Znowu ktoś z buciorami włazi do naszych domów i depcze naszą prywatność. W sklepie Google Play zidentyfikowano kilkaset gier, w których zaszyto kod pozwalający na aktywowanie mikrofonu i podsłuchiwanie użytkowników - a właściwie nie ich samych tylko oglądanych przez nich programów telewizyjnych.
Gry na Androida używają mikrofonu, żeby sprawdzić, co oglądasz w telewizji
Jak podaje New York Times, w sklepie Google Play zidentyfikowano ponad 250 aplikacji, w których zaszyto kod służący do monitorowania "telewizyjnych nawyków" użytkownika. W praktyce sprowadza się to po prostu do aktywowania mikrofonu w celu analizy dźwięków w otoczeniu.
Teoretycznie telemetryka nie jest niczym nowym. Stosuje się ją głównie w różnego rodzaju badaniach opinii publicznej i nie tylko. Problem polega na tym, że tutaj żeruje się na nieświadomości użytkowników. Informacja o tym, że w aplikacji zaszyto mechanizm nasłuchujący pojawia się w opisie na Google Play gdzieś na samym dole, gdzie rzadko kto w ogóle zagląda. Po uruchomieniu taka gra od razu prosi o dostęp do lokalizacji i mikrofonu (w nowych wersjach Androida poszczególne uprawnienia przyznajemy w czasie rzeczywistym, a nie podczas instalacji pakietu). Po co? Tego nikt nie wyjaśnia. Stosowna notka pojawia się gdzieś na ekranie ustawień - również raczej rzadko odwiedzanym przez użytkowników.
Co gorsza, część aplikacji monitoruje mikrofon nawet po zamknięciu. Warto dodać, że dotyczy to nie tylko Androida - niektóre z opisywanych programów znajdziemy również w AppStore. Po co to wszystko? Teoretycznie zastosowany mechanizm może słyszeć wszystko. W praktyce jego rola ma się ograniczać do rozpoznawania dźwięków z telewizora. W rezultacie serwery mogą przeanalizować oglądane przez użytkownika treści i dostarczyć mu na tej podstawie lepsze reklamy i sugestie. Oczywiście najprościej jest zwyczajnie odmówić programowi zgody na dostęp do lokalizacji i mikrofonu. Nie mamy jednak wtedy pewności, że będzie on działał.
Nieświadomy użytkownik sam jest sobie winny? No nie do końca. Aplikacja powinna jasno i wyraźnie informować o gromadzeniu danych. Federalna Komisja Handlu już w 2016 roku ostrzegała firmy stosujące tego typu praktyki. Wówczas oprogramowanie nosiło nazwę SilverPush, a informacje dotyczące telemetrii nie pojawiały się nigdzie.
Zagadką pozostaje, jak jeszcze aplikacje robią użytek z dostępu do naszych mikrofonów. Weźmy takiego Facebooka. Przecież oficjalny klient również ma dostęp do mikrofonu. Nie mieliście nigdy tak, że rozmawialiście o jakiejś marce, a potem na Facebooku widzieliście jej reklamy? Nic nie wyszukiwaliście, nic nie wpisywaliście nigdzie. Magia? Ja tak mam notorycznie. Oczywiście żadnych dowodów na to, że Facebook nas podsłuchuje bez przerwy nie mamy, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że coś jest na rzeczy.
Zresztą analogicznie wygląda sytuacja ze wszelakimi asystentami głosowymi. Alexa słucha nas bez przerwy - nie tak dawno wykorzystano nagrania przez nią zarejestrowane jako dowód podczas rozprawy sądowej. To samo tyczy się Google Now i Cortany. Co znamienne, sami wyrażamy na to zgodę, stawiając głośniki w naszych domach. Może zatem twórcy opisywanych wyżej aplikacji wychodzą z założenia, że skoro i tak sami chcemy być nagrywani, to dodatkowy podsłuch nie zrobi nam różnicy?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu