Internet to piękne miejsce, a aktualnie możemy w nim kupić prawie wszystko. Od podstawowych zakupów żywnościowych, przez buty i prezerwatywy, a na sam...
Internet to piękne miejsce, a aktualnie możemy w nim kupić prawie wszystko. Od podstawowych zakupów żywnościowych, przez buty i prezerwatywy, a na samochodach kończąc. Jednak zakupy w internecie to często detal, kiedy w grę wchodzą duże pieniądze i hurtowe zamówienia zaczynają się schody. Większość firm zarówno z branży FMCG jak i z branży tekstylnej dalej ufa kartce papieru i długopisowi. Co prawda część przerzuciła się na PDA i arkusze Excela, jednak większe zamówienia dalej są składane pocztą, tą klasyczną bądź elektroniczną, a nie poprzez stronę WWW.
Jest to całkiem zrozumiałe. Sprzedawca woli się podwójnie zabezpieczyć i mieć na papierze bądź na mailu dokument z potwierdzeniem dużego zamówienia opiewającego na kilkadziesiąt, jak nie kilkaset tysięcy sztuk danego produktu. Z drugiej strony, żyjemy w takich czasach, że wszyscy chcą zamówiony produkt mieć szybko i na czas. Bez zbędnych ceregieli i zabaw w składanie specjalnych zamówień, faxów i podpisów. Po prostu wchodzę na stronę, zamawiam 3000 sztuk butów, robię przelew i czekam na przesyłkę, tak to teoretycznie powinno wyglądać. Oczywiście istnieją różnego rodzaju CRMy i programy do sprzedaży hurtowej, do których sprzedawcy dają dostęp odbiorcom. Jednak w większości przypadków by zyskać dostęp do takiego programu trzeba zrobić dany obrót w roku kalendarzowym lub wykazać, że ma się kasę.
Joor to właśnie startup, który pragnie przenieść zamówienia hurtowe w świat cyfrowy. Ten nowojorski startup postanowił coś zmienić i zaczął od branży fashion. Joor to tak naprawdę wielki market, dzięki któremu małe i średnie sklepy mogą nawiązać kontakt z projektantami mody, by zamawiać u nich w ilościach hurtowych ich kreacje. Startup ten ma niecałe trzy lata, bo wystartował w połowie 2010 roku, a od jego startu zapisało się do niego ponad 580 podmiotów związanych z branżą fashion, a są nimi: niezależni projektanci mody, domy mody jak i duże marki odzieżowe. Wypada nadmienić, że jako pierwsze Joorem zainteresowały się takie marki jak Diane von Furstenberg, Trina Turk, Rag & Bone czy Joie.
Z drugiej strony, mamy sklepy i domy handlowe, których w tym momencie zarejestrowanych jest ponad 300 tysięcy z Nordstromem i Bergdorf Goodman na czele. Tylko w zeszłym roku Joor zanotował obrót rzędu 117 milionów USD, a w roku bieżącym spodziewają się potrojenia tej sumy! Co ciekawe, Joor to zespół, który składa się tylko z 30 osób, a w zeszłym roku zanotował zysk zaledwie milion dolarów. Przy czym trzeba zaznaczyć, że Joor tylko w zeszłym roku otrzymał 5,5 miliona USD ze swojego funduszu Venture.
Twórcą tego szalonego na swój sposób startupu jest Mona Bijoor, która zdobywała doświadczenia w dziale zakupów sieci Ann Taylor. Pracując tam stwierdziła, że dla tej branży najgorsze są poniedziałki, szczególnie dla działu zakupów, który musi zrealizować zamówienia praktycznie całej sieci. Joor dzięki swojej niezależności od czynnika ludzkiego działa non stop, a zamówienia można składać o każdej porze dnia i nocy. Okazuje się, że największy ruch na stronie i zarówno najwięcej pieniędzy spływa w niedzielne popołudnia, kiedy sieci handlowe i sklepy zaopatrują się w towar na cały tydzień.
Na czym zarabia Joor? Przede wszystkim na projektantach i domach mody, które za dostęp do tego serwisu muszą płacić, bo kupujący mają dostęp darmowy. Nie są to wielkie pieniądze, bo roczna opłata za dostęp do Joor mieści się pomiędzy 2k a 20k USD. Wysokość prowizji uzależniona jest od wielkości marki i ilości zmian technologicznych jakie startup musi wdrożyć dla danej marki. Twórcy startupu pomagają markom jeżeli chcą się podłączyć do ich produktu, wystarczy że wyrażą chęć obecności w tej sieci i opłacą roczne konto. Dalej zostaną przeszkoleni w dodawaniu produktów, zdjęć, opisów etc.
Sama twórczyni twierdzi, że jej celem nie było wyeliminowanie pokazów mody i klasycznych spotkań związanych z tą branżą. Bo w modzie i branży fashion od zawsze chodziło o oglądanie, podziwianie, dotykanie materiałów. Joor ma za zadanie zredukować czas jaki sieci i sklepy muszą poświęcić na złożenie zamówienia. Dzięki Joor zamiast ręcznie spisywać numery produktów i ich rozmiary, a także ich ilość, wystarczy odpalić aplikację na iPada i w mgnieniu oka dokonać zakupu. Jak twierdzą twórcy nawet przy dużych zamówieniach nie powinno to zająć więcej czasu niż 15 minut.
Warto wspomnieć o jednej rzeczy, o tym kto ma władzę wewnątrz Joor. Tak naprawdę to marki decydują kto i co zobaczy, a także co od nich kupi. Jak wiadomo w branży fashion jest duża konkurencja między poszczególnymi producentami, dodatkowo pewne sklepy są mniej prestiżowe od innych. Tak więc projektanci wolą wybierać, gdzie ich ciuchy mogą, a gdzie nie powinny się pojawić.
Jeszcze w tym roku Joor chce wyjść poza branżę fashion i zaproponować kolejne produkty. Mają to być produkty przeznaczone dla dzieci, a także kosmetyki i produkty do użytku codziennego. Wydaje się, że największym wyzwaniem jakie stoi w tym momencie przed Joor to przeniesienie swojego pomysłu do innych branż. Oczywiście nie będzie to łatwe, bo niektóre gałęzie gospodarki dalej korzystają z klasycznych form zamówień hurtowych czyt. ołówek i kartka. Z drugiej strony, branża fashion rządzi się swoimi specyficznymi prawami i nie jest łatwa. Więc jeżeli udało się ją podbić (a wszystko na to wskazuje) to z dużą pewnością można stwierdzić, że Joor już w najbliższej przyszłości będzie podbijał kolejne branże.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu