Felietony

Google Nexus 7 i Android 4.1 - opisujemy pierwsze wrażenia

Marcin Kamiński
Google Nexus 7 i Android 4.1 - opisujemy pierwsze wrażenia
Reklama

Dzięki uprzejmości przedstawicieli agencji Kalicińscy.com, mamy możliwość opisania Wam pierwszych wrażeń, jakie mieli oni przy pierwszym kontakcie z n...

Dzięki uprzejmości przedstawicieli agencji Kalicińscy.com, mamy możliwość opisania Wam pierwszych wrażeń, jakie mieli oni przy pierwszym kontakcie z nowościami zaprezentowanymi na imprezie Google I/O - tabletem Nexus 7 oraz systemem Android 4.1 "Jelly Bean". Czy po pierwszym uruchomieniu nowy tablet do Google, który w zamierzeniach ma zagrozić rynkowej pozycji iPada, robi pozytywne wrażenie? Jakie nowości czekają użytkowników i deweloperów w Androidzie w wersji 4.1? Przekonajcie się sami!

Reklama

Tablet Nexus 7

Najciekawszym urządzeniem, które zostało ogłoszone podczas Google I/O 2012 jest niewątpliwie nowy tablet Nexus 7, zbudowany przez firmę ASUS. Podobnie jak wszystkie poprzednie urządzenia spod znaku Nexus, także i to zostało zbudowane przy bliskiej współpracy z Google i zawiera czysty system Android 4.1, bez żadnych modyfikacji producenta i preinstalowanych aplikacji typu crapware. Oczywiście dostępny jest pełny zestaw standardowych narzędzi Google - Gmail, Mapy, Nawigacja, Play. Warto wspomnieć, że po raz pierwszy miejsce domyślnej przeglądarki zajął Google Chrome (w poprzednich wersjach był to po prostu Android Browser).



Specyfikacja techniczna tabletu jest naprawdę imponująca jak na tak małe cacko (7” ekran i jedyne 340 gramów). Rozdzielczość 1280x800px co prawda nie dorównuje gęstością pikseli nowemu iPadowi, ale mimo wszystko sprawia, że na tak małym ekranie wszystko jest ostre i czytelne, a kolory naprawdę żywe. Porównując z kiepskim ekranem Motoroli Xoom, której używam na co dzień jest to zdecydowany plus.

Czterordzeniowy procesor i dwunastordzeniowy układ graficzny Tegra 3 oraz gigabajt ramu sprawiają, że gry i aplikacje działają naprawdę płynnie. Ponadto Nexus 7 wyposażony jest w spory zestaw interfejsów i czujników - wi-fi, bluetooth i GPS, przednia kamera do wideokonferencji, akcelerometr, żyroskop, NFC oraz microUSB z funkcją USB host. Niestety zabrakło jakiegokolwiek wyjścia wideo - nie ma portu HDMI, a port USB podobno nie obsługuje trybu MHL (chociaż tego nie jestem w tej chwili w stanie sprawdzić). Brakuje także tylnego aparatu, ale to raczej nie jest problem w tego typu urządzeniu. Tablet posiada jedynie 3 fizyczne przyciski - włączania i regulacji głośności, pozostałe są rysowane na ekranie przez system.

Po pierwszym uruchomieniu, poza konfiguracją konta Google, należy wprowadzić numer karty kredytowej do zakupów w Play Store (oczywiście można ten krok pominąć). Niestety, po wprowadzeniu polskiej karty zostajemy powiadomieni, że nie kwalifikujemy się do otrzymania promocyjnych $25 dolarów na zakupy. Szkoda, bo domyślnie na głównym ekranie umieszczone zostały skróty do Play Books, Play Movies&TV, Play Magazines oraz Play Music. Oferta platformy Google wygląda naprawdę coraz lepiej, ale niestety po powrocie do Polski mogę się pożegnać z dostępem do wszystkiego poza aplikacjami. Szkoda.

Chrome jako domyślna przeglądarka sprawdza się świetnie. Jest szybki, dopracowany i w pełni synchronizuje się z chmurą. Ciekawą opcją jest dostęp do zakładek otwartych na innych urządzeniach. Efektem ubocznym czy raczej konsekwencją zastąpienia Android Browser Chromem, jest brak wsparcia dla Flasha w przeglądarce.

Reklama

System Android 4.1 "Jelly Bean"

Nexus7 jest pierwszym urządzeniem, które napędza system Android w wersji 4.1, znany również jako “Jelly Bean”. Jednak wszystko co napiszę dalej tyczy się również deweloperskich telefonów Galaxy Nexus rozdawanych podczas Google I/O, które jako jedyne dostały przedpremierowy update do wersji 4.1.


Reklama

Jelly Bean nie jest kompletnie rewolucyjną i nową wersją, a raczej ewolucją świetnego Ice Cream Sandwich, który wprowadził zupełnie nową jakość w świecie Androida. Wygląd ikonek i ogólny wizerunek systemowych widgetów pozostaje bez większych zmian. Poprawki są głównie kosmetyczne, mające usprawnić korzystanie z systemu bez wprowadzania rewolucyjnych nowych funkcjonalności.

Zarządzanie pulpitem jest nieco łatwiejsze dzięki inteligentnemu przemieszczaniu skrótów w przypadku gdy chcemy przestawić coś na ich miejsce. Nowe powiadomienia wyglądają niesamowicie - domyślnie pierwsza notyfikacja jest “rozwinięta” i może pokazać więcej informacji (jak np. zdjęcie którym ktoś podzielił się z nami na Google+) a także przyciski do wykonania szybkich akcji (np. “polub” albo “szybka odpowiedź”). Interfejs aparatu fotograficznego dostał małą, ale niezwykle przydatną przeróbkę, która pozwala szybko przejrzeć i odrzucić ostatnio zrobione zdjęcia.


Android 4.1 wprowadza również nową metodę rysowania interfejsu, zwaną wewnętrznie “Project Butter”. Inżynierowie Androida postawili sobie za zadanie przyspieszenie animacji, co bezpośrednio wpływa na odbiór urządzenia i przyjemność z jego używania. O ile przy tablecie z 4 rdzeniami i silną kartą graficzną trudno było ocenić co naprawdę sprawia, że system chodzi płynnie, o tyle przy przesiadce z telefonu Galaxy Nexus wyposażonego w ICS na ten z deweloperską wersją Jelly Bean różnica jest naprawdę widoczna. Czyżby było możliwe żeby fanboye Apple w końcu przyznali, że Android chodzi płynnie? Zobaczymy ;)

Prawdziwą nowością wprowadzoną wraz z 4.1 jest Google Now. Trudno właściwie określić czym jest Google Now poza tym, że łączy funkcje osobistego asystenta, wyszukiwarki, kalendarza i nawigacji. W skrócie jest to narzędzie, które na podstawie naszych poprzednich wyszukiwań, lokalizacji, czasu, a także tras, które często przemierzamy, stara się podpowiedzieć jak najwięcej przydatnych informacji. Przykładem może być zapisane w kalendarzu spotkanie: w odpowiednim momencie Google Now sprawdzi korki na ulicach i podpowie nam że powinniśmy wyjść z domu, żeby zdążyć na czas.

Reklama

W moim przypadku, Google Now zaproponował mi żebym pojechał do sklepu Best Buy w San Francisco, ponieważ rok temu szukałem jego lokalizacji na mapie. Poza tym dostałem automatycznie kurs złotówka-dolar, ponieważ Google Now wie, że mieszkam w Polsce. Na dokładkę, mogłem przejrzeć okoliczne restauracje koło mojego hotelu na wypadek gdybym chciał coś zjeść. Ogólnie wrażenie jest dobre, trochę śmieszny (a dla niektórych pewnie trochę straszny) bajer, ale całkiem sprytnie zrobiony. W codziennym życiu po powrocie do Polski przekonam się na ile jest tak naprawdę przydatny.

Swoje wrażenia z pobytu na Google I/O udostępnili nam:

- Wojciech Kaliciński, Web & Software Development Director w Kalicińscy.com
- Paweł Psztyć, Innovation Manager w Kalicińscy.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama