Przez pierwsze dekady swojego istnienia, firma nie była szerzej znana, kojarzyli ją ludzie z IT, naukowcy, inżynierowie, przedstawiciele biznesu. Dopiero zakrojone na szeroką skalę kampanie marketingowe przeprowadzone w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku sprawiły, że marka przedarła się do masowej świadomości. Tłumy poznały wówczas Intel. W przyszłym roku amerykańska korporacja będzie obchodzić 50. urodziny, półwiecze przywita jako kolos zatrudniający rzeszę ludzi na całym świecie, zarabiający miliardy dolarów w każdym kwartale. Ale jak się to wszystko zaczęło?
Intel nie wywołuje dzisiaj takich emocji, nie skupia na sobie tyle uwagi, co Facebook, Apple, Alphabet czy chociażby Microsoft. Ale trudno sobie wyobrazić biznes IT, współczesny, krzemowy świat bez produktów tego gracza. Intryguje przy tym, jak wyglądałaby dzisiaj branża nowych technologii, gdyby firma nie powstała - wszak poważnie przyczyniła się ona do rozwoju sektora, wprowadzała na rynek przełomowe rozwiązania i produkty. Nadal nakręca innowacje pakuje wielkie pieniądze w badania. Na początku jednak, jak to często bywało w tym biznesie, było dwóch mężczyzn i chęć stworzenia czegoś od podstaw.
Panowie ze zdradzieckiej ósemki
Firma powstała pod koniec lat 60. XX wieku, ale warto cofnąć się o dekadę. Właśnie wtedy firmę tworzył William Shockley, amerykański fizyk, który wraz z dwójką innych uczonych został uznany za twórcę tranzystora (druga połowa lat 40. XX wieku). Otrzymali za to Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki w roku 1956, ale Shockley nie zamierzał poprzestawać na osiągnięciach naukowych: zebrał grupę młodych absolwentów, z którymi zamierzał tworzyć półprzewodniki - dostrzegł w tym olbrzymi biznesowy potencjał. Noblista był dobrym naukowcem, nauczycielem, potrafił wynajdywać talenty, lecz kiepsko szło mu zarządzanie ludźmi. Pracownicy zbuntowali się przeciw autorytarnemu zarządzaniu, a gdy próby dogadania się nie przyniosły rezultatu, opuścili firmę.
Ta zdrada przeszła do historii Doliny Krzemowej, grupa wychodźców funkcjonuje jako "zdradziecka ósemka". W roku 1957 dogadali się oni z Shermanem Fairchildem, amerykańskim wynalazcą i inwertorem, biznesmenem, który pozostawił po sobie kilkadziesiąt firm. Wspólnie uformowali Fairchild Semiconductor, przedsiębiorstwo, które szybko miało się stać liderem w biznesie półprzewodników. Znajdziemy tam korzenie wielu firm i osób, które odegrały poważną rolę w rozwoju Doliny Krzemowej. Wystarczy wymienić firmę... AMD. Wielki rywal korporacji Intel zaczynał w bardzo podobnym miejscu, czasie i okolicznościach. Wróćmy jednak do głównego bohatera historii.
W gronie zdradzieckiej ósemki znaleźli się Gordon Moore oraz Robert Noyce. Pierwszego możecie kojarzyć ze słynnym prawem Moore'a, drugi uznawany jest za współtwórcę układu scalonego, dokonał tego w roku 1958. Obaj panowie odgrywali poważną rolę w Fairchild Semiconductor, ale w końcu postanowili... odejść. Powtórzyła się historia sprzed ponad dekady, tym razem zadecydowała urażona ambicja: Noyce miał nadzieję na objęcie sterów w firmie, gdy pojawił się wakat na stanowisku CEO, podobno był to oczywisty kandydat. Ale nie dla Shermana Fairchilda. Robert Noyce zabrał zatem Moore'a, szefa R&D w firmie i stworzył własny biznes.
Takich dwóch, jak tych trzech...
Mamy rok 1968, w państwach Bloku Wschodniego nie dzieje się zbyt dobrze, Ameryka wykrwawia się w Wietnamie, a dwóch kolegów w średnim wieku postanawia rozwijać segment IT na własną rękę. Skoro jest przedsiębiorstwo, potrzebna jest i nazwa. Rozważano oczywiście wykorzystanie nazwisk - tak, jak zrobili panowie Hewlett i Packard. Problem polegał na tym, że nazwiska założycieli nowego interesu przypominały w brzmieniu "more noise", wskazywały na hałas, a ten jest raczej niepożądany, gdy tworzy się elektronikę. W końcu, 18 lipca, padło na N M Electronics, która to nazwa... nie utrzymała się długo - zmieniono ją na Intel. Ta ostatnia miała powstać z połączenia pierwszych liter słów Integrated Electronics. Pomysł ciekawy, ale trzeba było jeszcze powalczyć o nazwę - zarejestrowała ją wcześniej firma Intelco z branży hotelarskiej. Przedsiębiorcy musieli sięgnąć do portfela, by wykupić "Intel".
Skoro już o pieniądzach mowa. Panowie Moore i Noyce byli w tej materii wspierani przez Arthura Rocka. To on połączył wcześniej losy zdradzieckiej ósemki i Fairchilda, a teraz pomagał zdobyć pieniądze na nową firmę. Już w latach 50. zajmował się pozyskiwaniem środków na tworzenie małych firm technologicznych, dzisiaj powiedzielibyśmy startupów. Teraz taka praca wydaje się czymś oczywistym, wówczas była novum. Rock przecierał szlaki. W Intel zainwestował własne pieniądze, udało mu się też zebrać sporą sumę od inwestorów - było za co budować interes. W firmie w miarę szybko pojawił się także Andrew Grove - wcześniej zatrudniony w Fairchild Semiconductor, w przyszłości prezes Intel Corportion, który wprowadzi przedsiębiorstwo na szczyt biznesu, nie tylko technologicznego.
W roku 1969 interes okrzepł, pojawiło się logo z opuszczonym "e", które przez dłuższy czas służyło firmie, zmieniono je dopiero w roku 2006. Brakowało tylko... produktów. Wkrótce jednak miało się to zmienić.
Procesory? Najpierw był RAM
Pierwszym produktem młodego przedsiębiorstwa był... nie, nie procesor: w roku 1969 wypuścili na rynek statyczną pamięć o dostępie swobodnym, czyli SRAM (3101 Schottky). W tym samym roku powstał moduł ROM (3301 Schottky) oraz coś zupełnie nowego: MOS, czyli metal oxide semiconductor. Zastosowano technologię produkcji tranzystorów, która stosowana jest do dzisiaj. Powstał moduł RAM o symbolu 1101. We wczesnych latach działalności, Intel skupiał się przede wszystkim na pamięci RAM. W roku 1971 przyszedł jednak czas na pierwszy procesor: 4004.
Produkt uznawany za kamień milowy w tym biznesie. Pierwszy komercyjny jednoukładowy procesor komputerowy. Pierwotnie zamówiono u Intela prostsze rozwiązanie do kalkulatora, ale pracownicy firmy postanowili, że jednostkę będzie można programować i możliwe stanie się jej wykorzystanie w różnych urządzeniach. Na cztery chipy składały się CPU, RAM, ROM oraz port I/O (wejścia/wyjścia). Intel dogadał się z firmą, na zamówienie której powstał układ i ruszył z kampanią reklamową produktu (wystartowała 15 listopada 1971 roku). To była duża zmiana: inżynierowie mogli kupić jednostkę i dostosować ją do swoich potrzeb, zaproponować różne funkcje, pomyśleć o unowocześnieniu urządzeń. Pojawił się komponent, który mocą obliczeniową dorównywał pierwszym komputerom zajmującym cały pokój. A był wielkości paznokcia. Procesor produkowano na 2-calowych waflach (obecnie stosuje się 12-calowe), posiadał 2300 tranzystorów, co dzisiaj wydaje się liczbą śmiesznie małą.
Jeżeli znajdziecie się w posiadaniu tego układu, doceńcie go - nie tylko ze względów historycznych: kolekcjonerzy poszukują tej jednostki...
Krótko po wprowadzeniu na rynek 4004, przyszedł czas na układ 8008. Historia była dość podobna: powstał na zamówienie firmy, która potem zgodziła się, by Intel sprzedawał go wszystkim. Ta 8-bitowa jednostka posiadała nawet 4 razy większą moc obliczeniową niż wcześniejszy procesor 4-bitowy. To był postęp, ale nie rewolucja - ta nadeszła wraz z jednostką 8080. Ten posiadał już 4,5 tysiąca tranzystorów i jest uznawany za pierwszy mikroprocesor powszechnego użytku. Na rynku układ pojawił się w 1974 roku, w kolejnym roku ludzie mogli kupić maszynę Altair 8800 wykorzystującą ten komponent i uznawaną za... pierwszy komputer osobisty. Za mniej niż 400 dolarów klient kupował zestaw do własnoręcznego montażu, zdecydowały się na to tysiące firm i osób prywatnych - zaliczono sukces. Oprogramowanie dla urządzenia napisało dwóch młodych przedsiębiorców: Paul Allen i Bill Gates. Później zrobiło się o niech głośno.
To był naprawdę dobry start, kolejne lata przynosiły równie udane technologie i produkty. Wystarczy wspomnieć, że w roku 1981 układ 8088 został wybrany przez korporację IBM do budowy jej PC. Kilka lat później firma odeszła od produkcji pamięci RAM: konkurencja była tu silna, a zyski coraz mniejsze, bardziej opłacalne wydawało się skupienie na procesorach. Już w drugiej połowie lat 70. w tym kierunku zaczął zmierzać ówczesny szef, Gordon Moore. Potem przypieczętował to jego następca Andrew Grove. Ta decyzja okazała się kluczowa w historii firmy.
Intel szybko przestał być startupem
Arcyciekawe rzeczy działy się w dziale R&D, ale rozwój firmy było też widać na innych polach. Wystarczy wspomnieć, że przejmowano pracowników, którzy wcześniej pracowali np. w Fairchild Semiconductor - to oni stali za sukcesem 4004. Skoro już o zatrudnieniu mowa, warto dodać, że dekadę po powstaniu, Intel miał na pokładzie dziesięć tysięcy osób. Dynamiczny rozwój sprawił, ze już w 1970 roku kupiono kawał ziemi w Santa Clara, a rok później pracownicy wprowadzili się do pierwszego własnego budynku. W tym samym roku korporacja weszła na giełdę. To stosunkowo szybkie IPO przyniosło wschodzącej gwieździe blisko 7 mln dolarów. Nie upłynęło wiele czasu, a korporacja otworzyła fabrykę w Malezji - ekspresowe tempo.
Oglądając filmy czy zdjęcia prezentujące pracę w zakładach tego producenta, pewnie zwróciliście uwagę na kombinezony noszone przez załogę: tzw. bunny suit pojawiły się na wyposażeniu korporacji w roku 1973. Dzisiaj to standard w branży.
Ważnym wydarzeniem w historii tego gracza było z pewnością pojawienie się na liście Fortune 500 - zaczęło się od miejsca 486 w roku 1979. Kilka lat później Intel po raz pierwszy osiągnął miliard dolarów przychodu. W międzyczasie wydarzyło się coś bardzo ciekawego. Prezentując historię HP wspomniałem o HP Way, którego elementem było wspieranie innowacyjności pracowników:
To w HP zainicjowano rozwiązanie, w którym pracownik mógł realizować swoje prywatne pomysły. Te godziny były opłacane przez pracodawcę, chętnym udostępniano też miejsce i sprzęt potrzebne do realizacji projektu. Piątkowe popołudnia były czasem masowych eksperymentów. Znaczna część z nich prowadziła donikąd, ale niektóre były strzałem w dziesiątkę.
Intel natomiast namawiał ludzi do... nieodpłatnej dodatkowej pracy. Na początku lat 80. uruchomiono inicjatywę 125% Solution: pracownicy za darmo spędzali dodatkowe 25% czasu w firmie. Wyzysk? Nie do końca - czasy w branży były trudne, firma musiała sobie jakoś radzić z recesją. Jakie czasy, takie rozwiązania. Należy podkreślić, że Robert Noyce był człowiekiem bardzo skupionym na pracowniku, tworzeniu odpowiedniej atmosfery, zachęcaniu ludzi do podjęcia inicjatywy. Ten "luz" mocno wpłynął na innych CEO, pomógł ukształtować relacje w Dolinie Krzemowej. Zapewne nie bez przyczyny Intel znalazł się w pierwszej połowie lat 80. na liście najlepszych miejsc pracy w Ameryce. To już jednak inna historia...
Dzisiaj można powiedzieć, że Intel to nudna firma, przynajmniej dla osób, które nie siedzą głęboko w temacie. Dokonuje wielkich przejęć, ale dla większości ludzi to niezbyt pociągające transakcje, rozwój na ryku procesorów, osiągnięcia z kategorii Internetu rzeczy jakoś nie kręcą mas. Warto zatem powspominać przeszłość: biznes budowali ludzie nazywani zdrajcami. Mieli sporo odwagi, by odchodzić i tworzyć coś od podstaw. Odwagi, która się opłaciła...
…
To kolejny tekst z cyklu Jak powstawały wielkie firmy. Skupiamy się w nim na początkach korporacji, które przeszły do historii IT. Część z nich utraciła już swój blask, inne decydują o rozwoju sektora. Nie będziemy śledzić całej historii przedsiębiorstwa – przedstawimy najważniejsze wydarzenia z pierwszych lat działalności.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu