Felietony

Gdyby nie smartfon dałbym się w sklepie naciągnąć

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Kupować trzeba z głową. Zimną głową. A o taką trudno w szale przedświątecznych zakupów - zdaję sobie z tego sprawę. Wypada się jednak starać, bo chodz...

Kupować trzeba z głową. Zimną głową. A o taką trudno w szale przedświątecznych zakupów - zdaję sobie z tego sprawę. Wypada się jednak starać, bo chodzi o dość istotną rzecz, lepiej, by portfel po świętach nie świecił pustkami. Czasem wystarczy wyciągnąć telefon i szybko sprawdzić "złotą ofertę" sklepu. Oby ludzie częściej to robili - może część sprzedawców zrezygnuje z robienia ludzi w balona...

Reklama

Jakiś czas temu, przy okazji dnia singla, a zatem chińskiego festiwalu zakupów, pisałem, że e-handel miał być antidotum na sztuczki sprzedawców. Dowodziłem również, że stało się inaczej, że internetowa sprzedaż też ma swoje minusy i na różne sposoby próbuje się naciągać klientów. Udawane promocje, wyimaginowane rabaty, zachęcanie (intensywne) do kupowania kolejnych towarów - to widzimy i w realu i w cyfrze. To drugie miejsce ma jednak tę zaletę, że ofertę można szybko sprawdzić, skonfrontować super promocję z rzeczywistością. Wystarczy przecież otworzyć nową kartę w przeglądarce i po kilkunastu sekundach wiemy, czy jesteśmy naciągani. W tradycyjnym handlu też trzeba to robić.


Wybrałem się wczoraj na większe zakupy i wstąpiłem m.in. do drogerii. Popularna sieć, sporo klientów. Przy kasie ekspedientka proponuje mi produkt X - jest w promocji, cena niższa od wyjściowej o kilkadziesiąt procent. Zazwyczaj od razu mówię "dziękuję", ale tym razem jest inaczej: i tak zamierzałem kupić produkt tego typu. Chwila zawahania, palce uderzają o portfel, w głowie dzwoni myśl "bierz, bierz - zaoszczędzisz kilka dyszek!". Ale nie biorę - postanawiam obejrzeć produkt. Nie chcę blokować kolejki, więc wracam między regały, tam też znajduje się przeceniony produkt.

Biorę pudełko do ręki, patrzę jeszcze raz na ceną (ceny - starą i nową), dochodzę do wniosku, że jest nieźle. Solidna marka w niezłej cenie - zrobię sobie prezent i jeszcze przy tym zaoszczędzę. Czas na ostatni test: "próba telefonu". Kilkadziesiąt sekund później jestem już poza sklepem. Bez rzeczonego produktu. Szybka wizyta w Sieci uświadomiła mi, że ta promocja to nie promocja. W ulokowanym niedaleko sklepie ten sam towar można kupić taniej. I jest to cena wyjściowa. Okazuje się, że w wielu sklepach kupię ten produkt za takie same lub mniejsze pieniądze. Cena wyjściowa w drogerii była po prostu z kosmosu.

Niby nic nowego, niby stara zagrywka, do której powinienem być przyzwyczajony. Jednak trudno się do tego przyzwyczaić - nawet po latach stykania się z takimi złotymi promocjami. Jednocześnie jestem naprawdę zdziwiony: w czasach, gdy tę ofertę można szybko sprawdzić, porównać z innymi, ktoś próbuje tak naginać rzeczywistość? Rozumiem takie zagrywki w poprzedniej dekadzie, ale teraz? Przecież zdecydowana większość klientów ma w kieszeni smartfona. Kika dotknięć palcem i wiemy czy to się opłaca. Najwidoczniej jednak niewiele osób to robi - pole do naciągania nadal spore.


Po wczorajszych zakupach zastanawiam się, czy takie ściemy długo jeszcze będą funkcjonować w handlu, zwłaszcza tym tradycyjnym, stacjonarnym. Intryguje mnie, jak wpłyną na to nowe rozwiązania, jaka będzie skala zmian i kiedy (ewentualnie) przyjdzie czas na poprawę. Powszechność smartfonów przełoży się jakoś na poprawę sytuacji? Sprawdzałem wspomniany produkt, bo kosztował kilkadziesiąt złotych - gdyby był tańszy, pewnie nie wyciągałbym telefonu, brałbym w ciemno i dziękował za promocję. Pojawia się zatem myśl, że w ten sposób można klienta nabijać w butelkę długo po mobilnej rewolucji, gdy ten sprzęt na dobre zadomowi się w naszych kieszeniach i torebkach.

Reklama

Handel się zmienia, pojawiają się nowe rozwiązania i narzędzia, ewoluuje cała branża. Dowiadujemy się o hybrydowych projektach, o wprowadzaniu do sklepów elektroniki, beaconów, aplikacje mają tu odgrywać spora rolę. XXI wiek w handlu. Zakładam przy tym, że niektóre rzeczy pozostaną po staremu. W tym chęć niektórych sprzedawców do nabijania klienta w butelkę. Korzystając z nowoczesnych metod, ale jednak.

Ciekawe, ile osób kupi przywoływany towar w drogerii i będzie się cieszyć z zaoszczędzenia kilkudziesięciu złotych?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama