Felietony

Jeden celebryta ginie, ale szybko pojawia się drugi. Oto moc Internetu

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

32

Jednym z hitów Sieci stał się w ostatnich dniach film pokazujący, jak pewien młody Polak podbił serca widowni i oczarował jury w brytyjskim programie rozrywkowym. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że… to fikcyjna postać. Na dobrą sprawę, można stwierdzić, że nadal jest pięknie, bo mamy w kraj...

Jednym z hitów Sieci stał się w ostatnich dniach film pokazujący, jak pewien młody Polak podbił serca widowni i oczarował jury w brytyjskim programie rozrywkowym. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że… to fikcyjna postać. Na dobrą sprawę, można stwierdzić, że nadal jest pięknie, bo mamy w kraju zdolnego człowieka odpowiedzialnego za tę mistyfikację, czyli CeZika. Pójdę jednak pod prąd i dorzucę łyżkę dziegciu do przysłowiowej beczki miodu.

Miałem plan, by spytać Was na początku, w której połówce Polaków jesteście: tych, co dali się wkręcić CeZikowi, czy może tych… tych drugich, co nie dali się wkręcić? Pytanie było zasadne dopóki miałem przed oczami tytuł: On wkręcił pół Polski! Polak w brytyjskim "Mam Talent". Potem jednak okazało się głupie, bo inna strona internetowa donosiła, że CeZikowi udało się jednak wkręcić całą Polskę: CeZik. Człowiek, który nabrał całą Polskę. Skoro całą, to po co pytać…;)

Nie będę opisywał żartu CeZika, bo pewnie większość osób wie, co się wydarzyło, a jeśli ktoś nie wie, to szybko znajdzie w Sieci wiele artykułów na ten temat. Mnie najbardziej zainteresował wątek wpuszczenia w maliny sporej liczby ludzi (to widać po reakcjach widzów/słuchaczy) stosunkowo niewielkim kosztem. Artysta udowodnił, że w dzisiejszych czasach można dokonać manipulacji na masową skalę bez wielkich środków finansowych i wpływów. Wiele osób pewnie dopiero teraz uzmysłowiło sobie, jak potężnym narzędziem jest Internet (co nie zmienia faktu, że dla rzeszy użytkowników nadal stanowi on przede wszystkim nieszkodliwą zabawkę i rozrywkę).

CeZik zrobił materiał, wpuścił go do Sieci i to był kamyk wywołujący lawinę – dalej już nie musiał się udzielać i promować swego dzieła, bo zajęli się tym użytkownicy, a także wszelkiej maści serwisy i media. Osobiście ów "hit Sieci" poznałem stosunkowo późno, gdy mistyfikacja wyszła już na jaw i ludzie na Facebooku zaczęli się przyznawać, że dali się nabrać i uwieść Polakowi śpiewającemu o sztandze (takie historie wywołują jeszcze większe zainteresowanie niż tzw. success story, którego przykładem był młody Józek z gitarą). Lektura kolejnych postów, artykułów i komentarzy przywiodła mnie do prostego pytania: czy dzisiaj naprawdę można tak łatwo wkręcić ludzi?

Prawdą jest oczywiście, że wiedziałem o mistyfikacji CeZika, gdy oglądałem jego dzieło. Przez to trudno mi oceniać, czy dałbym się nabrać, gdybym nie wiedział, co jest grane. Dzisiaj mogę zatem napisać, że nie było na to szans, ale w rzeczywistości może pokazywałbym nagranie znajomym i z uznaniem kiwał głową nad poczynaniami Józefa. Nie wykluczam, iż tak mogłoby być, ale to naprawdę mało prawdopodobny scenariusz. Może wynika to z faktu, że sporo już w Sieci widziałem, że znam inne projekty CeZika, że z przymrużeniem oka traktuję wszystko, co zobaczę na ekranie monitora. Zresztą, fakt, iż nie dałbym się wkręcić tym razem, nie oznacza, że stałem się całkowicie odporny na internetowe podpuchy – wystarczy przywołać fikcyjną śmierć młodego polskiego celebryty Maciej Musiała.

To już sprawa większego kalibru, niż żart CeZika. Tu mówimy o ludzkim życiu i dowcipie, który mógł przyprawić członków rodziny i przyjaciół Musiała o łzy oraz siwe włosy. Pomysł kiepski, ale nie ma sensu się nad nim rozwodzić – lepiej rzucić okiem na skutki owej „akcji”. Prowokatorom udało się nie tylko przekonać wiele osób, że Musiał zginął w wypadku, ale też wmieszać w to stacje Polsat News oraz TVN24. Spreparowano screeny, które miały pochodzić z pasków informacyjnych przywołanych TV i używano ich jako „dowodów” potwierdzających śmierć Musiała. To miało przekonać niedowiarków, a nawet skłaniać media (przede wszystkim internetowe) do rozpowszechniania doniesienia.

Jak już wspomniałem, dałem się trochę wkręcić w przywołaną akcję. Nie w samą fikcyjną śmierć celebryty, ale w motyw z wykorzystaniem stacji telewizyjnych. Przez chwilę naprawdę zastanawiałem się, czy tzw. "tradycyjne media" dały się w to wciągnąć i sięgnęły tym samym dna. Nie przyjąłem tego za pewnik, ale też nie stwierdziłem kategorycznie, że telewizja nie dałaby się tak robić w konia. Czekałem na jakieś oficjalne doniesienia w tej sprawie i doczekałem się (pojawiło się np. oświadczenie TVN24). Teraz czekam na ich dalsze kroki – jeśli ich nie podejmą, to mogą zachęcić innych do podobnych akcji, jak ta z Musiałem. Skoro jedni mogli pożartować z paskiem TVN (lub jakiejkolwiek innej stacji), to czemu inni nie mieliby się zabawić tanim kosztem? Dochodzimy do sedna sprawy.

Czy dziesięć lat temu akcja w stylu "przekonajmy ludzi, że zginął aktor" byłaby możliwa? Owszem, ale potrzebne byłyby do tego odpowiednie środki i narzędzia, czyli tradycyjne media. Zasięg i tak byłby dość ograniczony, bo trudno uwierzyć w to, że gazety, stacje radiowe i telewizyjne kolejno powtarzałyby ten sam news bez sprawdzenia źródła i potwierdzenia doniesień. Na wybryk mogłaby się zatem zdecydować np. jedna stacja i prawdopodobnie słono by za to zapłaciła. Przecież to obniżyłoby jej wiarygodność, naraziło na pozwy i zniechęciło część widzów. Nawet, gdyby ktoś zdecydował się na taki „żart”, to poniósłby spore koszty przy wątpliwych zyskach.

Dzisiaj mamy jednak Internet oraz inne przejawy rozwiniętej technologii. Prawie każdy człowiek może z większym lub mniejszym sukcesem próbować je "okiełznać" i wykorzystać do realizacji swoich celów. CeZik opanował m.in. sztukę tworzenia ciekawych materiałów audiowizualnych, internauta X nauczył się robić fotomontaże, a internauta Y potrafi rozpowszechniać konkretny produkt w Sieci na masową skalę. Nie twierdzę oczywiście, że to małe i niegodne uwagi umiejętności - jestem pełen podziwu dla talentu CeZika oraz podobnych mu twórców wykazujących się sporą inwencją i wykorzystujących zdobycze techniki. Chodzi mi bardziej o to, że narzędzia, z których korzystają ci ludzi są powszechnie dostępne i mają dużą siłę rażenia. Przykłady podałem już dwa: fikcyjna śmierć i fikcyjny gitarzysta.

Sytuacja, w której Internet staje się tak potężnym medium, ma oczywiście swoje zalety: zdolni ludzie mogą się przebić bez wsparcia tradycyjnych mediów, firm fonograficznych czy szeroko pojętych układów w branży (jakiejkolwiek). Wystarczy umieć się zaprezentować i przekonać ludzi do swoich umiejętności. Czy usłyszelibyśmy o CeZiku, gdyby nie Internet? Może tak, a może nie i grałby dla przyjemności w domowym zaciszu. Bez Sieci "tradycyjne media" nadal miałyby monopol na rozpowszechnianie informacji, co może odstręczać (zwłaszcza w dzisiejszych czasach), trudniejsze w realizacji byłyby akcje w stylu: hej, jest sprawa do załatwienia, trzeba pomóc człowiekowi. I ludzie pomagają. To są plusy.

Niestety, ten medal nie jest wyjątkiem i również ma drugą stronę, która ostatnio błyszczy coraz bardziej. Przyzwyczaiłem się już do sporego natężenia nienawiści i wszelkiej maści żalu wylewanego w Sieci, nie robią na mnie wrażenia kolejne doniesienia o monitorowaniu Internautów przez firmy i służby, muszę zaakceptować trywializację niektórych aspektów naszej kultury, a nawet ludzkiego życia. Nadal jednak mam problem z tym, by przyjąć do wiadomości, że ludźmi można tak łatwo sterować w Sieci i wkręcać ich w przeróżne historie bez większego wysiłku. Nie wykluczam, iż właśnie to jest największym zagrożeniem Internetu: przyjmowanie wiadomości dostarczanych przez to medium za pewnik i przekazywanie ich dalej. Bezrefleksyjne klikanie, lajkowanie, szerowanie, komentowanie. Teraz obserwujemy efekty żartu CeZika i manipulacji z uśmierceniem celebryty – pytanie, na co wpadną kreatywni internauci za rok albo dwa i jak szybko (nawet nie pytam czy) uda im się przekonać miliony ludzi, że to prawda…?

Źródło grafiki: newsweek.pl

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Internetżart