Biznes

Kickstarter wynajął dziennikarza w niecodziennym celu. Przyznaję - to ciekawy pomysł

Jakub Szczęsny
Kickstarter wynajął dziennikarza w niecodziennym celu. Przyznaję - to ciekawy pomysł
12

Pamiętacie Zano? Kickstarterowy projekt malutkiego drona, który osiągnął niebywały sukces na platformie crowdfundingowej, ale... nic z tego nie wyszło. Tuż po tym rozpoczęła się debata na temat dotowania projektów - kto ponosi odpowiedzialność za nieudany biznes, na który pieniądze wyłożyli darczyńc...

Pamiętacie Zano? Kickstarterowy projekt malutkiego drona, który osiągnął niebywały sukces na platformie crowdfundingowej, ale... nic z tego nie wyszło. Tuż po tym rozpoczęła się debata na temat dotowania projektów - kto ponosi odpowiedzialność za nieudany biznes, na który pieniądze wyłożyli darczyńcy? Wyraziłem już swoje zdanie na ten temat - sprawę Kickstartera upatruję w kategorii zwykłego ryzyka inwestycyjnego.

Serwis crowdfundingowy, aby prześledzić historię projektu wynajął... dziennikarza. Mark Harris zajął się sprawą Zano, przekazał w ręce Kickstartera niemały artykuł na ten temat i skonkludował, że niepowodzenie projektu nie wynikało z rzeczywistej chęci zrobienia ludzi "w konia". Winne były zbyt wielkie obietnice w stosunku do kompetencji twórców. Harris w swoim tekście napisał ponadto, że nie sądzi, by jakakolwiek suma pieniędzy przesądziłaby o murowanym sukcesie Zano. Problem leżał po stronie samych twórców.

A sumę zgromadzono nie byle jaką. Torquing Group stojące za Zano zebrało aż 3,4 miliona dolarów. Historia startupu skończyła się po niecałym roku, gdy co i rusz zgłaszano różne problemy z dostarczeniem działających urządzeń na rynek - pieniądze się skończyły i niestety, ale z Zano nic nie wyszło.

Jedyną osobą, z firmy, która nie zgodziła się porozmawiać z dziennikarzem okazał się być jej były CEO. Wszyscy inni w mniej lub bardziej szczegółowy sposób przekazali mu historię upadku projektu. Harris dotarł do informacji, wedle której firma zdecydowała się na kompletnie niezrozumiały krok. Zamiast wykonać produkcyjny pilotaż i dopiero wyruszyć z pełną produkcją, pominięto bezpieczne wyprodukowanie kilku egzemplarzy. Kiedy okazało się, że projekt wymaga dopracowania, Zano miało już w magazynach mnóstwo dronów, których nijak nie można było sprzedać, bo... nie działały tak jak należy.

Ryzyko, ryzyko... jeszcze raz ryzyko

Kickstarter zdecydował się na wynajęcie dziennikarza po to, by nieco poprawić własny wizerunek po tej ogromnej wpadce. Wtedy dyskutowano o tym, czy crowdfunding to w ogóle dobra metoda rozwijania biznesów i czy przy jej okazji nie "rozleniwia się" ludzi, którzy mogą naobiecywać, a potem nie przyłożyć się do odpowiedniego działania projektu. Cóż, z jednej strony przyznaję rację tym, którzy co do crowdfundingu mają spore wątpliwości. Istotnie, może zdarzyć się tak, że ciekawy projekt zbierze kasę, a następnie nie wyjdzie z tego nic. W przypadku Zano chodziło bardziej o niekompetencję, niż o rzeczywisty skok na kasę - no, ale jednak. Z drugiej strony mamy na świecie Pebble, które przyszło na świat jako owoc crowdfundingowego projektu. Aż chce się przytoczyć nieśmiertelne: "Można? Można.". Ja osobiście nie wsparłem i nie wesprę żadnego takiego projektu - nie lubię ponosić ryzyka i wolę poczekać, aż dane rozwiązanie spróbuje odnaleźć się na rynku. Jeżeli mu się to nie uda - dla mnie to wystarczający znak, że nie było warto. Na sobie eksperymentować nie chcę.

Grafika: 1

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

KickStarter