Felietony

Google skarbnicą ludzkich problemów i rozwiązań

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

Reklama

Życie bez Google nie miałoby sensu. No, tutaj się nieco zaśmiałem tak zaczynając wpis. Ale nie piszę tego bez powodu. Nie piszę tak dla picu, dla przy...

Życie bez Google nie miałoby sensu. No, tutaj się nieco zaśmiałem tak zaczynając wpis. Ale nie piszę tego bez powodu. Nie piszę tak dla picu, dla przyciągnięcia uwagi. Wielu z Was dostrzeże w tym głębsze znaczenie i zapewne powie, że przecież to oczywiste. Student na egzaminie nie zerżnie, carbonara będzie smakować "dziwnie", plama ze spodni się nie spierze... no właśnie. Ale nie tylko z tym ludzie lecą do mędrca ukrytego w bezdusznej maszynie. Jemu powierza się także to nieco poważniejsze problemy.

Reklama

Google nie do końca mówi swoim głosem, ale sztukę podawania jak najlepszych informacji opanował wręcz do perfekcji. Za tą machiną stoją naprawdę genialni ludzie i to właściwie dzięki nim pod jednym adresem mamy niańkę, psychoterapeutę, tłumacza, lekarza. Z tym ostatnim jest tak - boli mnie głowa i palec. Toczeń, rzeżączka, ginekomastia (?!) i rak. Radzenie się Google w sprawach medycznych to jak pójść z paroma stówkami do znachora. Na jedno wychodzi - tyle, że Google tańszy. Wolę skonsultować się z lekarzem, a potem z farmaceutą.

Przypadek "spod ręki" - bardzo niedawno moja kobieta upaćkała mi spodnie henną. Faceci zapewne nie wiedzą, co to jest. Ja nie wiedziałem do czasu, aż okazało się, że hennę sprać trudno - zwłaszcza, że padła na kolorowe spodnie, zaś kolor łatwo sprać razem z plamą. Ale udało się, bo Google wie. Znaczy, Google znalazł.


Google także widzi - bardzo skrupulatnie zapisuje sobie wyszukiwane przez nas frazy, śledzi właściwie każdy nasz krok. Dzięki niemu mogę sobie spokojnie przypomnieć gdzie i kiedy byłem w danym miejscu. Dzięki Google także udowodniłem swojej kobiecie, że do pubu tak często nie chodzę, jakby mogło jej się wydawać. Uwierzyła, bo wie, że bez telefonu(ów) i tabletu nie wychodzę nigdzie. Taka moja specyfika.

I chociaż nigdy mi nie przyszło powierzać swoich prywatnych spraw, problemów, bolączek Internetowi, niektórzy tak robią. To akurat nietrudno jest sobie wyobrazić, zresztą widać to dobrze po podpowiedziach wyszukiwania w Google. To nic innego, jak to, co ludzie wpisują do pola tekstowego wyszukiwarki. Z niektórych można się pośmiać, bo pytania są zwyczajnie głupie (ale plus za to, że ludzie są dociekliwi, to już coś!). W niektórych przypadkach są naprawdę smutne.

Moja matka mnie nienawidzi

To nic odkrywczego wpisać "moja matka" w Google. Odpuściłem sobie nieco mniej grzeczną formę "moja stara" - tam spodziewałbym się jedynie żałosnego biadolenia gimbusów (grupy specyficznej, nie tej uszeregowanej ze względu na poziom kształcenia), którzy żyją jedynie na "daj", a gdzieś mają "daję". Moja matka mnie nienawidzi. Zrobiło mi się smutno.


Reklama

Jestem facetem, a wbrew pozorom facet wrażliwy jest. Przeczytałem kilka wyników z podanej Google frazy i wiecie co? Uświadomiłem sobie w momencie, jak ja mam w życiu dobrze. Uwielbiam narzekać. Dzisiaj na przykład wykląłem o 6:30 pogodę, która postanowiła mi odmrozić rękę niezgrabnie trzymającą pierwszą tego dnia fajkę. Utyskuję na bolący mnie niemiłosiernie kręgosłup (siedzenie na tyłku jest dla mnie nierzadko katorgą). Niektórzy mają gorzej. A jednak.

Mój ojciec...

Pierwsza podpowiedź w Google - pije. Wychodzę z założenia, że facet to nie wielbłąd (jak i kobieta zresztą), czasem napić się musi. Jednak wyniki Google wskazują na to, że nie są to jednorazowe wybryki, a regularne pijatyki. Owszem, ja też czasami balowałem dzień, dwa, ewentualnie trzy. Swoje potem przecierpiałem i po tym odczuwałem ogromny wstręt do wszystkiego, co ma jakiekolwiek procenty (nawet alkoholowe czekoladki omijałem z daleka). Mówię tu o dwóch tygodniach, miesiącach, latach regularnego picia. Wynoszenia rzeczy z domu, dręczenia, bicia bliskich. Źle mi się zrobiło na żołądku. Takie przypadki znałem tylko z telewizji, programów publicystycznych, wiadomości. A tymczasem czarno na białym mam relacje ofiar współuzależnienia. Podobne problemy społeczne były dla mnie także elementami wykładów, ćwiczeń na uczelni. Gdziekolwiek rzadko zdarzało się, bym sam był świadkiem podobnych scen. Czasem gdzieś dojrzałem styranego przez wódę, raczej nietrzeźwiającego jegomościa zajmującego cały chodnik. Ale to wszystko. Tutaj mam relację. Bije, pije, wyzywa, gwałci, to tamto...

Reklama

Jak się...

Uczyć. Tutaj nieco się uspokoiłem. Życie to nie same nieszczęścia i problemy, ale i prośby o odpowiedzi na konkretne pytania. Metod nauki jest wiele, ja całe życie jechałem na luźnych skojarzeniach, farcie i na tym, że kompletnie nie uczyłem się nieinteresujących mnie rzeczy. Chłonąłem za to te, które lubiłem. Taka dywersyfikacja spowodowała, że dzisiaj naprawdę coś wiem, ale z kilku dziedzin. Nie ze wszystkich po trochu.

Naćpać. Oj, tu już nieco się zmartwiłem. Co gorsza, w wynikach pojawiały się prośby naprawdę młodych ludzi, którzy za wszelką cenę chcą wejść w świat narkotyków... bez narkotyków, przynajmniej takich, jakie znają. Ćpanie dezodorantu, kleju, gałka muszkatołowa, benzydamina (Tantum Rosa/Tantum Verde), dekstrometorfan (to na kaszel), locomotiv, Chryste Drogi...

Wertując takie wyniki z Google byłem bogatszy o mało przydatną dla mnie wiedzę. Dowiedziałem się, jak wykantować lekarza, by ten przepisał Zolpidem, po którym "faza" jest naprawdę ciekawa. Człowiek śni na jawie. Ciekawie. Starcie gałki muszkatołowej na tarce (przyprawa taka) i zjedzenie tego spowoduje "trip" podobny do tego, którego można doświadczyć podczas palenia marihuany - po tym jednak jest okropny "zjazd", ciśnienie spada tak bardzo, że cały następny dzień wypełnia nieprzyjemny kac.

Dlaczego moja dziewczyna nie chce się kochać?

Ja nie umniejszam ludzkim problemom. Każdy ma swoje. Dla mnie problemem jest czasem to, że muszę wstać z ciepłego łóżka, nałożyć kurtkę, szalik, buty zawiązać i z torbą przejść kilka kilometrów do miejsca udręki mojej i moich pobratymców - na uczelnię. Dzisiaj nie robię tego już tak często, jak kiedyś stąd pozwoliłem sobie na nieco fajniejsze lokum, jednak z dala od centrum.

Dziewczyna nie chce się kochać. Bo nie chce. Rozwiązań chłopcy otrzymują mnóstwo - o nich pisać nie będę. Dla nich to z pewnością "małe dramaciki". Chcą w życiu "to" przeżyć, jest na to i społeczne i fizjologiczne parcie. Niewypełnienie "obowiązku" rodzi kompleksy, poczucie gorszości od "doświadczonych" kolegów. To naturalne, choć nie tak ważne, jak inne rzeczy. Przyjdzie dorosłość, rachunki i prawdziwe problemy, to na takie rzeczy będą pluć.

Reklama

Czy mam...

Depresję? W większości wypowiadają się młodzi ludzie, młodsi ode mnie. Z ich postów wynika, że do jasnej cholery, coś z nimi nie tak. Nic im się nie chce. Życie ich nie zadowala. Nie jest tak, jak miało być. Nic im się nie udaje. Są samotni, nierozumiani. I ja im wierzę. Znam kilka osób, także w moim wieku nie tylko po sesjach z psychoterapeutą, psychologiem... bywali u psychiatrów, leżeli na oddziałach psychiatrycznych. Depresja, niemożebne lęki, zaburzenia osobowości. Skala problemu jest porażająca. Ludzie szukają ratunku wszędzie - w Internecie także, gdzie zawsze znajdzie się ktoś, kto odpowie. Na ulicy nie krzykną. Rodzinie, rodzicom nie powiedzą, bo albo ich to nie interesuje, albo nie ma ku temu sposobności.


Nadwagę. Czytam i czytam - oczom nie wierzę. Dziewczynki, które mają naprawdę prawidłową wagę chcą schudnąć. Bo uda, bo brzuszek, bo to, bo siamto. Mam ochotę czasami takim napisać, żeby się nie katowały i Bogu dziękowały za okrągłe "tu i ówdzie". Może i koleżanki się śmieją, że "ta i ta ma rozjechaną dupę". O tą "dupę" kiedyś pozabija się niemało chłopaków. Dziwne jest to, jak całkiem wysoka, bo dziewczyna mająca 1,70 wzrostu (niewiele mniej ode mnie, ha) i ważąca 60 kilogramów chce się odchudzać. Z czego ja się pytam? Żeby jak patyk wyglądać? Jak brzydkie, suche modelki na wybiegu? Głupie te nasze czasy, oj głupie.

Ach, ten Google

Jako, że studiuję, dzielę ze studencką bracią także i konto e-mail roku. Z tym bywały różne perypetie - razu pewnego ktoś do naszego wykładowcy napisał: "spadaj" i się nie przyznał. Kto? Nie dojdziesz. Było dużo przepraszania, ale nauczyciel wykazał się wyrozumiałością i przy najbliższym egzaminie nie kopnął nas w zad i pozwolił przejść sesyjną mękę. W sumie, to dobrze, że akurat na niego trafiło, bo nie jestem pewien, czy z kim innym dałoby radę załatwić sprawę "po dżentelmeńsku".

Jako, że konto jest postawione na Gmailu, to i Google zbiera sobie historię wyszukiwania. W czasie, gdy "trzeba się uczyć" królują wymagane do zaliczenia przedmiotu publikacje, notatki, prezentacje, ściągi. Niektórzy szukają w Google nawet porno. Od tego są lepsze strony, ale i dzięki wyszukiwarce sporo można w tym temacie znaleźć. Dziewczyny czytają o makijażu, chłopaki wolą sport, samochody. Antyweb też tam się znalazł, także i ze względu na to, że gorąco na roku polecałem telefony od myPhone, przy okazji kierowałem do swojej recenzji np. Luny.

Kiedy badałem temat doszedłem do wniosku, iż ludzie w Google znajdują raczej bezinteresownego powiernika. Taki, który "wysłucha" i poda rozwiązania. Skieruje tam, gdzie trzeba. A ludzie w Internecie przychodzą nie tylko po wiedzę. Ale także i po te bardziej osobiste potrzeby - choćby wygadania się z problemów. Wśród kolegów i koleżanek narażą się na śmieszność, wstydzą się. Rodzicom nie, bo są zalatani, nie zrozumieją. To smutne, taka ukryta samotność.

Stąd postanowiłem sobie, że jak już będę mieć dzieci, to postaram się, by z takimi problemami przychodziły do mnie. Nie szukały odpowiedzi na osobiste pytania w Internecie - ale też żeby od pytań do Google nie stroniły. Chodzi o to, by Google nie robił za powiernika, ale za doradcę w czysto technicznych sprawach.

Stąd i do Was apel - Google jest świetny. Google wie dużo i dużo może pomóc. Ale... nie zastąpi człowieka. Więcej zrozumienia, więcej empatii. Tego Wam życzę w pierwszym moim felietonie po Nowym Roku. Miłego wieczoru!

Grafika: 1, 2, 3, 4

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama