Dotychczas internetowi infuencerzy zarabiali głównie na reklamach (pomijając wymykające się z internetu szkolenia, spotkania itd.) Jednak ci postanawiają działać na własną rękę i mają nowe pomysły na to, jak monetyzować swoją pracę.
Mniej reklam, więcej prywaty: influencerzy zaczynają zarabiać na własną rękę
Internetowy influencer w oczach wielu użytkowników internetu niewiele ma już wspólnego z dobrym ziomkiem. Coraz częściej spotykam się z niechęcią do takich postaci, ich współprac. Zwłaszcza w przypadku ludzi którzy są znani tylko dlatego, że są znani — bez większego powodu. Pierwszy milion fanów można kupić, a dalej to już efekt kuli śnieżnej — jak to kiedyś usłyszałem w żarcie. Może i tak, ale nie zmienia to faktu, że internetowi celebryci przez lata zebrali setki tysięcy fanów, którzy chcą śledzić ich każdy ruch. Stąd też rozbudowane relacje na Instagramie, niekończąca się fala zdjęć i livestreamy. Najbardziej naturalną metodą monetyzacji ich działalności od lat pozostają współprace z rozmaitymi firmami i szeroko pojęta reklama. Czasem bardziej oczywista, czasem mniej, ale jednak reklama. Część decyduje się skorzystać z finansowania typu Patronite, gdzie w zależności od progu finansowego, subskrybenci mogą liczyć na dodatkowe bonusy. I od kilku miesięcy do gry powoli dochodzą nowe pomysły: na przykład dodanie do grupy bliskich przyjaciół na Instagramie (i związanego z tym dostępu do większej paczki materiałów) za... dwa dolary miesięcznie. Tak zrobiła m.in. Caroline Calloway, która właśnie tym płacącym zaczęła pokazywać jeszcze bardziej osobiste materiały.
Zapłać za bycie przyjacielem, dodatkowe treści i niespełna 30 minut wideorozmowy z influencerem
Calloway jednak ceni wkład w swoją pracę, dlatego na Instagramie świat się nie kończy. Za sto dolarów miesięcznie jej fani mogą otrzymać paczkę treści na wyłączność oraz możliwość 25-minutowej rozmowy twarzą-w-twarz na FaceTime. I Caroline jest tutaj jednym z wielu przykładów gwiazd internetu, które decydują się na tę formę zarobku. Różnią się stawki (Gabi Abrão za dodanie do bliskich przyjaciół na Instagramie życzy sobie 3,33$, a za 9$ każdego tygodnia przygotowuje nowy vlog premium. 55$ to już dedykowane gadżety, zaś 222$ to osobiste wiadomości e-mail nadchodzące co tydzień, w ramach których fani mogą zadawać pytania czy po prostu wymieniać opinie) i podejście. Elementem wspólnym jednak pozostaje chęć zarabiania, ale komu zdarzyło się przygotować kilka relacji na instagramie i pozostawać w mediach społecznościowych aktywnym regularnie (przy jednoczesnym zachowaniu jakości) ten wie, że to praca na pełny etat. Okraszona dodatkowo coraz częściej z koniecznością pożegnania się ze swoją prywatnością.
Idzie nowe, a gdzie w tym wszystkim reklamodawcy?
Zmiany w serwowaniu treści na Instagramie wymagają też nowego podejścia ze strony reklamodawców. No i właśnie, to taki trochę miecz obosieczny. Z jednej strony: jeżeli część treści dotrze do mniejszego grona fanów, ci powinni nie być zachwyceni. Zmniejszanie zasięgów raczej nie jest w cenie. Z drugiej strony jednak: inne pomysły na zarabianie przekładać się mogą na wyższą jakość takich współprac. Bo skoro internetowi celebryci nie muszą chwytać się już każdej okazji na zarabianie, mogą lepiej dobierać produkty które znajdą się na ich zdjęciach i wideo — przez co wiązać się z różnymi firmami na dłużej. Warto także dodać do tego jeszcze kwestię bardziej zaangażowanych widzów. Ich grupka, zwłaszcza premium, może nie być tak obszerna, ale to najwierniejsi fani którzy prawdopodobnie są znacznie bardziej podatni na reklamy od ulubionych influencerów.
Czy reklamy znikną z ich kont? Prawdopodobnie jeszcze przez długi czas — nie. A przynajmniej tak twierdzą specjaliści z branży. Ale tak długo, jak te będą dobierane rozsądnie, dobrze zrealizowane i niezbyt nachalne — raczej nie ma specjalnych powodów do narzekań. Jedno jest pewne, idzie nowe! Tylko czekać na dedykowane paywallom funkcje na Instagramie i spółce.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu