatny przedsiębiorca Tadeusz Kalupa w zeszłym roku (po ośmiu latach starań) postanowił uruchomić komunikację miejską w tym mieście (źródło: TVP Wrocław).
Burmistrz Karpacza Radosław Jęcek:
Dziennie z komunikacji korzysta kilkaset osób, także niepełnosprawnych. – Frekwencja w tych pojazdach jest duża i bardzo duża, a mnie osobiście to cieszy, że każda z tych osób, która porusza się tą komunikacją miejską wsiadałaby we własne auto i powodowałaby problemy komunikacyjne, które szczególnie w naszym mieście w sezonie są odczuwalne.
To był strzał w dziesiątkę, z miejsca spotkało się to zainteresowaniem turystów i mieszkańców, którzy korzystali z niej w liczbie kilkuset dziennie. Trudno się dziwić, bo bilety wycenione zostały na 4 zł. Niemniej początkowo komunikacja miała działać tylko do końca września zeszłego roku.
Szybko się jednak okazało, że potencjał jest na stałą dzialalność i w kwietniu tego roku przedsiębiorca uruchomił regularne linie kursujące codziennie, również w niedziele i święta (źródło: nj24.pl). A na prośbę mieszkańców miasto ustawiło na ich trasie dwa dodatkowe przystanki - to jedyny koszt samorządu w tej inicjatywie.
To komuś się nie spodobało i w zeszłym miesiącu niezidentyfikowany jeszcze sprawca spalił dwa autobusy przedsiębiorcy (uchwycony na monitoringu, zresztą sam się przypadkiem podpalił - źródło: Interwencja Polsat).
Taksówkarze z Karpacza odcinają się od tego zdarzenia, zwalając winę na przewoźników czeskich, którym ponoć też nie podoba się działalność polskiego przedsiębiorcy. Znamienna jednak w tej całej sprawie wydaje się wypowiedź jednego z taksówkarzy dla dziennikarza Radia Wrocław:
Jesteśmy w biedzie, proszę pana - nie mamy po prostu pracy. Musimy po prostu podjeżdżać pod wyciąg, tam się czeka, przychodzi klient i z nas robią dziadów, bo po 5 zł chcą jechać, na przykład do swojego hotelu - no cztery osoby, ale to jest nieopłacalne dla nas, to kosztuje gdzieś 35 zł do 40 zł.
Tak więc dla pana taksówkarza kurs za 20 zł jest nieopłacalny, mimo że turyści zdecydowali się zapłacić nieco więcej niż w komunikacji miejskiej. Niemniej tak działa wolny rynek niestety, czemu tu się dziwić? Taksówkarz się nie zgodził na kwotę, jaką turyści byli gotowi zapłacić, poczekali więc chwilę i skorzystali z komunikacji miejskiej za 16 zł.
Osobiście życzę więc panu Tadeuszowi wytrwałości, której jak widać do tej pory mu nie brakuje, a panom taksówkarzom z Karpacza jednak bardziej trzeźwej oceny i zrozumienia jak działa wolny rynek oraz wolność wyboru przez klientów dowolnego środka transportu, w zależności od swoich potrzeb i możliwości.
Przecież, jeśli w Karpaczu jest większe zapotrzebowanie na autobusy niż na taksówki, nikt nie broni takiemu taksówkarzowi lub większej ich liczbie w celu zawiązania spółki, przesiadki na autobus i stworzenie konkurencji panu Tadeuszowi - jak ma to miejsce we wspomnianym Zakopanem.
Stock Image from Depositphotos.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu