Filmy oglądane online dzięki usługom VOD, muzyka słuchana ze strumienia. Dziś czy to wyspecjalizowane, czy wielofunkcyjne odtwarzacze multimedialne są...
Kiedyś kochane, dziś zapomniane odtwarzacze plików multimedialnych
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Filmy oglądane online dzięki usługom VOD, muzyka słuchana ze strumienia. Dziś czy to wyspecjalizowane, czy wielofunkcyjne odtwarzacze multimedialne są coraz mniej popularne i powoli znikają z dysków naszych komputerów. Przypomnijmy sobie kilka z nich, zanim bezpowrotnie przepadną w naszej pamięci.
Winamp
Odtwarzacz, który zajmuje w moim sercu miejsce szczególne. Tak szczególne, że aż delikatnie zapłakałem na wieść o jego wirtualnym pogrzebie, opisując, wspominając wspólnie spędzone chwile (https://antyweb.pl/zegnaj-winampie-dziekuje-ci-za-kilkanascie-lat-wspolnej-muzycznej-przygody/). Znam takich maniaków, którzy za pomocą Winampa nie tylko oglądali na komputerze filmy, ale także konwertowali pliki muzyczne, niezależnie od formatu. Plusem offline’owych aplikacji jest na szczęście to, że nie tylko zostaną na naszych dyskach, ale – pomimo braku wsparcia producenta – będą krążyć w sieci już zawsze.
Foobar2000
Odtwarzacz stworzony przez Petera Pawlowskiego, autora znanego z kilku wtyczek dla konkurencyjnego Winampa. Minimalna instalacja, szeroki wachlarz odtwarzanych plików, możliwość słuchania muzyki wprost z archiwów, listy odtwarzania w postaci zakładek, możliwość dowolnej konfiguracji skrótów klawiszowych. Swego czasu miłośnicy słuchania muzyki z komputera dzielili się na zwolenników Winampa i zwolenników Foobara. Sam należałem do tej pierwszej grupy, ale umiałem docenić przede wszystkim małą ilość pamięci, jaką zajmowała aplikacja Pawlowskiego. To oczywiście przekładało się na prędkość działania całego systemu, który śmigał, podczas gdy z każdą kolejną aktualizacją Winampa, Windows dostawał zadyszki. Nie jestem przesadnym estetą, ale z fb2k (skrót) korzystałem rzadko, głównie dlatego, że nie potrafiłem zaakceptować minimalistycznego wyglądu aplikacji. Ot zwykłe okienko z tekstem, podczas gdy katalog skórek do Winampa rozrastał się coraz bardziej, oferując naprawdę prześliczne kompozycje. Myślicie, że Foobar2000 całkowicie umarł? Mam na last.fm znajomych, u których po dziś dzień wyświetla się komunikat „Scrobbluje teraz z Foobar2000”.
Jet Audio
Niedoceniony i niespecjalnie popularny w naszym kraju kombajn multimedialny, który na pierwszy rzut oka przypominał wizualnie Winampa w nowszej skórce. Do pierwszego kontaktu, który był najlepszym sitkiem użytkowników. Kompletnie nieintuicyjny na początku odstraszał chociażby mnogością małych guziczków, których znaczenie trudno było zapamiętać. Kiedy jednak użytkownik wykazał się odpowiednią cierpliwością, otwierał przed nim swoje niebagatelne możliwości. Na przykład fantastyczną jakość odtwarzanych filmów i muzyki, choć aby osiągnąć tę drugą, trzeba było trochę pogrzebać w ustawieniach programu. Podobnie jak Winamp, pozwalał ingerować w swój wygląd. Wspomniałem o kombajnie, bo Jet Audio faktycznie nim był. Pozwalał bowiem nie tylko odtwarzać masę różnych plików, ale także nagrywać płyty audio, konwertować zarówno audio jak i wideo do przeróżnych formatów, słuchać internetowego radia, a także posiadał wbudowany downloader plików z serwisu YouTube.
Real Player
Mój osobisty koszmar, którego używałem tylko w z przymusu musząc obejrzeć film w formacie mov, real audio lub real video. Na zwykłych mp3 potrafił się bowiem zawieszać i wiem, że nie był to tylko mój problem. Jako jeden z pierwszych obsługiwał media strumieniowe przez Internet. Poza tym pozwalał ripować i nagrywać płyty, choć w moim przypadku to chyba właśnie on zepsuł ich najwięcej. Posiadał natomiast bardzo fajną opcję o nazwie Audio Trimmer, dzięki której można było w łatwy sposób wyciąć kawałek utworu, a następnie stworzyć z niego dzwonek do telefonu. I choć z przyzwyczajenia robiłem to zawsze w którymś z programów od obróbki plików audio, to wiem, że mniej wkręceni w ten temat znajomi trzymali Real Player na dysku tylko i wyłącznie dla tej opcji. Jeśli więc jadąc autobusem słyszeliście jakiś hit, istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie ta aplikacja przyłożyła do tego swoją wirtualną rękę.
The KMPlayer
Program poznałem przypadkiem, kiedy na jednym ze służbowych komputerów (z zablokowanym praktycznie wszystkim), był on zainstalowany zaraz po wrzuceniu systemu. Banalnie prosty w obsłudze – między innymi dzięki przejrzystemu katalogowi opcji, które umieszczono na liście dostępnej pod prawym klawiszem myszy. Lekki dla systemu, a jednocześnie umożliwiający konfigurację wyglądu nawet dla odtwarzania poszczególnych plików. KMPlayer obsługiwał bardzo wiele formatów, szczególnie wideo i jeśli plik nie odtwarzał się na Waszym ulubionym playerze, a z kodekami wszystko było w porządku, istniało duże prawdopodobieństwo, że K-Multimedia sobie z nim świetnie poradzi. Jeśli jednak zdarzyło się, że sprawiał jakieś problemy, wystarczyło wskoczyć do sieci i zasięgnąć rady. Aplikacja miała rozbudowaną bazę użytkowników, którzy chętnie dzielili się swoimi spostrzeżeniami na specjalnym forum.
UMPlayer
Wieloplatformowy odtwarzać opaty na MPlayerze. Dzięki temu, że był aplikacją typu open source, zaimplementowano do niego kosmiczną liczbę 270 kodeków, dzięki czemu instalowanie jakichkolwiek dodatkowych plików było zbędne. Interfejs graficzny oparto na SMPlayerze, co w konsekwencji prowadziło do tego, żę UMP był prosty i intuicyjna. Ciekawą opcją była obsługa materiałów z serwisu YouTube i internetowego radia Shoutcast, do których można się było dostać przez „szukaja” w aplikacji. Jeśli lubiliście oglądać na komputerze filmy i nie przepadaliście za szukaniem napisów, UMPlayer robił to za Was, a pomagała w tym integracja z serwisem OpenSubtitles.org. Wieść gminna niesie, że program radził sobie bardzo dobrze z porysowanymi płytami CD i DVD, choć nie mam pojęcia jakiej czarnej magii użyli do tego celu twórcy.
Mówi się, że sprzęt jest tak dobry, jak oprogramowanie, które się na nim znajduje. Jedni obciążali swoje mocne komputery ociężałym Winampem, inni przy zdecydowanie słabszych maszynach tańczyli przy muzyce z Foobara2000 kompletnie nie przejmując się prędkością działania systemu, który wręcz nie zauważał tej aplikacji. Podczas gdy ktoś bił głową w biurko nie mogąc uruchomić pliku wideo pomimo instalacji piątej paczki kodeków, inny włączał UMPlayer i delektował się materiałem filmowym. Prawda jest taka, że niektórzy szukali najlepszej i najlżejszej aplikacji, która jednocześnie oferowała największą ilość opcji, podczas gdy inni przywiązani do jednej nazwy brnęli, tak jak ja, w coraz gorsze odsłony Winampa. Jedno jest jednak pewne – dziś prawie tych programów nie włączamy, akceptując sieciowe usługi strumieniujące media. Jeśli jednak macie swoje ulubione aplikacji z dawnych lat, przypomnijcie sobie tę najlepszą. A może uzupełnicie tę skromną listę o kolejne pozycje, które towarzyszyły Wam każdego dnia?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu