Felietony

Google wciąż nie umie stworzyć spójnej platformy - Google Drive najlepszym przykładem

Jan Rybczyński
Google wciąż nie umie stworzyć spójnej platformy - Google Drive najlepszym przykładem
Reklama

Od jakiegoś czasu obserwuję, jak Google w bólach próbuje stworzyć jedną, wspólną platformę, zamiast wielu luźno powiązanych produktów. Punktem zwrotny...

Od jakiegoś czasu obserwuję, jak Google w bólach próbuje stworzyć jedną, wspólną platformę, zamiast wielu luźno powiązanych produktów. Punktem zwrotnym było stworzenie serwisu społecznościowego Google+, który z założenia ma spinać wszystko razem. Kolejnym krokiem był rebranding z Android Market na Google Play. W tym roku mają powstać jeszcze Google Games, o których pisał Kamil Mizera w kontekście właśnie większej spójności i integracji. Spodziewałbym się więc, że Google nie będzie już wypuszczał produktów w oderwaniu od ekosystemu, przynajmniej tych ważnych produktów. Google Drive pokazał, że się myliłem.

Reklama

Google Drive jest wręcz stworzony do integracji z pozostałymi usługami Google, zarówno ze względu na oczywiste możliwości takiej integracji w myśl Arystotelesa "Całość to więcej niż suma jej składników", ale również to jedyna droga pozwalająca odróżnić się Google Drive od przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu bardzo podobnych rozwiązań konkurencji, które rozgosćiły się na rynku dość dobrze jakiś czas temu.

Możliwości integracji jest naprawdę wiele, co więcej, nie trzeba nawet specjalnej inwencji twórczej, wystarczy wzorować się na konkurencji. Microsoft pozwala wysyłać bardzo duże załączniki korzystając z połączenia Hotmail i SkyDrive. Aż się prosi o rozwinięcie tej koncepcji przy okazji Gmaila i Google Drive, tym bardziej, że akurat pod względem wielkości załączników Gmail nie ma się czym chwalić. Gdyby użytkownik wgrywał załącznik większy niż limit Gmail, plik automatycznie trafiałby na Google Drive, a następnie link pojawiałby się albo w treści maila, albo jako załącznik właśnie.


Na tym nie koniec. Dobrze byłoby gdyby inne pliki, które trafiły do jakiegoś serwisu Google były dostępne w Google Drive. Dokumenty już są dostępne, ale mam tu na myśli filmy wrzucone na YouTube, zdjęcia w albumach Picasa czy G+ itd. Te pliki nie zajmowałby płatnego miejsca w GDrive, nie musiałyby być automatycznie synchronizowane, ale wygodne byłoby dla użytkowników, gdyby w razie potrzeby były łatwe do ściągnięcia. Można pójść dalej i dodać do tego zakupione książki, możliwość pobrania zakupionych aplikacji na Androida, dostęp do danych synchronizowancyh pomiędzy przeglądarkami Chrome w postaci pliku itd.

Skoro już przy dokumentach i ich synchronizowaniu jesteśmy, to umieszczenie w folderze do synchronizacji jedynie skrótów do dokumentów na serwerach i wymuszenie ich edycji w trybie on-line, w przeglądarce, to pójście po najmniejszej linii oporu i jedynie udawanie, że ma miejsce faktyczna synchronizacja. Pobieranie faktycznych plików z dokumentami i połączenie edytora z programem synchronizującym GDrive, tak aby można było domyślnie pracować off-line jest również oczywistym posunięciem. Są sposoby, aby podobną funkcjonalność osiągnąć samemu, posiłkując się rozszerzeniami dla Chrome, ale zmuszanie do kombinowania w obliczu wydania nowego produktu, który powinien tego rodzaju problemy rozwiązywać wydaje się całkowicie bez sensu.


Przyłączam się do rozczarowania Grzegorza Marczaka "Irytująca wtórność czyli po Google Drive spodziewałem się dużo więcej" i idę jeszcze dalej. Owszem, wypuszczenie na szarym końcu aplikacji do synchronizacji plików z chmurą nie oferując zupełnie nic ponad to, co oferuje konkurencja, to dziwne, rozczarowujące i irytujące posunięcie. Jeszcze gorsze wydaje się wydanie GDrivew niemal całkowitym oderwaniu od reszty produktów, w obliczu wielkiej integracji wokół Google+, Google Play i Google Games. Wygląda to jak strzał na ślepo, nagle i w pośpiechu, zrobimy bo wszyscy mają, to my też. Ale przecież Google miał bardzo dużo czasu. Dropbox istnieje już prawie 4 lata, o Google Drive słyszy również nie od wczoraj. Czemu zatem Google wydało tak do bólu zwykły produkt? Nie jestem w stanie tego zrozumieć i nie pociesza mnie w ogóle fakt, że pewnie kiedyś taka integracja nastąpi. Wydawanie słabego produktu, żeby z czasem go ulepszać i integrować tylko zniechęca użytkowników i zwiększa koszty.

Reklama

Apple konsekwentnie realizuje politykę wielkiego, spójnego ekosystemu i bez wątpienia wychodzi to firmie na zdrowie, nawet jeżeli iCloud nie jest niczym specjalnym, bo stanowi jedynie trybik w wielkiej maszynie. Google niby próbuje integrować, ale robi to wybiórczo i schizofrenicznie, niekonsekwentnie. Po premierze Google+ zacząłem nabierać przekonania, że rozpoczęły się wielkie zmiany, że teraz skoncentrowana firma z Mountain View ruszy ostro do przodu. Wiele drobiazgów osłabiało to przekonanie, a premiera Google Drive przelała czarę goryczy. Ponownie zaczynam myśleć, że na sukcesy składają się w dużej mierze liczne próby (i błędy) oraz znaczne nakłady finansowe i w końcu gdzieś, coś zaczyna się rozwijać. Szkoda.

Mimo, że miałem od Google wykupione dodatkowe 20 GB miejsca za jedynie 5$ rocznie (stara taryfa, która wciąż mnie obowiązuje), to nie zamierzam z Google Drive korzystać i przesiadać się z Dropbox i Sugarsync. Nie zyskam dosłownie nic, a stracę sporo czasu i nerwów, tym bardziej, że pojawiają się pierwsze sygnały na Google+, że Google Drive szwankuje, powoduje błędy przy zamykaniu Windows i nie tylko. Google mnie niczym wartym uwagi do przejścia nie zachęcił.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama