Końcówka zeszłego wieku, typowa, postępowa firma wyposażona w komputery. Kiedy tylko szef nie patrzy wszyscy odpalają „Dooma”, aby dać trochę odpocząć...
Końcówka zeszłego wieku, typowa, postępowa firma wyposażona w komputery. Kiedy tylko szef nie patrzy wszyscy odpalają „Dooma”, aby dać trochę odpocząć umysłowi po nudnej papierkowej robocie. Rok 2013, typowa firma (teraz praktycznie wszyscy mają komputery). Kiedy nie ma szefa, wszyscy otwierają Facebooka. A przynajmniej zrobiliby to, gdyby przełożony go nie zablokował.
„Doom” był swego czasu tak popularną „rozrywką biurową”, że programiści, aby uniknąć nieprzyjemności związanych z wyjściem na jaw marnotrawienia czasu pracy, wprowadzili do kodu gry pewną modyfikację, umożliwiającą minimalizację programu po naciśnięciu jednego klawisza. Wchodzi szef, klik i już praca Excelu wre!
Teraz takie metody zna każdy, ale co gdy szef zechce kompletnie odciąć nas od rozrywek w sieci?
Czy Wasz, rutynowy dzień nie polega na przerywaniu sobie pracy, odprężającymi chwilami w medium Marka Zuckerberga? Mój mniej więcej tak wygląda, choć pomijam tu o wiele bardziej istotny, czas spędzany z dala od komputera. Jednak wydaje mi się, że gdybym nieustannie miał tylko się skupiać się na wykonywaniu obowiązków, to szybko szukałbym nowej pracy.
B2B International i Kaspersky Lab przeprowadzili w drugiej połowie 2012 roku badanie, z którego wynikło, że prawie co drugi pracodawca blokuje portale społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter, natomiast 71 % firm nie pozwala swoim pracownikom na odpalenie przeglądarkowych gier sieciowych.
Ba, lęk przed załatwianiem w pracy spraw prywatnych sięga nawet dalej, gdyż połowa przedsiębiorstw „ogranicza pracownikom możliwość korzystania z prywatnej poczty, a 55 proc. ogranicza lub uniemożliwia korzystanie z komunikatorów internetowych.”
Staram się tu zrozumieć logikę jaką kierują się przełożeni i choć wydaje się ona bardzo prosta, to w moim mniemaniu błędna. No bo, na chłopski rozum, kiedy odetniemy białemu kołnierzykowi Fejsa i Gmaila, to nie będzie on mógł się na niczym innym skoncentrować jak tylko na pracy i jej poświęcić całego siebie. Ludzki organizm działa jednak trochę inaczej i od czasu do czasu (nie cały czas) potrzebuje odreagowania. Zupełnie identycznie sytuacja wygląda w ekonomicznym przypadku krzywej Laffera – wpływy podatkowe nie są największe wtedy, gdy stopa opodatkowania jest największa, a wtedy, gdy jest optymalna i nie skłania do oszukiwania urzędów.
Dlatego też uważam, że odcinanie pracowników od social media jest złym rozwiązaniem, gdyż może prowadzić do frustracji i szybszego wypalenia zawodowego; szczególnie jeśli zatrzymamy się przy pokoleniu Y, które z definicji skupia się na wielu rzeczach i monotematyczność je po prostu nudzi.
Pracodawcy muszą o tym pamiętać. Choć z drugiej strony jeśli internetowe więzi socjalne pozostawimy poza pracą, to te wewnątrz-drużynowo-biurowe mogą ulec umocnieniu, ale to już temat na inną opowieść – real vs. virtual.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu