Apple

Motylkowe klawiatury nie działają, a Apple ma to gdzieś. Jako użytkownik jestem przerażony

Kamil Świtalski
Motylkowe klawiatury nie działają, a Apple ma to gdzieś. Jako użytkownik jestem przerażony
Reklama

Motylkowa klawiatura od Apple od 2015 budzi od groma kontrowersji. Użytkownicy są wściekli — kupują drogi komputer, a po kilku tygodniach klawisze zaczynają płatać figle. To się zatnie i wciśnie podwójnie, tam któryś przycisk "nie chwyta". Po chwili gigant oferuje magiczne rozwiązanie i przygotowuje poradnik, który pieszczotliwie nazwałbym "sprężone powietrze twoim najlepszym przyjacielem". Tak, chodzi o instruktaż jak poradzić sobie z zacinającymi się klawiszami, który opiera się o... wykorzystanie sprężonego powietrza, no przecież. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji się z nim zapoznać, to polecam, nieprzerwanie bawi od lat. Ale to nie jest jakiś używany komputer po starszym bracie, a nowe urządzenie z wyższej półki.

Zobacz też: Apple wymieni za darmo wadliwe klawiatury w MacBookach 

Reklama

W zeszłe wakacje gigant poprawił klawiatury — dodając do nich warstwę silikonu. Miała ona zapobiec dostawaniu się pod tę "niezwykłą konstrukcję" kurzu i okruchów, które odpowiedzialne są za problemy z urządzeniami. I mimo że klawiatura działa nieco inaczej niż poprzednie wersje, nie oznacza to, że problem zniknął. Kilka dni temu Joanna Stern na łamach Wall Street Journal napisała szczerze o tym, jak wygląda sprawa z jej nowym Macbookiem Air. Komputerem który zadebiutował minionej jesieni — i korzysta z najnowszego wariantu klawiatury. Tym samym, który jest także w moim Macbooku Pro mid 2018. I patrząc na reakcję i przeprosiny Apple — firma jest całkowicie świadoma tego, że nie jest cukierkowo. Każdorazowo jednak wspominają o tym, że są świadomi tego, iż mała liczba użytkowników ma problem z trzecią generacją motylkowej klawiatury, przy okazji kierując nas do serwisów, które pomogą. Biorąc pod uwagę moje doświadczenia z polskimi serwisantami — tutaj nawet bym nie próbował.

Wspominałem już kilkukrotnie na łamach AW, że bardzo ostrożnie podchodziłem do tematu wymiany komputera — właśnie ze względu na znane od dawna kłopoty z klawiaturą. Po zapewnianiach że silikon zdziała cuda, kilka dni po premierze nowych Macbooków, zdecydowałem się na aktualizację i... szczerze nie żałuje wyboru. Od lipca zdarzyło mi się raz użyć sprężonego powietrza, kiedy jeden z klawiszy serwował mi co jakiś czas podwójną porcję literek. Większych problemów nie uświadczyłem — i bardzo bym chciał, aby tak zostało. Nie będę owijał w bawełnę: nie zachowuję wszelkich możliwych środków ostrożności. Wrzucam go luzem do plecaka, kiedy stoi na biurku — zdarza mi się go nie zamykać nawet przez kilkadziesiąt godzin. A kurz, jak to kurz, lubi się gnieździć w elektronice.

Zobacz też: Niepozorna aplikacja która “naprawi” klawiatury w nowych MacBookach

Jak to mawiają, głupi ma farta. W tej historii to najwyraźniej ja jestem głupim. I szczerze mówiąc — mam nadzieję, że z tym fartem to zostanie. Bo na tę chwilę nie widzę alternatywy, Apple prawdopodobnie będzie tylko bardziej brnąć w temat motylkowych klawiatur — więc jedyną opcją na wariant który "nie jest zepsuty", byłoby sięgnąć po... stary model komputera. A to już największy akt desperacji, szczególnie, że ostatni taki wyszedł... co najmniej cztery lata temu. Nie będę jednak ukrywał, że bardzo mocno rozważam zakup Apple Care. Jak już wspomniałem — moje doświadczenia z rodzimymi serwisami nie należą do najlepszych, czułbym się pewniej wiedząc, że mogę liczyć na pomoc fachowców w Apple Store bez dodatkowych kosztów. Ten dzień w Berlinie może i nie będzie "darmowy", ale przynajmniej nie wykończę się nerwowo. Bo choć teraz trwa program naprawy nawet tych modeli, którym gwarancja się skończyła — nie wiem czy zostanie on rozszerzony także na wariant, który posiadam.

Wiecie co w tym wszystkim jest dla mnie najbardziej przerażające? Że cały ten mit o tym, jakie to Apple jest niezawodne — sypie się nam w oczach. No dobra, pierwsza generacja — coś tam nie zadziałało. Ale kilka lat później wypuszczają kolejne komputery, których użytkownicy skarżą się na poważne problemy, a jedyne na co ich stać, to miałkie przeprosiny? Z całą moją sympatią do marki — mam nadzieję, że się ogarną, bo to już przestaje być zabawne. To nie są "komputery z Biedronki", w których można przymknąć oko na szereg niedociągnięć, bo rekompensuje nam je cena.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama