Felietony

Giganci mają gdzieś Hong Kong. Liczy się tylko kasa

Jakub Szczęsny
Giganci mają gdzieś Hong Kong. Liczy się tylko kasa
Reklama

Rozczulają mnie PR-owe komunikaty od gigantów technologicznych. Niby chcą czynić świat lepszym, niby mają misję ułatwiania nam życia, pochylają się nad pozytywnymi ideami, ale jak przychodzi co do czego, odwracają kota ogonem, chowają głowy w piasek, albo po cichu robią zupełnie inaczej. W Hong Kongu młode pokolenie chce utrzymać wolność i demokrację. Chinom jest to nie po drodze. A co na to giganci technologiczni?

Oni też są mocno uwikłani w tę aferę. Popatrzcie na takiego Blizzarda: pisaliśmy niedawno o graczu, który zgarnął bana na rozgrywki od tej firmy, bo "bezczelnie" wyraził swoje poparcie dla protestujących w Hong Kongu. To rzecz jasna nie spodobało się Pekinowi, który najpewniej zagrozić Blizzardowi, że jeżeli nie podejmie zdecydowanych kroków, to będą to jego ostatnie rozgrywki w Chinach.

Reklama

W trakcie rozmowy z prowadzącymi turniej, Chung „Blitzchung” Ng Wai wystąpił w masce będącej symbolem walk o wolność w Hong Kongu wypowiadając hasła wsparcia dla demonstrantów. Niezwykle ciekawą postawę przyjął natomiast Blizzard, który zdecydował o nałożeniu kary na tego gracza. Powołano się na regulamin, w którym zabronione jest branie udziału w działalności, która wiąże się ze złą reputacją, obrażaniem kogokolwiek lub negatywnym wpływem na wizerunek studia Blizzard. Wychodzi na to, że walka o wolność wpływa negatywnie na wizerunek Blizzarda, he he.

Regulamin to tylko PR-owa przykrywka: Blizzard dostał zwyczajnie propozycję nie do odrzucenia. Albo wywalicie niesfornego gracza z rozgrywek, albo to koniec zabawy w naszym kraju. Chiny to bardzo ciekawy kraj, który lubi mieć kontrolę nad dosłownie wszystkim: stąd też taki krok. Blizzard natomiast to firma, której celem nie jest zbawianie świata, czynienie go lepszym. Ona ma na siebie zarabiać - a bez Chin będzie to może nie niemożliwe, ale odrobinę trudniejsze. Pieniądze nie śmierdzą.


Ale to nie jedyna firma, która włazi Chińczykom w... ryż

Apple wyświetla użytkownikom emoji zgodnie z tym, gdzie mieszka użytkownik. Czyli, jeżeli mamy ustawiony region "Chiny kontynentalne", to nie zobaczymy na przykład flago Tajwanu w emoji. Dlaczego? Bo nie. Po prostu. Wszystko po to, aby nie drażnić Państwa Środka, które jest przecież doskonałym rynkiem zbytu na produkty Apple. Między innymi o tym pisała Weronika Makuch w swoim tekście na temat Chin. Zapraszam do lektury.

Wystarczyło, że Daryl Morey, manager generalny Houston Rockets opublikował tweeta popierającego manifestujących w Hong Kongu, a szybko przekonał się jak duże są wpływy Chin na świecie - są nawet w NBA. Bardzo szybko sponsorzy z tego kraju, Li-Ning i bank SPD Bank z Szanghaju wycofali się ze sponsoringu drużyny. Co więcej, państwowa telewizja w Chinach oświadczyła, że nie będzie transmitowała rozgrywek NBA, skądinąd popularnych w tym kraju. Daryl Morey bardzo szybko przeprosił za swoje zachowanie i oznajmił, że na problem Hong Kongu popatrzył z ograniczonej perspektywy. Tak, jasne.

Warto zwrócić uwagę również na inne incydenty potwierdzające "chorągiewkowatość" wśród gigantów technologicznych. Otóż, Apple z AppStore wyrzuciło aplikację HKMap Live, która pomagała protestującym w organizowaniu się i unikaniu patroli policji. Po tym, jak oskarżono Apple o wspieranie protestujących, program magicznie wyparował z repozytorium.


Reklama

To rzecz jasna nie zraża obywateli Hong Kongu: ci cały czas myślą, jak można oszukać system. Aby uniknąć zeskanowania ich twarzy, stosują poręczne projektory, które na facjatach wyświetlają zupełnie inną twarz. Przez to, system rozpoznawania obywateli staje się właściwie... bezużyteczny.

Wolność, równość, demokracja

Don't be evil i takie tam... to wszystko jest bzdurą. Kiedy widzę, że kolejna marka technologiczna utrzymuje, że jest za demokracją, za wolnością słowa i wspiera wszelkie działania promujące szeroko uznawane idee... czekam do pierwszego lepszego kryzysu. Apple, NBA, Blizzard się kompletnie nie popisali: w momencie, gdy zagrożono im utratą cennego rynku, złamali się, bo pieniądz nie śmierdzi. Pieniądz nie zna wartości wolności i demokracji. Pieniądz to pieniądz, tak po prostu. A Chiny mając go wiele, mogą żonglować swoim potencjałem gospodarczym w taki sposób, aby wywierać wpływ nawet na takich gigantów jak Apple.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama