Recenzja

Jestem matką to jeden z najlepszych filmów Netflix

Paweł Winiarski
Jestem matką to jeden z najlepszych filmów Netflix
21

Poprzeczka może i nie jest zawieszona zbyt wysoko, jednak moim zdaniem zdecydowanie warto poświęcić “Jestem matką” dwie godziny swojego czasu. To ciekawe, zmuszające do refleksji kino science fiction.

Grant Sputore to australijski debiutant, reżyser który postanowił stworzyć trochę ambitniejsze science-fiction. Pozbawione zapierających dech w piersiach walk w kosmosie i efektów specjalnych, które przykryłyby wątek fabularny. Nie znaczy to jednak, że sięgnął po niezbadane dotąd rejony i już podczas oglądania zwiastuna Jestem matką, nowej oryginalnej produkcji serwisu Netflix nasuwa się myśl “czy ja aby już tego gdzieś nie widziałem?”. I choć poniżej umieszczam trailer, to jednak zachęcam by w niego nie klikać, mam wrażenie, że zdradza zbyt wiele z fabuły i odrobinę psuje przyjemność z oglądania pierwszej połowy filmu. Czujcie się więc ostrzeżeni.

Jestem matką opowiada o Córce i Matce. Pierwsza z nich to nastolatka, druga to robot. Relacja obu jest o tyle specyficzna, że faktycznie więź między nimi przypomina relacje dziecko-rodzic. Otóż film opowiada o apokalipsie ludzkości. Grana przez Clarę Rugaard postać to wychowane przez robota dziecko, jeden z tysięcy płodów magazynowanych w futurystycznym bunkrze nazywanym domem. Początkowo nie wiemy nic o zagładzie ludzi oraz o tym dlaczego robot wychowuje dziecko starając się wpoić mu wszystko to, co prawdziwa matka przekazuje swojemu potomstwu. Robotycznej Matce głosu użyczyła Rose Byrne i warto wskazać, że to jeden z najciekawszych aspektów filmu. Budzi zaufanie, choć w połączeniu z nieco niezdarnymi ruchami mechanicznej postaci kojarzącymi się z kreacjami Boston Dynamics budzi w widzu pewien niepokój. Dla nastolatki jest to jednak namiastka rodzica, którego darzy uczuciem i szacunkiem. Co najważniejsze - widz jest w stanie w to uwierzyć, zastanawiając się co będzie dalej. Wszystko zmienia się jednak gdy u drzwi bunkra pojawia się grana przez Hilary Swank kobieta. No bo jak to możliwe, przecież na zewnątrz nie ma warunków do życia, a ludzkość dawno temu wyginęła.

Są chwile kiedy futurystyczny wątek schodzi na dalszy plan i jest tylko tłem do obserwowania zmian dziejących się w głowie Córki. Clara Rugaard świetnie wciela się w rolę - ciekawie pokazuje zwątpienie w nauki odbierane przez długie lata. Emocjami zdradza wątpliwości, walcząc gdzieś w środku o zaufanie do mechanicznej opiekunki, która była przecież jedynym bytem, który poznała. I choć jest człowiekiem to widać, że przejęła wiele “robotycznych” cech, co jeszcze bardziej rzuca się w oczy gdy siada twarzą w twarz z wychowaną poza bunkrem bohaterką graną przez Hilary Swank.

Relacje niecodziennej rodziny bardzo łatwo przyrównać do tego, co dzieje się w naszej codzienności - od zwątpienia w nauki opiekuna, przez ciekawość świata, chorobliwą opiekuńczość aż do nastoletniego buntu. Z tą różnicą, że tu sytuacja jest poważniejsza i nie chodzi o chęć uczestnictwa w domowej imprezie z alkoholem i papierosami tylko o prawdziwe marzenie poznania prawdy.

Póki co piszę o Jestem matką bardzo pozytywnie, ale niektóre kwestie nie do końca mi się podobały. Są momenty, w których budowane napięcie siada, by powrócić dopiero po jakimś czasie. Część osób rozpracuje wątek fabularny zanim jeszcze twórcy dojdą do kluczowych momentów opowieści. Choć są też ciekawe, niespodziewane twisty. To nie jest obraz, który zmieni oblicze branży filmowej i na pewno nie będzie wymieniany jako jeden z tych filmów, które “wyrwały widza z kapci”. Innymi słowy - jest tu potencjał na jeszcze lepszy obraz, jednak zdecydowano się pójść na pewne uproszczenia, których założeniem było zapewne sprawić, by film był bardziej przyswajalny. Trochę szkoda, jednak Jestem matką potrafi skutecznie przykuć do ekranu bez sugerowania, że seans trzeba podzielić na dwa lub trzy etapy.

Niesamowicie podobała mi się natomiast warstwa wizualna, szczególnie większość filmu rozgrywająca się we wspomnianym bunkrze. To nie jest kino z ogromnym budżetem i czuć to w zasadzie od początku, jednak absolutnie nie przeszkadza to warstwie wizualnej. Niesamowita gra świateł, świetne kadry, bardzo udane audio. Polecam oglądać Jestem matką na dobrym ekranie z HDR-em, różnica jest znacząca i naprawdę szkoda tracić tych wszystkich wizualnych smaczków związanych z grą świateł. Film obejrzałem na OLED-zie Sony A1, kilka kadrów na najzwyklejszym monitorze komputera, a później kilka fragmentów na testowanej przeze mnie teraz Sony Xperia 1. Różnica, oczywiście na korzyść ekranów z HDR-em, była ogromna. Jestem matką to doskonały przykład na to, że nie trzeba wcale inwestować w CGI na poziomie Avengersów, by zachwycić widza warstwą wizualną. Brawo.

Netflix nie ma szczęścia do filmów i doskonale rozumiem, że wiele osób konsumuje tam tylko seriale. Ja akurat mam dość luźniejsze podejście do tego typu treści w serwisie i nie buduję wokół zapowiadanych filmów jakichś niestworzonych oczekiwań, podchodząc do nich zupełnie inaczej niż do obrazów kinowych. Polecam ten styl, człowiek jest wtedy zdrowszy i nie oczekuje niestworzonych rzeczy. Jestem matką to jednak doskonały przykład tego, że można tu znaleźć udane filmy, fajnie opowiedziane historie, którym warto poświęcić swój cenny czas. Nie jestem pewien, czy za pół roku będę w ogóle pamiętał ten obraz, jednak absolutnie nie żałuję tych dwóch godzin i jeśli lubicie kino sci-fi, obejrzyjcie nowy film Netfliksa. Warto.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu