Ubisoft znany jest z tego, że mocno eksploatuje własne marki. Tym bardziej dziwi, że zdecydował się zainwestować czas, pieniądze i zasoby ludzkie na stworzenie takiej świeżej gry. Sprawdziłem zamkniętą alfę For Honor i nie mogę doczekać się pełnej wersji.
For Honor intrygowało już przy pierwszym zwiastunie i kompletnie się temu nie dziwię. Seria Dark Souls przypomniała światu, że ludzie nie chcą jedynie strzelać, ale również chwycić w wirtualne dłonie miecze. Trudno jednak posądzić Ubisoft o próbę podpięcia się pod popularność serii DS, For Honor to bowiem gra inna, choć stawia na pewien podobny element - umiejętne posługiwanie się orężem.
W For Honor zdecydowano się postawić obok siebie wojowników różnego rodzaju, co na chwilę obecna nie ma większego logicznego sensu, ale nie o to tu chodzi. Mamy więc wytatuowanego wikinga, samuraja czy rycerza w lśniącej zbroi - i takie połączenie pod względem starć sprawdza się świetnie. Po co więc doszukiwać się tu jakiejś logiki czy historycznej prawidłowości?
Specjalnych podobieństw do wspomnianego DS bym się jednak nie doszukiwał, bowiem Ubisoft postawił na bardzo świeży i fajnie prezentujący się system walki. Skupić musiałem się na lewej i prawej stronie mojego wojownika, każdą z nich bowiem można zarówno wyprowadzać ataki, jak i blokować uderzenia przeciwników. W dzisiejszych czasach większość producentów zdecydowałaby się na sekwencje QTE, tymczasem twórcy For Honor stawiają na odpowiednie wyczucie momentu uderzenia poprzedzone oczywiście odpowiednio szybkim „ogarnięciem” z której strony przyjdzie atak. Nie radzę trzymać broni w geście obrony w jeden sposób, przeciwnik szybko to zobaczy i wyprowadzi atak tam, gdzie najmniej się go spodziewacie. W ruch poszły gałki pada, do czego trudno mi się było na początku przyzwyczaić, potem jednak całkowicie ten pomysł kupiłem - skoro mamy dobre kontrolery, czemu nie zrobić z nich trochę „oryginalniejszego” użytku?
Mechanika wydaje się prosta przez pierwsze 30 sekund, po chwili okazuje się bowiem, że tu nic nie dzieje się przypadkowo i nauczenie się odpowiednim operowaniem własnym orężem zajmie przynajmniej kilka godzin. A potem i tak spotkacie kogoś, kto zrobi to lepiej - dla mnie to wystarczający powód do spędzania czasu przy grze. Trenowanie własnych umiejętności w wirtualnym świecie to miła odmiana po godzinach spędzonych na strzelaniu, choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie będę w For Honor wymiataczem - wersja alfa dała mi to przynajmniej do zrozumienia.
W alfie pokazano 6 postaci, po 3 dla każdej ze stron konfliktu. Dano również do zrozumienia, że poza trenowaniem techniki posługiwania się bronią, będziemy musieli również wydawać wirtualną walutę w sklepie celem nabycia odpowiedniego wyposażenia oraz odpowiednio dopasować umiejętności naszej postaci tworząc tak zwane buildy. A tych do odblokowania trochę jest.
Warto napisać też kilka słów o oprawie, bowiem For Honor już na tym etapie wygląda po prostu świetnie i działa bardzo dobrze. Testowałem wersję na PlayStation 4 i naprawdę ciężko się tu do czegoś przyczepić, a biorąc uwagę przywiązanie do szczegółów - ciężko też się czasem po prostu na pewne elementy napatrzeć.
Taka trochę MOBA
Dziwne porównanie, prawda? Ale w pewnym sensie trafne, bowiem na polu bitwy spotkacie nie tylko podobnych sobie wojów, z którymi przyjdzie się zmierzyć. Poszatkujecie również hordy nacierających postaci - może nie tak duże jak chociażby w Dynasty Warriors, ale dzieje się. Podczas gdy we wspomnianej grze wrogów były setki/tysiące, tu mniejsza skala oznacza, że można bardziej skupić się na emocjonującej walce, a nie wycinaniu bronią pól przeciwników - super. Starcia w obu przypadkach są widowiskowe, choć zabrakło mi trochę brutalności - zdaję sobie sprawę, że większa brutalność oznacza większe ograniczenia wiekowe przy sprzedaży, ale tego typu walki aż proszą się o trochę większy realizm pod względem spotkań miecza czy topora z ciałem. Nie jest to minus, a jedynie moja luźna dygresja.
To nie jest tylko bezmyślna sieka
Jestem For Honor miło zaskoczony, spodziewałem się bowiem czegoś bardziej zręcznościowego, nastawionego przede wszystkim na dynamiczną walkę. I faktycznie, dynamiczną walkę dostałem, przy okazji jednak pokazano, że system rozgrywki będzie rozbudowany, a nauczenie się postaci zajmie długie godziny. Podobnie jak odblokowywanie odpowiednich umiejętności, przy jednoczesnym ogarnianiu (strategicznie) całego placu boju. Co więcej, już na etapie alfy gra nie tylko wciąga i potrafi zaciekawić, ale pokazuje również, że to naprawdę duża i rozbudowana produkcja ze świeżymi rozwiązaniami i niecodziennym systemem walki. Ten może wydawać się trochę trudny i przekombinowany, ale dzięki takim rozwiązaniom, nie znudzi się po tygodniu od premiery. Dużo oczywiście zależy od tego jak Ubisoft rozwinie pomysły i jak będzie wspierał swoją nową markę. Bardzo się jednak cieszę, że świeże pomysły od francuskiego wydawcy widzimy już nie tylko w małych, przeznaczonych dla cyfrowej dystrybucji produkcjach, ale również w dużych tytułach AAA, gdzie inwestowane są ogromne pieniądze. No bo ile można tworzyć same AC i FC - to naprawdę fajne serie, ale chyba wszyscy mamy już ich przesyt. Tymczasem For Honor zapowiada się na coś naprawdę świeżego. I oby wypadło lepiej niż The Division, które faktycznie było fajne, ale ostatecznie nie słyszę już by ktokolwiek w nie jeszcze grał.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu