Felietony

Gdzie się podziali pogromcy flagowców?

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

28

Prędzej czy później musieliśmy zobaczyć taki scenariusz. Smartfony, które kusiły świetnymi podzespołami, niezłym wykonaniem i rewelacyjną ceną, dumnie walczyły z dużo droższymi flagowcami. Najnowsze modele Xiaomi i OnePlus pokazały jednak, że z "pogromców flagowców" zostały już po prostu "flagowce".

Taniej, ale z kompromisami czy drożej, ale bez ustępstw?

Jaka jest Wasza granica kwoty, którą bez bólu serca jesteście w stanie wydać na smartfona? 1k, 2k, 3k? Z jednej strony to wręcz przerażające, że takie małe urządzenia są w stanie kosztować chore pieniądze, z drugiej dla wielu osób to narzędzia pracy i sprzęt, przy którym spędzają najwięcej czasu. Rozumiem więc tych, którzy kupują tanie telefony wychodząc z założenia, że nie ma sensu wydawać za dużo - ale rozumiem też osoby kupujące flagowce za grube tysiące złotych. Jeśli duża część życia kręci się w wokół internetu, a jak najlepsze aparaty i wydajność są kluczowe - flagowiec będzie najlepszym wyborem. Można wiele zarzucić najdroższym telefonom topowych producentów, ale stawiając je w bezpośrednim porównaniu ze smartfonami za 2 tysiące złotych, doskonale widać różnice. Gorsze wykonanie, gorsze ekrany, gorsze aparaty - gdzieś te cięcie kosztów musi się przecież odbywać.

Jakiś czas temu Michał powiedział, że kupowanie smartfona za więcej niż 2 tysiące złotych to dziś fanaberia. To stwierdzenie nie dotyczy każdego użytkownika, ale jest w nim jednak bardzo dużo racji. Szczególnie kiedy mówi się o "pogromcach flagowców". To smartfony nieporównywalnie tańsze, ale oferujące prawie to samo co dużo droższe modele. Zawsze idą oczywiście na jakieś ustępstwa, ale dla wielu osób nieistotne i stanowiące różnice, dla których nie warto dopłacać. Tu najłatwiej wskazać OnePlusa i Xiaomi odpowiednio z modelami OP6/OP7/OP7T i Mi 9. Rewelacyjne smartfony za rozsądne pieniądze - ze szczególnym uwzględnieniem Xiaomi Mi 9, który za 1999 złotych, jakie trzeba było za niego zapłacić w dzień premiery, w zasadzie kosił konkurencję. W starciu z dużo droższymi flagowcami Huawei czy Samsunga nie był najlepszy, ale odstawał na tyle mało, że przy takiej cenie sam bardzo chętnie go polecałem. Przyszedł jednak rok 2020, Xiaomi pokazało następcę, czyli model Mi 10. I wszystko byłoby super, gdyby jego cena nie zaczynała się od 3499 złotych, czyli 1500 złotych więcej niż modelu Mi 9. No i trochę szok, bo bazowy model od Apple, czyli iPhone 11 kosztował w podstawowej wersji 3599 złotych. Do tego doszedł też Mi 10 Pro za 4399 złotych. To dokładnie tyle samo, ile w dniu premiery trzeba było zapłacić za Samsunga Galaxy S20+.

Przeczytaj też: OnePlus 8 i OnePlus 8 Pro już oficjalnie - znamy polskie ceny

To może OnePlus? Niestety też nie, podstawowy OnePlus 8 z 8GB pamięci RAM kosztuje w Polsce 3299 złotych. Nie jest to idealne porównanie, bo swojego OnePlus 6 zamawiałem w mocniejszej wersji, w dodatku z oficjalnego sklepu firmy, ale nawet przy aktualnym, niezbyt korzystnym kursie euro daje mi to około 2500 złotych. A jeśli mnie pamięć nie myli w chwili zakupu z przeliczenia wychodziło około 2200 złotych. Ale po co szukać tak daleko, wystarczy spojrzeć na cenę podstawowego modelu OnePlus 7T kiedy pojawił się jesienią ubiegłego roku w polskiej dystrybucji - 2649 złotych. Nowy OnePlus jest więc droższy od poprzedniego modelu o 650 złotych. Może nie jest to tak znacząca różnica jak w przypadku Mi 10, ale na tyle konkretna, by portfel ją odczuł. OnePlus 8 Pro to natomiast cenowo flagowiec z krwi i kości, kosztuje bowiem 4699 złotych i tu chyba najlepiej wypada na tle S20 Ultra, którego wyceniono na zaporowe wręcz 5999 złotych. Ale kiedy spojrzymy na cenę OnePlusa 7T Pro, nie jest już tak kolorowo - dla przypomnienia sprzęt kosztował 3749 złotych.

Czy pojawią się nowi pogromcy flagowców?

Nie zrozumcie mnie źle - na rynku były, są i będą bardzo dobre smartfony za rozsądne pieniądze. Tyle tylko, że to zestawienie opuściły modele Mi i OnePlusy. Wciąż świetnie prezentuje się stosunek ceny do jakości w serii Redmi i raczej wątpię by w najbliższym czasie Xiaomi zdecydowało się na drastyczne podwyżki cen nowych odsłon tej popularnej serii. Zawęziło się nam jednak pole wyboru i jestem bardzo ciekawy kto wskoczy na miejsce tych dwóch producentów ze swoimi urządzeniami. Bo historia pokazuje, że to nie są odosobnione przypadki, podobną zmianę polityki cenowej zastosował przecież Huawei, który najpierw kusił świetnymi cenami, a potem po prostu wyrównał je z konkurencją. Ktoś przecież musi sfinansować te świetne ekrany, wciąż rozwijające się aparaty, normy wodoszczelności, szybsze ładowanie i tym podobne funkcje właściwe dla najlepszych smartfonów. Swoje kosztują również topowe procesory i to ściana, której najwyraźniej żadna firma nie potrafi rozbić jeśli chce mieć w swoim urządzeniu najmocniejszego Snapdragona. Producenci tworzą je nie po to żeby dać nam jak najtańsze smartfony, ale żeby jak najwięcej zarobić - a wcześniej oczywiście rozkochać w swojej marce. A najłatwiej przecież zrobić to konkurencyjnymi cenami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu