Felietony

3,1 miliona sprzedanych kopii w 3 dni. To dowód na to, że dobre gry na wyłączność są na wagę złota

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

26

Nie chodzi wcale o rozdzielczość, moc, czy możliwości. Sprzęt jest tak dobry, jak gry na niego. I to właśnie produkcje na wyłączność często decydują o tym, czy warto mieć konkretne urządzenie we własnym domu.

Z jednej strony do napisania tego felietonu zachęcił mnie kapitalny wynik sprzedaży świetnego God of War na PlayStation 4, z drugiej Wasze komentarze do tekstu o 5 przewagach konsol nad PC. Jednym z punktów były gry na wyłączność - część z Was się ze mną zgodziła, inni twierdzili, że to żaden argument.

Gry na wyłączność to zło?

W drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku byłem zatwardziałym PC-towcem. I choć miałem mnóstwo wspomnień związanych z Pegasusem, to nie uznawałem niczego innego niż granie na komputerze. Po części z uwagi na zadawanie się głównie z posiadaczami komputerów, po części w związku z tym, że namówienie rodziców na konsolę nie było wcale takie łatwe. Bo wiecie - komputer, można się na nim uczyć. Argument na tyle mocny, że pewnie niejeden nastolatek w taki właśnie sposób “zbajerował starych” by ci wydali niemałe pieniądze na sprzęt. Z konsolą nie było już tak łatwo, choć przecież cena wydawała się bardziej atrakcyjna. Na takim PlayStation można było jednak jedynie grać, a rodzic słysząc o graniu kręcił nosem i sugerował, by zająć się czymś pożytecznym.

W PSX zakochałem się błyskawicznie. Na dobrą sprawę wystarczyło kilka sesji u znajomego, by zapragnąć tego urządzenia. Małe szare pudełeczko podłączane do telewizora miało bowiem gry, których próżno było szukać na PC. Ba, znajomy konsolowiec w ogóle nie zwracał uwagi na tak zwane “multiplatformy”, choć tych nie było tak dużo jak dziś. Zarówno PSX, jak i Saturn czy Nintendo 64 miały jednak tak dobre gry, że nie marzyłem o nowej karcie graficznej czy dokupieniu RAM-u, ale właśnie japońskiej konsoli.

Czasy oczywiście się zmieniły, tak zwanych “multiplatform” (czyli gier dostępnych na różnych urządzeniach) jest cała masa, natomiast to właśnie produkcje na wyłączność często decydują o tym, czy oddacie się tej lub innej platformie. I nie ma w tym nic złego. To właśnie wewnętrzne studia bezpośrednio związane z producentami konsol potrafią najlepiej wykorzystać moc urządzenia. W większości przypadków to też produkcje z ogromnymi budżetami i - co chyba ważniejsze - czasem, jaki twórcy mają na wypuszczenie finalnego produktu. To nie kolejne Call of Duty, Assassin’s Creed czy FIFA, które pojawiają się praktycznie co roku. Oczywiście jeśli nie posiadacie tej jednej konkretnej platformy, na której pojawił się jakiś hit będziecie rozczarowani. A co można wtedy zrobić? Kupić to urządzenie - tak wymyślili to sobie producenci i tak to funkcjonuje.

Na PC jest więcej gier na wyłączność

To prawda. W 2017 roku na Steamie pojawiło się 7672 gier. Nie 76, a 7672. Ogromna większość z nich nigdy nie ukazała i nigdy nie ukaże się na platformie innej niż PC. A ile z nich wartych jest Waszej uwagi? Ile z nich to duże produkcje, które zapewnią długie godziny świetnej zabawy? Absolutnie nie neguję sceny indie, ale (nie licząc wyjątków) gdzie takiej tworzonej przez dwie osoby pixel-gierce do chociażby God of War? A teraz włączcie sobie Gamerankings i zobaczcie jakie gry były najlepiej oceniane w 2017 roku. Ile z nich to gry na wyłączność dla PC, a ile na konsole?

God of War, który trafił tylko na PlayStation 4 sprzedał się w 3,1 miliona kopii w 3 dni - co czyni ją najszybciej sprzedającą się grą na wyłączność dla tego sprzętu. Absolutnie się temu rekordowi nie dziwię, sam wystawiłem nowym przygodom Kratosa maksymalną ocenę. Wynikowi oczywiście pomogła popularność PlayStation 4, która nie jest związana tylko z produkcjami tworzonymi dla niej. Dla wielu osób którakolwiek z konsol to tańszy i wygodniejszy sposób na granie - również w produkcje, które lądują na wszystkich platformach.

Skąd więc taka popularność PC?

Patrząc na komentarze pod wpisami dotyczącymi porównań konsol z PC-tami maluje mi się w głowie obraz gracza, który ma w domu maszynę marzeń. Każdy z nich cieszy się minimum 120 fpsami, maksymalnymi detalami, w dodatku na monitorach z rozdzielczością wyższą niż fullHD. Lepiej, masa osób gra w taki sposób na niezbyt młodych kartach graficznych - tylko potem wchodzę na zagraniczne fora i widzę, ile ludzie wylewają żali na słabą optymalizację gry. Nagle okazuje się, że ten idealny świat w komentarzach pod artykułami przestaje być taki różowy. I gdzie leży prawda? To wiedzą już tylko autorzy. Dobry PC do grania swoje kosztuje i nie ma co zaklinać tu rzeczywistości. To nie konsola, którą kupicie za tysiąc złotych, szczególnie teraz, gdy ceny kart graficznych i kości pamięci RAM cały czas są abstrakcyjne.

W idealnym świecie nie byłoby wojen na linii PC-konsole. Sam nigdy w nich nie uczestniczę, ale lubię czytać kosmiczne bzdury, które są tam często wypisywane - zarówno przez wojowników z jednej, jak i z drugiej strony. Pod koniec ubiegłego roku wróciłem do grania na komputerze i cały czas powiększam swoją bibliotekę Steam. Z PC spędzam jednak czas tylko grając w produkcje na wyłączność dla tej platformy (oraz PUBG, które jest również na X1). Do multiplatform wybieram PS4, głównie ze względu na wygodę, pada oraz duży telewizor z HDR (który moim zdaniem jest w tej generacji najważniejszy). Ale sporo czasu spędzam też z Nintendo Switch, które moim zdaniem powinien mieć każdy, kto kocha gry.

Dla mnie to w tej chwili idealny zestaw i jeden z powodów, dla którego wojenki PC kontra konsole wywołują na mojej twarzy jedynie uśmiech.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu