Felietony

Internet - wolność, czy zniewolenie?

Tomasz Krela

Niegdyś wielki fan smartfonów, tabletów, wszelakic...

Reklama

W internecie roi się od portali adresowanych do najróżniejszych grup użytkowników. Każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno miłośnicy psów, kotów czy ka...

W internecie roi się od portali adresowanych do najróżniejszych grup użytkowników. Każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno miłośnicy psów, kotów czy kanarków. Mniej zdecydowane osoby wybiorą Facebooka, modnie ubierające się nastolatki Instagram, a osoby chcące uchodzić za liderów opinii wybiorą Twittera. Można by wręcz powiedzieć, że dla każdego znajdzie się w sieci odpowiedni start-up. Tylko, czego my tak naprawdę szukamy i oczekujemy korzystając z zasobów sieci?

Reklama

Tutejszy.pl – czuje się tutaj nieswojo.

Na wstępie trochę przejaskrawiłem kategorie użytkowników danych serwisów społecznościowych. Czasami mam wrażenie, że dany serwis czy start-up został przy tworzeniu tak dokładnie „skrojony” na daną grupę internautów, że tak naprawdę nikt nie odpowiada określonym wcześniej kryteriom. Niniejszy tekst miał zostać poświęcony serwisowi czy też start-upowi Tutejszy.pl, który jest skierowany dla społeczności lokalnych oraz lokalnego biznesu. Pierwsza grupa użytkowników ma mieć możliwość poznania się nawzajem i wchodzenie w interakcje na podobnej zasadzie, co na Facebooku. Druga grupa, do jakiej skierowany jest ten portal to biznes lokalny, który może dzięki Tutejszy.pl reklamować swoje promocyjne oferty usług. Niestety portal jest dla mnie „martwy”, czyli świeci pustkami, niczym nie porywa, ale też teoretycznie nie powinien odstraszać internautów. Tym samym nasunęło mi się pytanie czy potrzebujemy takich portali? Do czego służą nam serwisy społecznościowe i jak bardzo część z nas oszukuje samych siebie korzystając z nich.

Dzień dobry, ma Pani pożyczyć szklankę cukru?


Jeszcze kilka miesięcy temu ideę stworzenia serwisu społecznościowego dedykowanego społeczności lokalnej, by nie powiedzieć naszym sąsiadom, uznałbym za ciekawy pomysł. Obecnie uznaję to za objaw naszych czasów. Złych czasów.

Warto sobie odpowiedzieć na pytanie, ilu naszych sąsiadów znamy, chociażby z imienia. Nie mówię już o posiadaniu wiedzy na temat tego, co robi „Pani spod 4”. Tak po prostu po ludzku, ile o sobie wiemy nawzajem. Sądzę, że coraz mniej. Urbanizacja naszego społeczeństwa oraz inne zmiany następujące na świecie spowodowały, że staliśmy się znacznie większymi indywidualistami niż kiedykolwiek wcześniej. Chociaż człowiek jest istotą społeczną i większość z nas potrzebuje kontaktu z innymi osobami, zaczęliśmy go minimalizować, by nie powiedzieć, iż unikać.

Kolejne pokolenia wychowujące się w naszych miastach znajomości z podwórek przeniesie na łamy Facebooka. Wiele osób stwierdzi, że tak przecież jest wygodniej i lepiej. Zawieranie i podtrzymywanie relacji z innymi osobami przy pomocy internetu jest tym, co im wystarcza. Zamiast usiąść na ławce przed blokiem, czy idąc do sklepu porozmawiać z naszymi sąsiadami nawet o najbardziej banalnych rzeczach, wolimy siedzieć przed ekranem komputera i bezmyślnie klikać „lubię to”.

Oszukujemy samych siebie.

Internet, smartfony, Facebook, e-maile mają sprawiać, że nasze życie jest lepsze. Możemy żyć łatwiej, szybciej, bardziej komfortowo. Dzięki zdobyczom nauki i techniki w czasach, gdy na wszystko brakuje nam czasu nasze relacje z innymi osobami nie mają ucierpieć. Nic bardziej mylnego. Każdy z nas ma wielu znajomych w serwisach społecznościowych, z którymi nie ma już nic wspólnego. Czasami nawet nie zobaczymy postów tej osoby, bo algorytm Facebooka do tego nie dopuścił, a gdy nawet zobaczymy co dana osoba napisała czy czym podzieliła się ze światem to co najwyżej damy „lajka”. Nic więcej.

Ile to razy czytałem, że dzięki Facebookowi dana osoba ma łatwiejszy kontakt ze znajomymi, relacje z ludźmi są łatwiejsze, mniej problemowe itd. Co za naiwność z tego płynie. Prawdziwe relacje z drugim człowiekiem nie mają być łatwe, proste czy miłe. Jesteśmy, jacy jesteśmy i albo chcemy udawać że coś jest prawdziwe, albo chcemy mieć do czynienie tylko z wydmuszką – bez wartości.

Popadamy w paranoje.


Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że z braku czasu, chęci, sił czy z innych powodów uciekamy do wirtualnego świata spędzając w nim coraz to więcej czasu. Jednak większość osób w internecie szuka kontaktu z innymi internautami. Na naszej-klasie odgrzewaliśmy stare znajomości, na Facebooku dodajemy nowych znajomych po każdej weekendowej imprezie. Popularność serwisów randkowych też się nie wzięła znikąd. W internecie szukamy przecież swojej drugiej połówki.

Reklama

Chcemy odpocząć od realnego świata, a budujemy w sieci nieudolną kopię tego świata, od którego uciekamy! Gdzie leży granica, gdy obudzimy się uświadamiając sobie, że świat, w jakim żyjemy ogrodzony murami, obserwowany przez kamery monitoringu oraz ochroniarzy to nie ten świat, jaki daje nam szczęście? Nie zapewni nam nawet tego smartfon z kilkunastoma aplikacjami serwisów społecznościowych i milionem powiadomień na temat aktywności naszych mniej lub bardziej wirtualnych przyjaciół.

Serwis społecznościowy skierowany do społeczności lokalnej, sąsiadów również nie sprawi, że na naszej twarzy lub innych osób pojawi się uśmiech. Co najwyżej w jeszcze większym stopniu zamkniemy się w wirtualnym bycie.

Reklama

Wszyscy potrzebujemy umiaru i dystansu.

Najtrudniej w życiu stosować umiar, a jest on wskazany również w naszym wirtualnym życiu. Jestem zdania, że 90% informacji, jakie pojawiają się przed naszymi oczami w ciągu danego dnia korzystania z internetu jest dla nas kompletnie bezwartościowa i w żaden sposób nie wpłynie na nasze życiem jak i na naszych bliskich. Dotyczy to zarówno serwisów społecznościowych, jak i portali dostarczających nam codziennych informacji na temat wydarzeń na świecie. W obecnym świecie bez umiejętności selekcji informacji można nabawić się tylko bólu głowy. Dlaczego więc mielibyśmy dokładać sobie kolejne źródło informacji jak Tutejszy.pl? Naprawdę nie wiem. Jeżeli ktoś już ma potrzebę komunikowania się z większą grupą osób to zapewne wybierze Facebooka. Będzie prościej, bo jest to szybsze rozwiązanie.

Jednak w tym wszystkim nie chodzi o to, by kolejną sferę życia przenosić do wirtualnego świata. Jestem temu przeciwny. Ludziom zaczyna coraz bardziej brakować namacalnego kontaktu z drugą osobą. Sąsiedzi powinni się integrować w miejscu, w którym mieszkają, w bezpośrednich kontaktach bez wysługiwania się komputerami i internetem. Takim doskonałym przykładem jest Dzień Sąsiada, który odbywa się w coraz to większej liczbie miast w Polsce. Wtedy mieszkańcy integrują się w jak najbardziej realnej formie – spotykając się rozmawiając, bawiąc się razem. Czy w takiej formie jest w stanie dać to Facebook czy jakikolwiek inny serwis internetowy? Nie.

Offline coraz bardziej w cenie.


Kilka miesięcy temu pewna osoba pokazała mi jak bardzo ważna jest umiejętność przejścia w stan offline, bez smartfona, komputera, powiadomień z serwisów społecznościowych. Możemy wtedy naprawdę na nowo poczuć, że żyjemy i prawdziwie przeżywać chwile i poznawać zarówno innych ludzi, jak i samych siebie. Tak jak obecnie płacimy za to, by być online i korzystać z danych serwisów i usług, tak w przyszłości będziemy zmuszeni do płacenia, by móc pozwolić sobie na taką ekskluzywność, jaką jest możliwość bycia offline. Tylko, czy aby to nastąpiło musimy dalej w poszukiwaniu drugiego człowieka uciekać do wirtualnego świata, który paradoksalnie sami stworzyliśmy jako narzędzie i pomoc w codziennym życiu a nie, jako sens naszego bycia? Coraz więcej osób zapomniało, że internet i wszystko z nim związane to tylko dodatek do naszego życia. Niestety takich osób jest coraz więcej. Dlatego życzę każdemu, by potrafił być offline i cieszyć się życiem, prawdziwym życiem.

***

Ilustracja tytułowa - Anonymous9000 via photopin cc; Ilustracja 2 - Thomas Leuthard via photopin cc; Ilustracja 3 - Frederic Mancosu via photopin cc; Ilustracja 4 - christian.senger via photopin cc

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama