Felietony

Fitness gadżety - zamiast dbać o nasze zdrowie, wpędzają nas w obsesje

Dawid Pacholczyk
Fitness gadżety - zamiast dbać o nasze zdrowie, wpędzają nas w obsesje
56

Ostatnio jakoś tak się składa, że dużo negatywnej energii wylewa się z moich tekstów. Mam nadzieję, że ten zamknie tę smutną serię. Chcę porozmawiać o obsesjach związanych z fitness gadżetami. Obsesjach wywołanych przez ciągłą potrzebę osiągania celów, zdobywania punktów i otrzymywania za to natychmiastowej nagrody.

Kiedyś wystarczył rower.

Zabawne, że kiedyś wystarczyły mi trampki, rower albo kawałek żelastwa i utrzymywałem naprawdę dobrą formę. Pomiar tętna? A co to? Analiza spalonych kalorii? Jedyne co wiedziałem o kaloriach to to, że są smaczne. Nie był to efekt mojej ignorancji, raczej opisałbym to jako połączenie młodzieńczej głupoty z faktem, że edukacja dotyczące zdrowych nawyków żywieniowych praktycznie nie istniała. Internet nie był tak łatwo dostępny więc i informacje nie krążyły z prędkością znikającej na imprezie pizzy.

Nie zmienia to faktu, że ja i moi kumple byliśmy w naprawdę dobrej formie. Oczywiście metabolizm nastolatka czy osoby rozpoczynającej swoją przygodę z dwójką na początku robił robotę. Jednak, gdy ludzie chcieli być w formie, po prostu to robili. Nie potrzebowali gwiazdek na telefonie, mrugających zegarków czy wirtualnej widowni. Po prostu się ćwiczyło wiedząc, że na efekty trzeba poczekać. Mieli świadomość, że nagrody nie będzie na końcu treningu za 45 minut tylko za kilka miesięcy czy lat.

Teraz jest…inaczej

Teraz ciężko znaleźć na siłowni czy w fitness klubie osobę bez kilku gadżetów na sobie, które (ona) uważa za absolutnie niezbędne, aby dobrze wykonać trening. Wpadamy w obsesję wirtualnego nagradzania samych siebie. Znam osoby, które bez takich bajerów nie są w stanie normalnie trenować. Po prostu brakuje im wtedy motywacji. Jak nie dostaną zielonej plakietki przy kolejnym dniu, to trening się nie liczy i chodzą wkurzone.

Powiem więcej...sam się złapałem na tym, że wsiadając na rower zaraz schodziłem, żeby wrócić po swojego smartwatcha i odpalić trening. Po co ja to robię? Przecież i tak nie analizuję tych danych. Nie wyciągam z nich wniosków. Nie szukam miejsc do poprawy. Ja po prostu idę pojeździć na rowerze i przy okazji posłuchać jakiegoś podcastu czy audiobooka. Jedyny powód, jaki przychodzi mi na myśli to zaspokojenie jakiejś dziwnej, niezrozumiałej dla mnie potrzeby.

Chcę kolejną odznakę

Fajnie być poklepanym po plecach, nawet wirtualnie. Przyjemnie jest mieć świadomość dobrze wykonanej roboty. I tak przechodzimy do marketingu najwiekszych producentów tych gadżetów. Umówmy się, większość tych urządzeń kierowanych jest do totalnych amatorów takich jak ja. Reklamy wmawiają nam, że dzięki nim nasze życie stanie się lepsze. Jesteśmy bombardowani wizerunkiem młodych, uśmiechniętych i wysportowanych ludzi i to nas kręci. No i nie zaominajmy, że kroki, które nie są zmierzone przez naszą opaskę nie spalają kalorii bo się nie liczą.

Dodajmy do tego marketing śmierci ze strony Apple, czyli bombardowanie nas historiami ludzi, którym Apple Watch uratował życie. No teraz to go muszę już mieć!

Oczywiście, że dostrzegam wartość płynącą z tych urządzeń, szczególnie u osób na poziomie wyższym niż totalny amator czy sportowiec niedzielny. Jednak większość z nas daje się ogłupić temu wszystkiemu. Łykamy jak pelikan te brednie o lepszym jutrze, a w zamian nie oddajemy tylko naszych pieniędzy, oddajemy też naszą prywatność. Komizm tej sytuacji polega na tym, że pisząc ten tekst, łypie na mnie mój smartwatch, który leży wygodnie na moim lewym nadgarstku od rana.

No dobra, ale czas chyba na jakiś morał tej przydługawej historii, która stawia większość z nas — wraz ze mną — w pozycji mało rozgarniętych, ogarniętych paranoją „ludziów” wierzących we wszystkie reklamy. Morał dla Ciebie? Nie mam pojęcia. Serio. Zastanów się, czy jakkolwiek się ze mną zgadzasz, czy nie i ewentualnie zostaw komentarz. Morał dla mnie? Piętnaście razy zastanowię się przed zakupem jakiegoś kolejnego gadżetu i poważnie rozważę czy go potrzebuję, czy może biegnę w jakimś dziwnym wyścigu pt. „Posiadanie”.

Aaaa i na koniec...jeśli faktycznie umiejętnie wykorzystujesz tego typu sprzęt to tekst nie jest kierowany do Ciebie. To po pierwsze. A po drugie. Nie ma nic złego w posiadaniu rzeczy, szczególnie takich które nam się podobają i które lubimy. Same gadżety nie są złe, ale też nie zrobią za nas formy. Jeśli nie masz motywacji, jeśli Ci się nie chce to nie szukaj jej w technologii.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu