Każdy kto tworzy jakiś startup chciałby, aby jego pomysł stał się popularny i by korzystało z niego jak najwięcej użytkowników. Wiele mówi się o skalo...
Każdy kto tworzy jakiś startup chciałby, aby jego pomysł stał się popularny i by korzystało z niego jak najwięcej użytkowników. Wiele mówi się o skalowaniu biznesu i tak samo wiele mówi się o tym, że startupowcy podczas tworzenia produktu czy usługi powinni myśleć w skali makro, a nie mikro. Startupowcy są przyzwyczajeni do braku jakichkolwiek granic w internecie. Głównym wyznacznikiem potencjału startupu jest nic innego jak ambicja twórcy, która potrafi złamać wszelkie napotkane bariery. Niestety, w pewnym momencie natrafiają na coś nie do przeskoczenia, czyli prawo i problemy wizowe.
Wielu twórców startupów, nie tylko polskich marzy, by w pewnym momencie życia biznes, który tworzą przenieść do chyba najsłynniejszego startupowego miejsca na ziemi, czyli do Silicon Valley. Niestety, póki co ani rząd amerykański ani sami inwestorzy z USA nie są chętni pomagać zagranicznym startupom w otrzymaniu obywatelstwa, pozwolenia na pracę czy nawet głupiej wizy tymczasowej. Co prawda, obywatele niektórych państw mają możliwość otrzymania wizy (USA) typu H – pozwolenie na pracę tymczasową lub wizy typu E – inwestorzy i przedsiębiorcy. Sam proces aplikowania nie jest prosty, bo trzeba rządowi amerykańskiemu udowodnić, że rzeczywiście planujemy na terenie ich kraju prowadzić duży biznes, a nie sprzedawać hot-dogi na rogu piątej na Manhattanie.
Więc jeżeli nawet któryś ze startupowców studiował na terenie USA, otrzymał wsparcie lub współpracował z jednym z akceleratorów biznesu i udało mu się dogadać z inwestorami to i tak wizę musi załatwić sobie we własnym zakresie. Dokładnie tak samo jak zorganizował sobie wizę by w ogóle wybrać się na studia w USA. Niestety, nawet najwięksi inwestorzy tacy jak YCombinator nie pomagają w żaden sposób zdobyć wizy. Sad, but true.
Sami inwestorzy twierdzą, że istnieje problem z wizami. Fred Wilson, partner zarządzający Union Square Ventures przekonał się o tym podczas rozmów ze startupami z Europy:
„Spotkaliśmy się z twórcami startupu z Europy, w który zainwestował nasz fundusz Venture. Okazuje się, że twórcy tego startupu pomimo tego, że działa on aktualnie na terenie USA i zatrudnia coraz więcej ludzi, nie mogą wrócić do USA, ponieważ nie otrzymali ponownie wizy”
Chcąc nie chcąc coraz więcej twórców startupów odpuszcza sobie przeprowadzkę do USA. Pierwszy raz od dekady spadła liczba startupów w USA, których twórcami są imigranci. Główną przyczyną tego faktu są właśnie problemy z otrzymaniem wizy i legalnością pracy na terenie USA. Większość startupowców np. w Europie woli przenieść się do któregoś kraju na swoim kontynencie, który oferuje lepsze warunki dla rozwoju ich biznesu. Poprzez warunki mam tu na myśli ulgi podatkowe, lepszych inwestorów, bogatsze inkubatory etc. Niestety, przez głupie prawo wizowe, amerykański rząd z roku na rok traci coraz więcej pieniędzy, które normalnie otrzymywali od startupowców-imigrantów- tak wynika z zeszłorocznego raportu stworzonego przez Fundację Kauffmana.
Oczywiście, gdzie diabeł nie może tam prywatnego inwestora pośle. Na terenie USA powstaje pierwsze pływające miejsce co-workingowe czyli BlueSeed. Cały pomysł opiera się na statku, na którym mają się znajdować biura dla startupów. Wygląda to tak, że statek ma pływać niedaleko Silicon Valley oddalony o około 60 mil od SF. Najważniejsze jest jednak to, że przez swoją mobilność na statku nie będzie obowiązywać prawo amerykańskie, bo ma się on znajdować na wodach międzynarodowych. Tym samym twórcy startupów, którzy mogą mieć problemy z wizą i samym przyjazdem do USA będą mogli legalnie przebywać i prowadzić swój biznes. Inną sprawą jest, że osoby chcące tworzyć swój biznes na statku BlueSeed będą musiały mieć tak czy inaczej wizę tymczasową np. turystyczną, by legalnie przebywać na terenie USA i nie koczować w lesie. Jednak statek BlueSeed jest dopiero spawany w stoczni i jego wodowanie ma się odbyć dopiero pod koniec tego roku, a pierwsze startupy na jego pokładzie mają się pojawić dopiero w pierwszym kwartale 2014 roku.
Na terenie USA istnieje organizacja o nazwie Startup Visa Movement, która pomaga startupowcom, którzy są warci otrzymania wizy (czytaj: ich pomysł ma potencjał odnieść międzynarodowy sukces). Chwała im za to jednak trzeba pamiętać, że wybierają oni jedynie nielicznych, a prawdopodobieństwo otrzymania wizy dzięki Startup Visa Movement jest statystycznie niewielkie. Plusem tego rozwiązania jest to, że startup, który poprosi o pomoc SVM może nie tylko otrzymać pomoc przy uzyskaniu wizy, ale także zyskać wiele ciekawych kontaktów. SVM został stworzony przez największych inwestorów z USA, którym zależy na ciekawych pomysłach, także chcąc nie chcąc jeżeli organizacja ta zainteresuje się czyimś pomysłem, to pomysł ten może już przy samym składaniu wniosku wizowego znaleźć kilku ciekawych inwestorów.
Na szczęście kilka dni temu pojawiło się światełko nadziei dla wszystkich startupowców, którzy marzą o zamieszkaniu w USA. Barack Obama sam wystąpił w kongresie z wnioskiem o stworzenie specjalnej kategorii wizowej dla przedsiębiorców-imigrantów i dzięki takiej specjalnej wizie mogliby mieszkać na terenie USA i legalnie pracować nad swoim biznesem. Oczywiście wiązałoby się to ze specjalnymi obostrzeniami jak podniesienie minimalnej kwoty inwestycji, którą sam twórca startupu musiałby pozyskać/wnieść, podniesienie minimalnej liczby osób zatrudnionych w przedsiębiorstwie amerykańskiego pochodzenia etc.
To jedynie wniosek, ale zapoczątkował on ciekawą debatę w amerykańskim kongresie. Głos w tej sprawie zabrali także ci, którzy są przeciwni kolejnym ułatwieniom dla imigrantów. Twierdząc, że przedsiębiorcy-imigranci zabiorą pracę rodzimym Amerykanom, a dodatkowo rynek amerykański zaleje tania siła robocza, która odbierze pracę studentom.
Możliwe, że wystąpienie Obamy ma coś wspólnego z Kanadyjskim ruchem wizowym. Kilka dni temu, Kanada ogłosiła, że od 1 kwietnia bieżącego roku przyjmować będzie zapisy na wizy dla twórców startupów, którzy chcą przenieść swój biznes do Kanady. Co prawda Kanada to nie USA, ale też posiada własną Silicon Valley, a dokładnie Silicon Valley North. Tak potocznie nazywana jest Ottawa, która podobnie jak San Francisco skupia największe firmy związane z różnymi technologiami. Generalnie Ottawa to taka dolina krzemowa Kanady, w której znajdują się takie firmy jak Nortel, Corel, Mitel, Cognos, 3M, Adobe Systems czy Bell Canada.
Co ciekawe, rząd Kanadyjski praktycznie całkowicie oddaje głos w sprawie wiz inwestorom, bo to wyznaczona grupa największych inwestorów z Kanady będzie decydowała, które startupy są godne uwagi. Generalnie startup, który zgłosi się w kwietniu z wnioskiem o wizę, zostanie poddany ocenie przez kilku inwestorów, którzy podejmą decyzje ws. inwestycji. Jeżeli obie strony się dogadają i zaplanują inwestycje, inwestorzy przekażą wniosek rządowi Kanadyjskiemu, który zobowiązał się do usunięcia wszelakich barier i zagwarantować otrzymanie wizy. Jedynym warunkiem dla startupu ma być zatrudnienie jednej(!) osoby w przeciągu roku od startu biznesu w Kanadzie, która jest pochodzenia kanadyjskiego.
Może rzeczywiście coś w końcu drgnie w płaszczyźnie wiz i startupów. Mam nadzieję, że rząd Baracka Obamy podejmie właściwą decyzję i pozwoli europejskim startupom na swobodne przenoszenie swoich biznesów na teren USA. Myślę, jednak że zanim to się stanie minie jeszcze trochę czasu, dlatego ciekawą alternatywą jest przeprowadzka do Kanady.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu