Niebawem w Krakowie rusza druga edycja Smogathonu, zespoły zgłoszone do konkursu spróbują znaleźć sposób na to, by powietrze w miastach było lepszej jakości. Można oczywiście stwierdzić, że dałoby się to osiągnąć stosując metody dobrze już znane, np. przesiadkę z samochodów do komunikacji miejskiej. Tyle, że do tej ostatniej trudno niektórych przekonać, z pewnością byłoby łatwiej, gdyby była darmowa. To jednak zbyt duże obciążenie dla miast. A gdyby tak za bilety płacili reklamodawcy? Aplikacja WelectGo pokazuje, że to jest możliwe.
Niemcy znaleźli sposób na darmowe bilety komunikacji miejskiej. Wystarczy aplikacja mobilna
Komunikacja miejska może być darmowa, co pokazują przykłady nawet z niektórych polskich miast. Trzeba mieć jednak na uwadze, że jeśli nie płaci pasażer, zapłaci miasto. A to przecież bierze pieniądze od mieszkańców: aby wyrównać straty w jednym miejscu, będzie musiało sobie odbić w innym. Musi stracić ktoś, by zyskał ktoś. Można jednak przyjąć, że zyskają wszyscy - jeśli więcej osób będzie się poruszać publicznymi środkami transportu, a nie prywatnymi samochodami, zanieczyszczenie powietrza spadnie. Wszystkim powinno się żyć lepiej, zmniejsza się np. ryzyko zapadnięcia na choroby układu oddechowego. Niestety, miasta niechętnie podchodzą do takich pomysłów, bo budżety im się nie spinają.
Możliwe, że znalazł się sposób na rozwiązanie tego problemu. Jest obecnie testowany w Düsseldorfie. Mieszkańcy mogą tam ściągnąć aplikację WelectGo, która umożliwi darmowy przejazd. Jak to działa? Pasażer musi najpierw obejrzeć kilka 20-sekundowych filmów reklamowych, a gdy już zapozna się z ich treścią, na jego telefonie wyląduje bilet elektroniczny. Proste? Proste. Za przejazd płaci się uwagą, która jest cenna dla reklamodawców. Bilet obowiązuje przez 90 minut, umożliwia poruszanie się po całym mieście, transport publiczny staje się darmowy za obejrzenie spotów. Komunikacja miejska w takiej formie może kusić.
Okazuje się, że Niemców skusiła bardzo - zainteresowanie apką jest naprawdę duże, przerosło oczekiwania twórców WelectGo. W efekcie bilety... kończą się po kilku godzinach. Firma podpisała umowy z określoną grupą reklamodawców i ma wyznaczony budżet na opłacanie przejazdów - gdy skończy się danego dnia, kończą się darmowe bilety. Niby problem, ale do przeskoczenia, wystarczy zdobyć nowych reklamodawców. A gdy ci dowiedzą się, że mogą puszczać spoty pasażerom i prawdopodobnie będą one oglądane, mogą wyciągnąć portfele, by płacić za przejazdy. Jeszcze ciekawiej zrobi się, gdy uzyskają możliwość personalizacji reklam. Nie mówię już o dostarczaniu materiałów konkretnym ludziom, ale informacja, że serwuje się materiał dwudziestoletniemu, białemu mężczyźnie, który właśnie jedzie na trening karate, może być istotna.
W tym rozwiązaniu wszystkie strony odnoszą korzyści: reklamodawcy zyskują nową platformę, dostawca usługi ma szansę zarobić, pasażer oszczędza, miasto ograniczy liczbę samochodów i nie poniesie przy tym pełnego kosztu operacji - kasa za bilety nadal będzie spływać do miejskiego budżetu, można za nią kupować nowy tabor, remontować pojazdy, utrzymywać je. Na przestrzeni kilku lat zmiany mogą być naprawdę zauważalne. Przybędzie autobusów, pojawią się kolejne tramwaje, ale jednocześnie powinna spaść liczba samochodów. O ile te ostatnie mają zazwyczaj silniki spalinowe, o tyle komunikacja miejska coraz częściej jest zielona (dotyczy autobusów, tramwaje spełniają ten warunek).
Ciekawe jestem, jak skończy się eksperyment w Dusseldorfie, czy będzie rozwijany, okaże się opłacalny i trafi do innych miast naszego sąsiada? Jeśli odpowiedzi brzmią "tak", może się okazać, że to rozwiązanie warto przetestować także w innych krajach. Gdybym mógł jeździć autobusami i tramwajami za darmo po obejrzeniu kilku spotów reklamowych, pewnie bym to robił. I podejrzewam, że nie byłbym jedyny...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu