Po niemalże dwóch miesiącach oczekiwania, Polscy kinomaniacy i fani grozy, w końcu będą mieli możliwość zobaczyć najświeższy film Roberta Eggersa. Czy Nosfratu 2025 dorasta do pięt poprzednim wersjom?

W końcu przyszła kolej na Polaków. Już jutro będzie miała miejsce w polskich kinach oficjalna premiera międzynarodowego hitu, który otrzymał aż cztery nominacje do Oscara. Dlaczego czekaliśmy tak długo? Pewnie gotycka opowieść nie wydawała się dystrybutorowi interesującym kąskiem, ale nie ma co gdybać. Przejdźmy do tego co najważniejsze.
Laurka mistrza dla minionej epoki
Robert Eggers to ciekawy przypadek. Ma zaledwie 42 lata, jego filmy da się policzyć na jednej ręce i do tego nie stworzył niczego złego. Wszystkie jego filmy są zachwalane przez krytyków i cenione za specyficzny, mroczny ton, który eksploruje z delikatnością, szacunkiem i nieustannie balansuje na krawędzi dobrego smaku. Jego najnowszy film może być najbardziej polaryzującym w całym jego dorobku.
Wszak jest to laurka dla minionej epoki kina. Dla 103 letniego filmu niemego, który można nazwać swoistą, nieoficjalną ekranizacją Draculi Brama Stokera. Jest to więc nie tylko zagłębienie się w przeszłość kinematografii, lecz także bardzo wymagającego gatunku — gotyku. Ta mieszanina jest na pewno spełnieniem marzeń samego reżysera, lecz dla widza może się okazać trudna do strawienia. Historia hrabiego Orloka nie jest jednak tutaj ukazana 1:1, ani nawet Eggers nie próbował być lepszy. Jego wizja to laurka dostosowana do współczesnego widza, co nie oznacza, że musi każdemu się spodobać.
Atmosfera pochłania od razu. Chłód mroku aż jeży włosy
Scena otwierająca film od razu bezbłędnie nadaje ducha całej opowieści na wskroś mrocznej i przesiąkniętej pragnieniem nie do opanowania. Grana przez Lily-Rose Depp Ellen, tworzy psychiczną więź z potworem, którego wybudza z długiego snu. W świecie hrabiego Orloka, granego przez Billa Skarsgårda (zasłynął między innymi klaunem Pennywisem z TO), obudziła się żądza, której nie zaspokoi nic innego poza zdobyciem ukochanej. Wszystko to dzieje się w mroku przesiąkniętym emocjami i tak już pozostanie. Całość będzie dopełniała wybitna ścieżka dźwiękowa, która w tandemie z obrazem będzie to studziła, to wzniecała nasze emocje, targając sercem.
Mijają jednak lata i Ellen odnajduje miłość swojego życia, wiedzie życie skromne, ale szczęśliwe z Thomasem Hutterem (doskonały jak zawsze Nicholas Hoult). Ten, chcąc zapewnić żonie jak najlepsze życie, z oddaniem wykonuje nawet najtrudniejsze polecenia swojego szefa, który tym razem ma dla niego nadwyraz wymagające zadanie. Musi się udać do klienta planującego zamieszkać w ich okolicy, który wymaga, aby przybyto do jego posiadłości w Karpatach, gdzie podpisze umowę z firmą Huttera. Jak się można domyślić, Eggers zgrabnie ominął tutaj motyw, który miałby w 2025 roku komiczny wydźwięk. Wskazówka, że misja prowadzi do Transylwanii, jest widoczna wyłącznie na mapie, która prowadzi wprost w objęcia hrabiego Orloka.
Ten ruch Eggersa, pokazuje, z jakim smakiem i ostrożnością podchodzi do przedstawionego obrazu. Widać to w zasadzie na każdym kroku. Pałac Orloka, jest taki jakiego się można spodziewać, pełen pajęczyn, zakurzony i mroczny. Jednak ani przez chwile nie da się odczuć, żeby był przerysowany. Gdy w końcu pojawia się tytułowy Nosferatu, jest ukryty w cieniu, oczywiście, lecz wbrew dwóm poprzednim wizjom, nie jest łysą karykaturą krwiopijcy, któremu trudno byłoby się odnaleźć w oczach współczesnego widza. Zamiast tego, nie tylko Orlok ma włosy, lecz i całą jego powagę podkreśla sumiasty wąs, natychmiast odsyłający wyobraźnię do obrazów historycznych wodzów. Jego głos jest pełen tortury długowieczności oraz morderczych instynktów. Jednakże wciąż jest po prostu panem na włościach, żadnym potworem. Ekscentrycznym i władczym, lecz nie bestią... Jeszcze nie.
Gdy obudzi się Nosferatu
Moment, który najmocniej zmienia odbiór filmu, zaczyna się wraz z przebudzeniem Nosferatu. To wtedy na sali kinowej dało się usłyszeć nerwowe śmiechy, wskazujące jak głęboko sięgają korzenie filmu. Nie ma komicznego ukąszenia w szyję, lecz prosto w serce, całość odbywa się w spazmach pełnych pasji, w woali groteskowego erotyzmu. Mimo brutalnego aktu, całość wciąż się odbywa w chłodzie wypranych kolorów. To jest ten moment, kiedy przez głowę przechodzi pytanie, czy taka gotycka opowieść ma jeszcze miejsce we współczesnym kinie? To jest chwila decydująca o tym, czy ktoś będzie film oglądać dalej, czy zaintrygowany będzie śledzić co dalej. Myliłby się ten, kto opuszczających salę kinową oceniłby negatywnie. Ten film jest zrobiony przez Eggersa dla Eggersa i to czuć.
Nic z tego by jednak nie zadziałało, gdyby nie oddanie aktorów... Nie, tak naprawdę to całej ekipy filmowej. Tutaj po prostu wszystko działa, zupełnie jakby całość została stworzona przez człowieka orkiestrę. Nie bowiem ani jednego momentu, w którym można by pomyśleć, że zagrano w sposób zbyt karykaturalny. W magiczny sposób, każdy idealnie balansuje na granicy — co tu dużo mówić — kiczu i kunsztu.
Lily-Rose Depp jest mimozą, której charakter stoi w silnej przeciwwadze z targającą nią, seksualną rządzą. Jednocześnie Orlok ją odpycha, lecz z drugiej strony nie da się powiedzieć, kto uwodzi kogo. Willem Defoe, grający znawcę okultyzmu, dodaje element szaleństwa... lub prawdy. Widz będzie cały czas zadawał sobie pytanie, czy postać jest rzeczywiście specjalistą, a może jednak szaleńcem? Na odpowiedź nie będzie jednak czasu, gdy do miasta, w którym połączą się w końcu fizycznie kochankowie, dojdzie do kulminacyjnego momentu całej historii.
Ten film nie wychodzi z głowy, on rozkwita
Wampiry w kinie przeszły fascynującą drogę. Są to istoty demoniczne pożądające ludzkiej krwi, lecz zagościły w popkulturze, która bardzo zmieniła ich makabryczny obraz. Zakochiwały się, nienawidziły swoich korzeni, a nawet lśniły w księżycowej poświacie. Daleko od zatrważającego obrazu, który pierwotnie w nas zaszczepiły obydwie wersje Nosferatu, Murnaua z 1922 oraz Herzoga z 1979 roku. Nawet czarna komedia Polańskiego, wciąż dostarczała tych samych, przerażających wrażeń.
Eggers zaś wydaje się, jakby całe życie dążył właśnie do stworzenia tego filmu. Jego przeszłość kostiumografa, pomogła zszyć dziesiątki elementów i twórczych umysłów, które z respektem i bez poświęceń oddały hołd przeszłości. Zmieniono jednocześnie wiele, żeby współczesny widz mógł się odnaleźć i nie wynudzić. Chociaż nie jest to horror, który wystraszy, to jest to na pewno dzieło, które będzie wypełniać serce grozą delikatnie podgryzającą przez czas trwania projekcji. Ten film dzieli i pokazuje, że nie ma już miejsca na tego typu gotyk. Jednocześnie od momentu zakończenia seansu, będzie cały czas rosnąć gdzieś z tyłu głowy. Sprawiając, że zaistniał paradoks, bo ten film był dla kina bardzo potrzebny, ale jednocześnie trudno powiedzieć czy przetrwa w zgiełku współczesnej technologii i historii kina, tak w ogóle.
Nosferatu Eggersa to film, który należy obejrzeć w kinie. Dla kostiumów, zdjęć, przepięknej muzyki, aktorstwa, dla każdego coś się znajdzie. Zaś w nocy z drugiego na trzeciego marca, dowiemy się, czy w którejś z nominowanych kategorii, akademia doceni Nosferatu. Film ma szansę na cztery statuetki: za scenografię, za charakteryzację, za zdjęcia oraz za kostiumy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu