Mocne słowa pod adresem Oculusa padły wczoraj na AW - Grzegorz przekreślił ten projekt. Przynajmniej w obecnej formie. Głównym powodem jest cena. I nie chodzi jedynie o cenę samych gogli: aby ten sprzęt sprawnie działał potrzebny jest mocny komputer. Jeżeli ktoś nie posiada tego ostatniego, a chciałby rozpocząć przygodę z Oculusem, to musi przygotować 1500 dolarów. W naszych warunkach może to być nawet 7 tysięcy złotych. Dużo, a mówimy o niezbędnym minimum. Faktycznie nie wygląda to dobrze. Ale kilka rzeczy trzeba mieć na uwadze.
Błąd w komunikacji
Oculus Rift i Facebook mają już za sobą jedną wpadkę - to problem z komunikacją. Nie przygotowali rynku na to, jaka będzie cena urządzenia. Możliwe, że sami tego nie wiedzieli, ale w takim przypadku pomysłodawca produktu nie powinien się wypowiadać i zapewnić, że będzie to 300-400 dolarów. Brak doświadczenia sprawił, że twórca podkopał własny sprzęt. I teraz widać, że firmie trudno wyprostować jego słowa. Gdyby jednak Oculus Rift czy Facebook od początku przekonywał, że robi coś mocnego, a to nie może być tanie, to może dzisiaj nie byłoby takiej krytyki.
Konkurencja zrobi taniej
Grzegorz napisał wczoraj, że czeka na produkt Sony. Ja też. Ale nie dlatego, że bardziej wierzę w Japończyków. Jestem po prostu ciekaw porównania obu produktów. A nawet trzech produktów - nie zapominajmy, że w tym samym wyścigu udział biorą HTC i Valve. Mamy trzy zespoły, wszyscy to duże firmy, które mają zaplecze umożliwiające przygotowanie czegoś naprawdę dobrego. Wątpię w to, że Sony uda się zrealizować produkt lepiej czy na podobnym poziomie i zejść mocno z ceną. Ich sprzęt też nie będzie sprzedawany za sto dolarów. A jeśli będzie, to pojawi się pytanie o zysk Japończyków.
Bo to 1500 dolarów
Skoro jesteśmy już przy cenie. Często pojawia się kwota 1500 dolarów. Tak, tyle trzeba zapłacić za gogle i komputer. Ten ostatni jest dość istotny, bo bez niego sprzęt nie zadziała. Ale cena Oculusa nie wynosi 1500 dolarów. Na całym świecie znajdziemy przynajmniej kilka milionów osób, które posiadają już mocny sprzęt i mogą kupić gogle VR za kilkaset dolarów. Po przeliczeniu na złotówki dla nas będzie to dużo, lecz Japończyk, Koreańczyk czy Amerykanin oddający się namiętnie wirtualnej rozrywce pewnie jakoś to przełknie.
Dzisiaj sporo osób przekonuje, że 600 dolarów za takie gogle to dużo. Ale załóżmy, że na ten rynek wejdzie Apple i pokaże urządzenie w podobnej lub nawet wyższej cenie. Nadal rzesza ludzi będzie przekonywać, że to za dużo. Pojawi się jednak mnóstwo ludzi zapewniających, że to uczciwa propozycja: bo taniej się najwyraźniej nie da. Jakość kosztuje... No właśnie jakość kosztuje - na testy Oculusa i recenzje przyjdzie jeszcze czas, lecz w ciemno można założyć, że to zupełnie inna półka niż kartonowe czy plastikowe gogle, do których wsadza się smartfon. Te 600 dolarów (600, nie 1500) nie jest wyśrubowaną ceną za dobrej jakości sprzęt elektroniczny nowej generacji.
Tylko dla graczy?
Zauważyłem, że zarówno Grzegorz, jak i sporo osób w komentarzach, odbiera Oculusa wyłącznie lub przede wszystkim jako sprzęt dla graczy. Nie wiem jednak, czy jest to słuszne. Już na polu rozrywki ma to więcej zastosowań. A do tego dostrzegam sporo rozwiązań biznesowych. Piszę to całkiem serio, są już na to dowody - eksperymentowało już z tym kilka lat temu Audi. Można sobie wyobrazić, że takie zestawy pojawią się w salonach samochodowych, w biurach podróży, szkołach, sklepach. I znowu: nie patrzmy na to wyłącznie z polskiej perspektywy.
Nie musi trafić pod strzechy
Z poprzednim akapitem wiąże się też pytanie o to, czy Oculus musi trafić do naszych domów, czy to jedyna szansa, by stał się popularną platformą. Przykłady zastosowania w firmach do celów biznesowych to jedno. Jednocześnie przywołam rozwiązanie, o którym już pisałem: Oculus w dedykowanych mu lokalach. Człowiek nie musi wydawać kilku tysięcy złotych, by zanurzyć się w ten świat - może wydać kilkadziesiąt i skorzystać z niego raz w miesiącu w specjalnej kafejce. Jeżeli okaże się, że gogle działają naprawdę dobrze, a wrażenia są świetne, to nikt nie wpadnie na pomysł, by oferować tę rozrywkę okazjonalnie i za mniejsze pieniądze? Każdy z nas mógłby mieć w domu atlas do ćwiczeń. Ale po co, skoro są siłownie.
Facebook nie wie co robi?
Biorąc to wszystko pod uwagę zakładam, że Facebook nie porywa się z motyką na Słońce - firma nie zakłada pewnie, że to w pierwszym roku będzie hit sprzedaży. Prognozy wskazują, że w ciągu kilku najbliższych lat ten biznes będzie raczkował. Nie tylko Oculus - cały sektor VR. Ale Zuckerberg już kilka lat temu mówił, że platforma zyska na znaczeniu, gdy sprzedanych zostanie kilkadziesiąt milionów gogli. A to trochę potrwa. Ma świadomość tego, jakie zadanie stoi przed urządzeniem i firmą. Najwyraźniej jednak jest w tym jakiś potencjał.
Grzegorz nie kupi pierwszej wersji gogli, ja też nie. Na dobrą sprawę może to zrobić kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To mała liczba, nawet bardzo mała. Zakładam jednak, że Facebook na więcej nie liczy, a deweloperzy też nie zakładają, że to będą miliony. Chodzi raczej o test niż o zysk. W takim ujęciu używanie słowa "trup" jest przesadą - bardziej wskazałbym na niemowlaka, ewentualnie przedszkolaka. To nie jest już faza totalnych eksperymentów i poszukiwania formy, ale też daleko mu pewnie do dojrzałego urządzenia. Jak to zwykle bywa, minie kilka wersji nim będzie naprawdę dobrze. I trzeba się cieszyć z tego, że ktoś wyłoży pieniądze (mowa o klientach), by te testy trwały. Gdyby przy pierwszym iPhone wszyscy stwierdzili, że to trup, to dzisiaj nie oglądalibyśmy pewnie potężnego rynku smartfonów.
Reasumując: Grzegorzu, nie zgodzę się z taką krytyką Oculusa na tym etapie. Może się oczywiście skończyć tak, że daleko to nie zajedzie i zobaczymy totalną klapę, ale nie grzebałbym teraz projektu. Nie z powodów, które przywołałeś. Ta impreza dopiero się rozkręca...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu