Europa

Kopenhaga i Holandia banują diesle. Polacy wezmą przykład?

Maciej Sikorski
Kopenhaga i Holandia banują diesle. Polacy wezmą przykład?
Reklama

Spieszcie się kochać diesle, tak szybko odchodzą... Z tą szybkością może trochę przesadziłem, ale w temacie ciągle coś się dzieje, kolejne miasta i państwa zapowiadają zakazy i ograniczenia dotyczące tych silników. Zresztą, nie dotyczy to jedynie diesli - na celowniku znalazły się wszystkie silniki spalinowe. W tym tygodniu o swoich planach wobec nich poinformowały władze Kopenhagi oraz Holandii. W tym pierwszym przypadku kierowcy z dieslami zaczną się żegnać już w 2019 roku. Co wymyślili "pomarańczowi"?

Holandia przygląda się poczynaniom nowych władz - kilka miesięcy temu w kraju odbyły się wybory, w ich wyniku wyłoniła się koalicja, która próbuje dopracować jednolitą strategię rozwoju. Dotyczy to praktycznie wszystkich sfer funkcjonowania państwa i życia obywateli. Jednym z nich jest energetyka: władze poinformowały, że do roku 2030 wyłączone zostaną wszystkie elektrownie zasilane węglem. To wywoła spore kontrowersje, bo z jednej strony będziemy mieli ekologów, którzy przyklasną, ale z drugiej strony pojawią się ludzie wskazujący na rachunek ekonomiczny i przypominający, że niektóre obiekty tego typu są nowe, powstały stosunkowo niedawno i wydano na nie olbrzymie pieniądze. Z pewnością mogłyby pracować dłużej, niż do roku 2030. Wiele wskazuje jednak na to, że nie będą.

Reklama


Kolejną kwestią wywołującą poruszenie będzie transport. W mediach pojawił się następujący komunikat: By 2030 all cars in the Netherlands must be emission free. Niektórzy doszli do wniosku, że oznacza to całkowity zakaz sprzedaży/rejestracji/użytkowania aut z silnikami spalinowymi po roku 2030. To byłby jednak zbyt radykalny krok: władzom chodzi jedynie o nowe auta - za 13 lat pojazdy zasilane benzyną i olejem napędowym nie będą rejestrowane w tym kraju. Nadal będą mogły się po nim poruszać starsze maszyny tego typu. Niby spora różnica, ale zakładam, że i tak wywoła to potężny zgrzyt - wszak mówimy o kraju z olbrzymim koncernem paliwowym. Wielu przedsiębiorców i kierowców wyrazi sprzeciw. Na rozmowy i konkretne ustalenia jest jednak kilkanaście lat.

Mniej czasu mają mieszkańcy Kopenhagi. Władze tego miasta poinformowały, że od 1 stycznia 2019 roku do miasta nie będą mogły wjechać diesle. Wszystkie? Nie, znowu dotyczy to nowych pojazdów (paradoksalnie są one mniej szkodliwe od tych starszych). To już pewne? Na taki ruch zgodę wyrazić musi duński parlament, ale burmistrz Kopenhagi zapowiada, że jeśli odpowiednie prawo nie zostanie przeforsowane, uderzy we właścicieli diesli inaczej - poważnie podniesie im opłaty parkingowe. Można zatem zakładać, że po wspomnianej dacie sprzedaż diesli w Kopenhadze, a pewnie i w innych częściach kraju, poważnie spadnie - po co komu samochód, którym nie można wjechać do stolicy?


Władze Kopenhagi przekonują, że zanieczyszczenia powietrza każdego roku doprowadzają do śmierci 80 obywateli i trzeba z tym walczyć - oberwą nie tylko diesle, ale też np. właściciele pieców opalanych drewnem. Promowany ma być elektryczny transport zbiorowy, zapowiadany jest rozwój transportu wodnego. Czy Duńczycy są na tym polu pionierami? Nie, podobne ruchy podejmowane są w innych miastach i krajach. Holandia też nie wybiega przed szereg - wcześniej o podobnych zakazach wspomniały Francja i Wielka Brytania. Chociaż trzeba dodać, że te kraje wskazały na rok 2040, państwo Beneluksu zamierza je wyprzedzić o dekadę. Tyle, że w Holandii sprzedaje się znacznie mniej aut, więc zmiany łatwiej wprowadzić.

Idzie nowe. To już nie są jedynie plany i prognozy, widać realne działania. A rynek zaczyna się do tego dostosowywać: producenci przebudowują ofertę (przykładem Volvo), kierowcy powoli rezygnują z diesli. Ciągle intryguje, jak na te ruchy zareagują polskie władze...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama