Niedawno media obiegła informacja dotycząca projektu Internet.org, którego celem jest dostarczenie Internetu (taniego) 5 miliardom ludzi. Jedni chwalą...
Niedawno media obiegła informacja dotycząca projektu Internet.org, którego celem jest dostarczenie Internetu (taniego) 5 miliardom ludzi. Jedni chwalą inicjatywę, inni doszukują się w niej podstępu i snują apokaliptyczne wizje. Jednocześnie pojawia się coraz więcej prognoz dotyczących liczby urządzeń, które za 5-10-15 lat będą podłączone do Sieci. Na podstawie tych doniesień trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał świat nowych technologii (i nie tylko) w roku 2020, ale możemy być pewnie tego, że ulegnie on poważnym przeobrażeniom.
Artykuł powstał przy współpracy merytorycznej z Intelem – partnerem technologicznym Antyweb
Wspomniana we wstępie inicjatywa Intenret.org zrzesza kilku potężnych graczy z sektora nowych technologii. W gronie tym znalazły się m.in. Facebook, Samsung, Nokia, MediaTek i Ericsson. Twarzą przedsięwzięcia został Mark Zuckerberg, który przekonuje, iż Internet stał się jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Choć użytkowników Sieci przybywa relatywnie szybko, to uznano te wyniki za zbyt słabe. Dzisiaj dostęp do zasobów Internetu posiada 2,7 mld osób, co stanowi zaledwie/aż 1/3 populacji naszej planety. Przywołane już korporacje chcą znacząco podkręcić ten wynik, „by ludziom żyło się lepiej”.
Facebook i spółka nie są w tej materii pionierami. Wystarczy przypomnieć propozycję Google, by dostarczać ludziom darmowy Internet za pomocą unoszących się w stratosferze balonów. Pomysł ten skrytykował m.in. Bill Gates, który przekonuje, że mieszkańcom ubogich i zacofanych regionów świata potrzebne są przede wszystkim leki i żywność, a nie balony z Internetem. Są i tacy, którzy krytykują pomysły Google oraz firm skupionych wokół Internet.org z powodu obawy o postępującą inwigilację.
Niektórzy stawiają sprawę jasno: korporacje i służby wielu państw chcą wiedzieć o nas wszystko, śledzą nasze maile, czaty, zakupy, znajomości, treści wyszukiwane w Sieci itd. Teraz problem dotyczy 1/3 ludzkości na ograniczonym obszarze. Dynamiczny rozwój Internetu sprawi, że kontrolą objęte zostaną kolejne miliardy ludzi w każdym zakątku naszej planety. Choć jest w tym sporo przesady i nie można podchodzić do sprawy w sposób jednostronny, to ostatnie afery, których twarzą stał się Edward Snowden zapewne wzbudzają u rzeszy osób nieufność, a nawet strach.
Zajmując się tematem rozwoju Internetu nie można ograniczać się jedynie do motywu jego rozprzestrzeniania i rozszerzania na kolejnych użytkowników. Należy się także odnieść do zjawiska określanego mianem Internetu rzeczy czy też Internetu przedmiotów (pojęcie Internet of Things pojawiło się kilkanaście lat temu i w tym czasie z hasła przekształciło się w jeden z filarów sektora nowych technologii). Do tej pory człowiek wykorzystywał Internet m.in. do kontaktu z drugim człowiekiem, Sieć stała się także nowym kanałem komunikacyjnym na linii człowiek-maszyna. Kluczowa może się jednak okazać współpraca maszyn połączonych Internetem. Współpraca niewymagająca udziału człowieka. Właśnie na tym polega Internet rzeczy.
Jakiś czas temu poświęciłem tekst zmianom, jakie może spowodować w handlu rozwój nowych technologii. Wspominałem wówczas o inteligentnej lodówce podłączonej do Sieci, która będzie w stanie sama zrobić zakupy, gdy zabraknie jakichś produktów lub, gdy zaczną się one kończyć ewentualnie przestaną być zdatne do spożycia. W procesie zakupowym człowiek przestanie odgrywać decydującą rolę: lodówka sama dokona analizy produktów, podejmie decyzje, skontaktuje się ze sklepem (w którym zamówienia będą przyjmowały i realizowały maszyny), zapłaci i być może odbierze nawet zamówienie, gdy przywiezie je autonomiczny samochód. Na koniec wystawi ocenę innym maszynom uczestniczącym w tym procesie.
Wspomniany mechanizm należy teraz przenieść na inne sfery naszego życia. W Internecie (jak widać, do opisywania rzeczywistości i przyszłości Sieci najlepiej służy ona sama) znaleźć można sporo przykładów tłumaczących zjawisko Internetu rzeczy. Dotyczą one naszej edukacji, pracy, rozrywki, kulinariów, szeroko pojętej kultury. Pisałem już o zmianach, jakie może przynieść wprowadzanie nowych technologii do sektora motoryzacji. Samochód przyszłości będzie spełniał znacznie więcej funkcji niż dzisiaj, a dzięki kooperacji z innymi pojazdami oraz infrastrukturą zostaną ograniczone korki i zagrożenia na drodze. Inteligentne miasta usprawnią swoje funkcjonowanie i zmniejszą np. zużycie/straty energii czy wody. Poprawione zostaną efektywność w rolnictwie czy w przemyśle oraz bezpieczeństwo (np. pieszych albo pacjentów, którzy powinni stale przyjmować określone leki).
Liczba "inteligentnych" urządzeń podłączonych do Internetu będzie dynamicznie rosła i nikt nie ma co do tego wątpliwości. Kolejne maszyny zostaną wyposażone w kamery, mikrofony, wyświetlacze, czujniki i przede wszystkim w procesory. Z prognoz Intela wynika, iż w roku 2020 dostęp do Sieci będzie posiadało 4 mld osób na całym świecie, a liczba urządzeń podłączonych do Internetu wyniesie wówczas około 31 mld. Dla porównania: w roku 2010 było to 5 mld. Za dwa lata powinno ich być już 15 mld. Warto wspomnieć, iż prognozy Intela są ostrożne, gdy zestawi się je z przewidywaniami innych firm. Nie brakuje opinii, iż w roku 2020 urządzeń podłączonych do sieci będzie 50 mld (PricewaterhouseCoopers), a może nawet 100 mld (m.in. IBM).
Dla korporacji takich jak Intel wspomniane zmiany oznaczają wielką szansę na rozwój. W ostatnich kwartałach niejednokrotnie pisaliśmy o tym, iż firma zarządzana obecnie przez Briana Krzanicha notuje mniejsze przychody i zyski, ponieważ spada popyt na komputery osobiste. Straty te mogą jednak zostać szybko nadrobione i nie nastąpi to jedynie za sprawą większego udziału Intela w rozwoju rynku sprzętu mobilnego. Korporacja nadal będzie dostarczać podzespoły dla desktopów, laptopów, smartfonów czy tabletów (w niedalekiej przyszłości zapewne też do nowych produktów określanych mianem ubieralnych). Na tym jednak nie koniec.
Procesory i technologie Intela będą implementowane lub rozwijane w kolejnych dziedzinach naszego życia. Skoro pralki, lodówki, liczniki prądu, automaty sprzedażowe, samochody, budziki, żarówki, sedesy, odzież, sztućce, szuflady, a nawet leki i żywność mają być inteligentne i nieustannie online, to ktoś musi dostarczyć rozwiązania i komponenty, by stało się to możliwe. Wzrost sprzętów podłączony do Internetu oznacza lawinowy przyrost danych (wystarczy przypomnieć jeden z niedawnych tekstów dotyczący wydarzeń w Sieci w ciągu jednej sekundy), które będą gdzieś magazynowane i przetwarzane. To także spore pole do popisu. Nie ulega zatem wątpliwości, iż Intel może liczyć na wzrost sprzedaży swoich produktów, a w konsekwencji także zysków. Przykład? Intel Intelligent Systems Framework.
Urządzenia sieciowe łączą się ze sobą oraz z chmurą, generując przy tym wielkie ilości danych. Bardzo często w procesie tym brakuje spójności (stosowane są różne komponenty), a to utrudnia zarządzanie siecią, zmniejsza bezpieczeństwo i wiąże się ze stratą czasu oraz większymi kosztami dla właścicieli konkretnych systemów. Intel stworzył jakiś czas temu platformę Intelligent Systems Framework, czyli zbiór rozwiązań, których zadaniem jest integracja (zarówno sprzętowa, jak i programowa) pomysłów wdrażanych przez różne firmy. Platforma uwzględnia fragmentację rynku i stwarza otwarte środowisko do współpracy urządzeń podłączonych do Internetu.
Produkt Intela umożliwia skupienie się na cennych danych przechowywanych w inteligentnych systemach, a nie na ich obsłudze. Drzemie w nich olbrzymi potencjał, dzięki któremu można zwiększać efektywność i tworzyć nowe usługi. Korzystają na tym twórcy i klienci. Wprowadzając na rynek wspomniane narzędzie Intel skorzystał z wiedzy firm McAfee oraz Wind River, a rozwiązania bazujące na platformie Intelligent Systems Framework dostarczają na rynek kolejni branżowi gracze (m.in. Dell i Kontron). Warto wspomnieć, że platforma obsługuje procesory Intel Xeon, Intel Core TM drugiej i trzeciej generacji z technologią Intel vPro TM oraz IntelAtom.
Mikroprocesory towarzyszą nam od ponad czterdziestu lat i prawie od samego początku są wykorzystywane w urządzeniach i przedmiotach codziennego użytku. Najlepszym przykładem jest tu pralka. Choć ostatnio komponenty te kojarzymy przede wszystkim z komputerami oraz ze sprzętem mobilnym, to musimy już przygotowywać się do życia w rzeczywistości, w której staną się one powszechne i połączone. Powstanie mechanizm, przez niektórych określany już mianem organizmu, zbierający i przetwarzający dane z całego świata. Będą one dotyczyły praktycznie wszystkiego: pogody, zanieczyszczenia środowiska, zużycia surowców, natężenia ruchu, ale też przyzwyczajeń, potrzeb i poczynań konkretnych osób.
Ludzkość pokonała drogę od olbrzymich komputerów ważących dziesiątki ton, przez rozpowszechnienie komputerów osobistych, narodziny i rozwój Internetu, popularyzację sprzętu mobilnego i dotarła do momentu narodzin Internetu przedmiotów, w którym Sieć scala wszystkie maszyny i gwarantuje im komunikację bez udziału człowieka. Stwarza to oczywiście możliwości, które przysłużą się jednostkom i całym społeczeństwom: będziemy mogli efektywniej wykorzystywać swój czas, eliminować automatyczne prace i czynności możliwe do zastąpienia przez maszyny i w większym stopniu skoncentrujemy się np. na rozwoju intelektualnym czy na rozrywce.
Pojawią się oczywiście głosy przekonujące, że rozwój technologiczny i przyrost liczby maszyn będzie prowadził m.in. do wzrostu bezrobocia, uprzedmiotowienia człowieka, rozbicia więzi społecznych czy ciągłej inwigilacji. W mediach krążą już doniesienia na temat zhakowanych systemów oświetlenia czy nawet sedesu. Choć czasem brzmi to dość zabawnie i nie wydaje się groźne dla ofiary (tego nie można być pewnym), to należy sobie uświadomić, iż ten sam proceder może być zastosowany w przypadku sprzętu szpitalnego, systemów bezpieczeństwa w metrze albo w zakładach chemicznych. Internet rzeczy stwarza wielkie możliwości, ale jednocześnie wymaga od swych twórców, użytkowników i konkretnych instytucji określenia ram funkcjonowania oraz nieustannej kontroli.
Nie powinien dziwić fakt, iż kwestią ram i zasad funkcjonowania Internetu przedmiotów zajęła się jakiś czas temu Komisja Europejska. Skoro połączone ze sobą urządzenia staną się wszechobecne i doskonale poinformowane, to otaczająca nas rzeczywistość ulegnie poważnym przeobrażeniom i trzeba się na to przygotować na gruncie nie tylko gospodarczym, ale też politycznym i społecznym. Ktoś musi przecież czuwać, by cały system nie wymknął się spod kontroli, stwarzał jak najmniejsze zagrożenie (o zapewnieniu całkowitego bezpieczeństwa nie może być mowy) i dobrze chronił zebrane dane.
Część wspomnianych obaw ma solidne fundamenty, ale nie można generalizować i przedstawiać zagadnienia wyłącznie w negatywnym świetle. Do punktu, w którym urządzenia zaczynają otrzymywać autonomię doprowadziliśmy sami i zazwyczaj ów rozwój nam nie przeszkadzał. Korzystamy w pełni z postępu technologicznego, a czarne scenariusze tworzone już od kilu dekad i przewidujące prymat maszyn czy dewastację stosunków międzyludzkich jeszcze się nie ziściły. Warto mieć na uwadze, iż Internet przedmiotów jest sporym krokiem naprzód, ale jednocześnie bazuje on na unowocześnieniu przedmiotów, które dobrze znamy. Ludzie nie doznają nagle szoku z powodu całkowitej przebudowy znanego im świata – zmiany będą następować, ale niejako obok nas. Zauważymy ich skutki, a nie sam proces i prawdopodobnie szybko się do nich przyzwyczaimy. Co więcej, po jakimś czasie trudno będzie nam zrezygnować z nowych osiągnięć.
Źródło grafiki: kurzweilai.net
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu