"Kevin sam w domu kiedy 2019" - myślę, że ta fraza jest wpisywana w Google przynajmniej od kilku tygodni. Kultowy film z 1990 roku już lata temu stał się nieodłącznym elementem polskich świąt. Słusznie, czy nie?
Bez tego filmu nie ma świąt. Co w zasadzie pokochaliśmy w Kevinie samym w domu?
Nienawidzę swojej rodziny
Myślę, że po tylu latach nikt nie przyczepi się do spoilerów. Kevin McAllister to jeden z dzieciaków bogatej amerykańskiej rodziny, która postanowiła spędzić święta w Paryżu. Typowy ośmiolatek ze swoimi dziecięcymi problemami próbuje zwrócić na siebie uwagę rodziców i wujostwa zaaferowanego rodzinnym spotkaniem. W domu McAllisterów zebrała się bowiem większa grupa, która ma wspólnie wyruszyć w zagraniczną podróż. Ostatecznie niesforny Kevin dostaje od matki szlaban na zabawę i w złości wypowiada jedno życzenie - chciałby nie mieć rodziny. Które dziecko nie miało kiedyś takich myśli w głowie i które nie wypowiedziało tych słów na głos?
Zamieszanie związane z pakowaniem i awaria prądu sprawiły, że na lotnisko udało się zdążyć w ostatniej chwili. Niby w komplecie, jednak z uwagi na pośpiech wspomniany Kevin został...sam w domu. Rodzice zorientowali się w tym dopiero na pokładzie lecącego samolotu więc natychmiastowy powrót do domu nie był możliwy. Ale jak to dziecko samo w domu? Czy na sali jest kurator?
Marzenie Kevina się spełniło, jego rodzina zniknęła i to on stał się jedynym domownikiem. Zero zakazów i nakazów, sensacyjne filmy, obżeranie się lodami - istne eldorado. Początkowo jedynym problemem wydaje się zakup szczoteczki do zębów, jednak sielanka szybko dobiega końca. Dom McAllisterów obrało sobie za cel dwóch złodziei, którzy obrabiają okolicę pod nieobecność domowników. Ale hej, jaką nieobecność, przecież rezydencji strzeże Kevin?
Przerażony wizją odwiedzin bandziorów Kevin szybko obmyśla plan symulacji rodzinnego życia by zmylić złoczyńców, jednak ostatecznie złodzieje nie rezygnują i wiedząc, że w domu zostało tylko dziecko, postanawiają go "obrobić". W pewnym momencie z przestraszonego dzieciaka Kevin zmienia się w pomysłowego pana domu, który postanawia zastawić na bandytów pułapki. Chłopak poluje na "mokrych bandytów" tak jak trzy lata wcześniej grany przez Arnolda Schwarzeneggera Dutch polował w dżungli na Predatora.
Przeczytaj też: Najlepsze świąteczne animacje
Sytuacje niczym w kreskówce
Trudno odmówić uroku finalnej akcji filmu. To ta kultowa walka z dwoma bossami reprezentowanymi przez "mokrych bandytów" chcących za wszelką cenę odegrać się na dzieciaku i złupić wreszcie posesję McAllisterów. Muszą jednak stawić czoła pomysłowym pułapkom małego chłopca, który postanowił bronić swojego ciepłego gniazdka.
Kontrast między pomysłowością Kevina a brakiem ogarnięcia złodziei jest wręcz porażający i przywodzi na myśl...kreskówki. Absurdalnie wręcz oczywisty ciąg przyczynowo skutkowy uruchamia w widzu współczucie dla dwóch dorosłych ofiar, które w zasadzie cudem wydostają się z labiryntu podstępu. Twórcom udało się jednak bardzo zgrabnie wyczuć pewną granicę i pokazać nawet teoretycznie drastyczne sceny z typowo kreskówkową delikatnością, która nie dość że pasuje do formy filmu, to w dodatku nie wyhamowuje dynamiki ostatniego starcia. Co zabawne, nawet po kilkudziesięciu seansach tę nierówną walkę ogląda się z ogromną przyjemnością, choć gdzieś w głowie licząc, że może tym razem uda się złodziejom konkretną pułapkę ominąć.
Zawsze podobało mi się jak Kevin sam w domu z każdym kolejnym kwadransem staje się bardziej odrealniony i ucieka w w tę kreskówkową koncepcję. Jasne, to komedia od pierwszych minut i choć żarty nie są może specjalnie wyszukane, to choćby przez sentyment cały czas śmieszą. Oglądając kilkanaście ostatnich minut nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że tego typu akcje pasują wyłącznie do animacji i ich pokazanie w filmie z prawdziwymi aktorami było ogromnym ryzykiem. Ostatecznie jednak wypadło wybornie.
Przeczytaj też: Kevin sam w domu doczeka się nowej wersji
Kevinowi samemu w domu od pierwszych minut udaje się też budować świąteczny klimat, kiedyś tak daleki od tego, co sami mieliśmy w domach. Amerykański rozmach i patos biją z ekranu co chwila i choć swoje dziecięce święta wspominam z ogromnym sentymentem i uważam, że były cudowne - to jednak zawsze czułem tę przepaść między USA a Polską. I nawet dziś, po tylu lata, wciąż jest ona widoczna. Mam też wrażenie, że dzieciaki z mojego pokolenia budowały sobie na postawie tego filmu pewien obraz tak zwanej "Ameryki", który później boleśnie konfrontują z rzeczywistością kiedy faktycznie postawią stopę w US&A.
Nieodłączny element świąt
O to, by Kevin sam w domu stał się częścią polskich świąt zadbały stacje telewizyjne - z Polsatem na czele. Kiedy w 2010 roku postanowiono nie wyemitować filmu, podobno polsatowskie skrzynki mailowe uginały się od próśb i gróźb. To tak samo oderwany od ducha polskich świąt element jak ciężarówka Coca Coli, a jednak Polacy nie wyobrażają sobie tego czasu bez Kevina. I choć za oknem pada deszcz, temperatura dobija do 8 stopni, a na horyzoncie nie widać ani jednego płatka śniegu - obok rozświetlonych choinek, dziś o godzinie 20 zaświecą się również telewizory. Polsat podtrzymuje tradycję by kolejne pokolenie zasiadło przed ekranem. A starsze "dzieciaki", które wychowywały się w latach 90. ubiegłego wieku ponownie przypomniały sobie tę prostą do bólu, ale wciąż niesamowitą historię Kevina, który został w święta sam w domu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu