Google

Ostatnie informacje o Google Stadia nie pozostawiają wątpliwości. Jesienny start to po prostu szersze testy usługi

Kamil Świtalski
Ostatnie informacje o Google Stadia nie pozostawiają wątpliwości. Jesienny start to po prostu szersze testy usługi
Reklama

Google Stadia jeszcze oficjalnie nie trafiła do użytkowników, a już budzi skrajne emocje wśród obserwatorów tematu. Jedni są zachwyceni nową platformą opartą o granie w chmurze, inni — wręcz przeciwnie. Przerażeni kolejnym elementem układanki pod tytułem życie na abonament czy — jak wolicie — życie na kredyt. Wszystko mamy tu i teraz, ale nic do nas nie należy. Jeszcze przed oficjalnymi zapowiedziami o Google Stadia pisało się jako o Netflixie dla gier — tuż po pierwszej konferencji dotyczącej sprzętu stało się jasne, że to nic z tych rzeczy. Google Stadia ma być platformą do gier, w której plan premium bardziej przypomina znane z konsol subskrypcje takie jak PlayStation Plus czy Xbox Live Gold. Usługa ma zadebiutować jeszcze tej jesieni (listopad), a gigant kolejno odkrywa karty i wyjaśnia, tłumacząc jednocześnie czego można się będzie po niej spodziewać. Poniższy pakiet informacji pochodzi z ich ostatniego AMA.

Google Stadia: nowa kategoria sprzętu, a nie Netflix dla gier

Jak już wspomniałem, usługa ta nie będzie Netflixem dla gier, a zupełnie nową platformą. Taką, którą (ostatecznie) uruchomimy na całym pakiecie urządzeń, a wszystkie obliczenia zamiast dziać się na naszym sprzęcie — wykonywane będą w chmurze. Plan Pro, który kupować będzie można w formie abonamentu, regularnie będzie dawał darmowe gry — tak jak przywołane wyżej usługi. Po przerwaniu subskrypcji — stracimy do nich dostęp, ale kiedy zdecydujemy się wrócić do grona abonentów — wciąż będziemy mogli je uruchomić.

Reklama

Zobacz też: Google Stadia, jaka przepustowość łącza będzie wymagana?

Google regularnie jest pytane o społecznościowy aspekt ich nowej usługi. Gigant przyznaje, że przygląda mu się bacznie — wiadomo że na starcie bedą listy znajomych, tworzenie grup oraz możliwość rozmów głosowych. Więcej szczegółów, na tę chwilę, brak. Ale chyba nikogo nie trzeba przekonywać że kto jak kto, ale akurat oni zaplecze ku temu mają znakomite.


Jeżeli chcecie wygodnie rozsiąść się przed telewizorem i rozpocząć grę, jedyną opcją — przynajmniej na starcie — będzie Chromecast Ultra i pokazany wcześniej kontroler dla Stadia. Na tę chwilę nie wiadomo nic na temat wsparcia dla starszej generacji sprzętu, albo — tym bardziej — przystawek, takich jak chociażby Nvidia Shield. Wiadomo już teraz, że firma regularnie pracuje nad wsparciem dla szerszego pakietu kontrolerów. Nie jest wykluczone, że zawitają tam również nietypowe urządzenia takie jak wspaniały Xbox Adaptive Controller. Dużym rozczarowaniem może okazać się jednak wieść, że — przynajmniej na starcie — nie uświadczymy tam możliwości skorzystania ze współdzielenia zakupionych produktów w gronie rodzinnym. Tzw. Family Sharing póki co musi zaczekać.

Zobacz też: Google Stadia - usługa do streamingu gier w 4K, 60 fps i HDR

Wiele znaków zapytania i... ogromna ciekawość

Nie powiem — sam jestem zawiedziony, że Google Stadia nie trafi na starcie do Polski. Mimo wszystko spoglądam w kierunku projektu z dużą ciekawością. Nie wierzę, że na starcie zmiecie on rynkową konkurencję w postaci tradycyjnych konsol. Ale jestem przekonany, że zarówno Stadia jak i xCloud mają szansę namieszać na rynku elektronicznej rozrywki. Tym bardziej, kiedy będą dostępne na różnych platformach. Mam cichą nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się sprawdzić na własnej skórze jak to działa. Póki co — brzmi niezwykle intrygująco, ale już teraz widać, że Stadia dopiero startuje — nim rozwinie skrzydła jeszcze trochę wody musi upłynąć.

Źródło

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama