Optymalizacja wydatków federalnych w USA jest już nie tyle misją administracji wybranego ponownie na urząd Prezydenta USA, Donalda Trumpa, ile wręcz zjawiskiem. Kosmiczny teleskop Jamesa Webba – oczko w głowie NASA i jedno z największych osiągnięć ludzkości – może już wkrótce mocno stracić na znaczeniu. Dlaczego? Bo optymalizacyjni księgowi uznali, że w sumie, to nie musimy na ów teleskop tyle wydawać. W skrócie: "pracował dobrze, a i tak obniżono mu pensję."

JWST to instrument, który pozwala nam zerkać miliardy lat w przeszłość. W 2021 roku wystartował po spektakularnych opóźnieniach, które owszem, kosztowały NASA grube miliony dolarów. Mogło dojść nawet do tego, że w ogóle nie "wystartuje". Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie powie dzisiaj, że nie było warto. Zdjęcia najodleglejszych galaktyk, detekcja atmosfer egzoplanet, badanie struktur mgławic, analiza składu chemicznego planet pozasłonecznych – JWST robi to z finezją i dokładnością, o jakich Hubble mógł tylko pomarzyć, gdy zaczynał swoją misję 35 lat temu. Dziś te dwa instrumenty pracują niemal w tandemie, w harmonii. Wszechświat nigdy przedtem nie był dla nas tak "otwarty" w zakresie badania przeróżnych zjawisk, czy obiektów.
Niestety, nowa administracja to nowa miotła i... nowe porządki. Jednak od początku. Budżet Webba, ustalony w 2011 roku, był pisany w czasach, gdy nikt nie martwił się m.in. o pandemię i o szalejącą inflację w światowych gospodarkach. Doszło do tego, że koszty operacyjne wystrzeliły w kosmos szybciej niż sam teleskop. Dodając do tego brak elastyczności finansowej agencji i rosnące ceny usług technologicznych i... otrzymujemy to, co dzieje się obecnie z potrzebami Webba. NASA, owszem, powinna zostać od podstaw zreformowana — jednak nie w oparach rewolucji. Obawiam się, że raczej dojdzie do powolnej erozji jej istotności, przy okazji opiłowywania jej z budżetów kluczowych projektów. Skoro mówi się o obcięciu finansowania o 1/5 teleskopowi Webba, to co może spotkać np. program Artemis? Naukowcy obawiają się i o to. Głównym beneficjentem fruktów tej sytuacji będą — rzecz jasna — SpaceX i Musk.
Przytnijmy skrzydła nauce
Pomysł obcięcia aż 20% budżetu JWST to pomysł niemal tak dobry, jak sterowanie reaktorem jądrowym bez przyrządów i światła w sterowni. Zaowocuje to mniejszym czasem na obserwacje, ograniczeniem procesów analizy danych, zmniejszeniem liczby dostępnych trybów obserwacyjnych i — co najgorsze — mniejszym poczuciem w społeczeństwie istotności Webba. Bo skoro będzie znajdował mniej ciekawych rzeczy, będzie mówiło się o nim mniej, to po pewnym czasie wytworzy się poczucie, że w sumie, to jest on nam potrzebny jak zeszłoroczny śnieg. Już teraz ludzie są mniej ciekawi nauki i kosmosu, niż dajmy na to 20, 30 lat temu. Co będzie, gdy jeden z najważniejszych projektów otrzyma tak poważny cios?
Nie zapominajmy, że planuje się podobne cięcia dla Hubble'a i Chandry – dwóch pozostałych filarów obserwacyjnych NASA. Hubble w kwietniu świętuje swoje 35. urodziny, Chandra natomiast 26. Niestety, wkrótce mogą przejść na przymusową emeryturę. Nikt im nie podziękuje, tylko odeśle do lamusa. Chandra ma zakończyć misję do 2029 roku, co wyraźnie sygnalizuje, że długoterminowe misje otrzymują mniejszy priorytet.
A może chodzi o coś więcej?
Trudno nie odnieść wrażenia, że cięcia te są wynikiem nie tylko problemów NASA, ale i zmiany priorytetów politycznych. Przypomnijmy, administracja Baracka Obamy już raz próbowała zabić Webba (jeszcze w powijakach) w 2011 roku. Teraz, pod płaszczykiem oszczędności, wracają stare, biurokratyczne demony, a nauka znów staje się zakładnikiem polityki.
W tle pojawia się również Jared Isaacman, miliarder, który latał z SpaceX i ma szansę zostać nowym szefem NASA. Czy prywatne interesy miliarderów mogą zmienić oblicze agencji, która od dekad była zasadniczo symbolem ludzkiej obecności w kosmosie? Niestety, wydaje mi się, że wywracanie stolika po amerykańsku może oznaczać przyspieszoną wręcz erozję istotności agencji nie tyle w USA, ile na całym świecie. A to dość krótkowzroczne podejście, szczególnie przy okazji gigantycznej wręcz presji ze strony Chin.
Straty będą OGROMNE
Jeśli cięcia wejdą w życie, stracimy więcej niż tylko "fotografie z kosmosu". Łatwo jest wyjść z założenia, że w sumie, to niewiele zmienia w naszym życiu wiedza o tym, skąd pochodzi życie, jak powstał wszechświat i czy jesteśmy naprawdę sami w bezkresie kosmosu. JWST jest w połowie swojej głównej misji, a możliwości, jakie przed nim stoją, są ogromne. Bez odpowiedniego finansowania, ów instrument stanie się tylko drogim gadżetem na orbicie. Będzie czymś w rodzaju superdrogiego smartfona, który "zbrickował" się w trakcie aktualizacji i spełnia rolę jedynie bardzo drogiego przycisku do papieru. Jeżeli tak wygląda optymalizacja kosztów według nowej administracji w USA, to życzę powodzenia, odstawiam popcorn i colę i idę spać. Obudźcie mnie za 4 lata.
Badanie kosmosu to inwestycja w przyszłość, gdzie koszty są niczym w porównaniu z potencjalnymi korzyściami. Technologie opracowane dla NASA często trafiają do codziennego użytku. Dzięki takim badaniom mamy system GPS i możemy sobie jeździć z nawigacją. Nasze zegarki sprawdzają, czy z naszym zdrowiem (jak na ich możliwości) jest wszystko w porządku. Możemy korzystać z coraz to nowych materiałów i unikalnych właściwościach.
Czytaj również: JWST znów pozamiatał. Zdjęcia Filarów Stworzenia zapierają dech w piersiach
W Białym Domu obecnie uważa się, że zdrowy rozsądek i "chłopski rozum" są istotniejsze, niż "twarda nauka". Z całym szacunkiem do "chłopskiego rozumu", nie wyobrażam sobie wynalezienia globalnego systemu pozycjonowania za pomocą satelitów, zegarków monitorujących zdrowie, czy nawet patelni odpornej na przywieranie, wytworzonych z jego pomocą. Zdrowy rozsądek jest natomiast bardzo istotny. Ale mam ogromne wątpliwości, czy obecnie w Białym Domu jest on dominującym kierunkiem myślenia.
Grafiki: NASA
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu